Eine heine Nachtmusik
Nie niepokój mnie. Pozwól mi odejść bez niepokoju
po wydaniu książki, która po latach, a przynajmniej
nazajutrz, nazajutrz po mojej śmierci, okazałaby się
istnym tomikiem gwałtu.
Nie przerażaj mnie. Pozwól mi umrzeć bez uczucia
terroru. Pozwól mi też gasnąć nieswarliwą, nierzew-
ną. Tak jak to umożliwiasz, uprzystępniasz to prze-
cież swoim świątynnym
prostytutkom. Że będziesz mi powtarzał, „nie
ty, Marto, pisałaś tę książkę. Pisało je bowiem
gówno zamiast mózgu”, wiem. Że będziesz mi
powtarzał, „i to właśnie
gówno, gówno zamiast mózgu, powiedziało do
mnie w sobie znanej melice – indeed I have lo-
ved you”, wiem. Tak szepcze słowik w livebok-
sie „indeed, indeed I am
loved”, tak jęczy motyl w loveboksie „indeed, in-
deed I love”. Przekwita już sukienka małej Gra-
żynki Świąteckiej. Podnoszą się mury Jerycha
i fosa menopauzy. Nie
znie-
ważaj mnie, proszę. Istniałam nie wedle prawa,
lecz wedle zabitej reguły. Pismo to nie krako-
wiak, dzień pracy nie oberek, moje imię nie
pastwa.
Czterdzieści i trzy.
Czterdzieści i trzy i pół.
Marta Pastwa Świątecka,
Martwa Pasta Świątecka.
6.02.2016
1 comment:
mocarny wiersz
Post a Comment