Przedmiotem tego wiersza jest strofa,
bielizna, negliż kosmosu na pokrycie
ran. Nie zsunę jej z siebie ukradkiem,
nie wyjdę poza nią. Rozłożę za to,
rozstawię klocki tanatopraksji wokół
jej czterech krawędzi, w każdym
swobodny rym żeński, stężony
dip z okalania, płyn życia bez
transcendencji. Tym właśnie
jestem zazwyczaj, najszczerszy
w zapamiętaniu, schylony
nad bartkowizną któregoś
z czterech wersów i nad
istotą sąsiedztwa, które
zagraża jednościom. Oto
jest wzór mojej strofy.
Wycięty kwadrat słoniny
do włożenia do ust. Koronki
na czarnym tle. Nie brykiet
dla Malewskiego, ale mleczne
światło, pełna mlecz-koronka.
Biologia eucharystii.
Ozorek stający w ogniu
na pokarm pięćdziesiątnicy.
7.07.2015
No comments:
Post a Comment