Saturday, April 23, 2016

Nie odchodzi



Twoje imię, Iluzjo, gdy stoję przed wejściem do domu pracownika
i zgiełdanymi oczyma staram się wypatrzeć otwór, który podobno
należy wypełnić kluczami, wypełnić go dobrze, jak dobrą służbę.
Co słonko dziś podpali, by się dziwowali? Czy w słonku strzelali,

by na mszę się zmawiali?

Rurociąg przyjaźni. Imię róży, nazwisko Różewicza. Ziemi włos-
kiej do Polski. Ziemi polskiej do Włoch. Różewicz, ziemniaczana
mantykora, romantykora – meduza polska, Perseusz włoski, lustro.
Meduza polska, ta, która ocalała prowadzona na rzeź z nieodżało-

wanym, żydowskim

bazyliszkiem. Różewic, psiankowa twarz z solą w oku, cukrem
na ustach – półsprażonym, półkarmelem – rozdzierająca: matka
odchodzi, matka mi, ludzie, ludzie, mi matka, matka mi odcho-
dzi. Ludzie dobrzy, odbijcie, odbijcie moją Królową, Królową

 Odch mi odbijcie.

A tak wcale nie jest, wcale być nie musi. Bo czy w słonku strze-
lali, by na mszę się zmawiali? Do bistra zwierzęcej żałoby scho-
dzą nasi rodzice. Torf tam jaśniejszy od gwiazd, mocniejszy od
kaesów. Twoje imię, Iluzjo. Twoje nazwisko, Aluzjo. Pod do-

mem podnosi się mgła,
gruz kosmicznej łapanki.

23.04.2016

No comments: