Sunday, April 9, 2017

Autodafe (9)


36

Ależ dlaczego rani cię nienaturalność tego poematu?
Doprawdy, i to jeszcze taki język jak mój? Starczy i
szum perlatorów o zmierzchu, aby go zagłuszyć, by
pocałunek nie przetrwał, a na granicy pomiędzy tek-
stem a okiem pojawił się ząb. Jeden, drugi. I niechaj
tobie się wydaje, że czytasz kolędę Karpińskiego i
biegnie za tobą cyprysik Lawsona, wtór taki, spoś-
ród wtór wielu, wtór z brzegów osamiały, choć na
połaci wtórwiel. Zaśpiewaj jednak choć jeden z je-
go tekstów, poczujesz, jak Karpiński w ciebie wni-

37

ka, rozszerza cię, jak sprawnymi palcami spaceruje
po wnętrzu. Mit o chropawej płaskorzeźbie z przy-
stawionym szpikulcem włożysz między baśnie, a
przez łyskliwe okno wystawisz okrągłą magnolię.
I wtedy uchwycisz może jego usta, dwa cyprysiki
Lawsona złączone zgłębionym spojeniem, aś nie-
przyduszone kopytem. Odkryjesz nie tylko w du-
mie Karpińskiego jej seksualność, ale nawet i w
Pieśni o Narodzeniu Pańskim hormonalne gniaz-
do, w którym szaleje szablak pastwiący się nad

38

zalotką. Wyśpiewujesz ten wtórwiel, Kamień Po-
morski obrazy w obecności rodziny po złamaniu
opłatka, aż trafia cię kamień karpiński, przerywa 
epokę śpiewu. Wypluwasz uśmiech Karpińskich,
wypluwasz jego usta, którymi kanelowałaś syla-
by jego kolędy. Zwymiotuj jego herb Korab, jeśli
chcesz przeżyć ten wieczór, wstaw w puste miej-
sce swój palec i nazwij styk Gadziogłówką. Tak
demon Karpińskiego szpuntuje kończący się rok,
szpuntuje, lecz nie zapładnia, aż niedogasły wciąż

39

fiks sam ostatecznie kruszeje. 
                     - - -
                                                                - - -
                                                Samotonia – krzyczał
w niebo Iwaszkiewicz, ale cenzor i tak – bezwzględ-
nie robił swoje. Pewnego chłodnego ranka z „Gebet-
hnera i Wolffa” powywożono Brzezinę, a nie Samo-
tonię. Ja umarłbym, powiadam Wam, umarłbym ze
smutku. Gdybym nie miał demona, co by mnie pod-
dźwignął. Nie miał bystandera, co by mnie z domu
wywiódł do niedalekiej traktierni pod światło poża-
rnej barbulki – pod żarnym pozorem nie zbliżaj się
do niej. 
  - - 

                                    - -                         - -
             Ogień krzepnie. Blask ciemnieje. Ścierają-

40 ⅓ 

cy się flek buta, rytm wewnętrzny, w którym ukry-
wam utykającą stopę własnego wiersza, urywa się

                *

właśnie. 

Brzezina, 8-9.04.2017


Wytłumaczenie

40

Pozwól, że ci wyjaśnię. Ostatni pentaptyk pisałem
z perspektywy zawiedzionego kochanka. Nie, nie
to słowo służyć mi będzie najlepiej: przerażonego
kochanka. Widzącego, jak gwałci się jego Psyche,
jak Psyche przerabia się w ptyche, co z greki zna-
czyło: „składać”. Poliptychos – wielokrotnie złożo-
żony, co dla istoty czującej znaczy: raz po raz pene-
trowany. Kochanek widzi dosyć wyraźnie: jego ow-

41

ca wybrała gwałt i staje w wąskiej sali zmienionej na
ucho igielne za sprawą jednej sonaty. Widzi ostro: pa-
dają płatki wełny pomieszanej. Na dźwięk pentamet-
ru, najprostszego chwytu: D, E albo G na kosmicznej
gitarze. Zrozumiał to Iwaszkiewicz, ogółem rzecz bio-
rąc: zrozumiał to modernizm, dlatego otrzymał knebel
i opaskę z blankverse’u. – Co? Nie, nie wiem, czy dek-
laruję się w tym momencie jako spóźniony modernista,
czy po prostu zakochałem się w jego praumyśle, który
jest literacką cytadelą. – Kogo praumyśle? No, jak to

42?

kogo? Iwaszkiewicza. O nim tu
przecież mówimy.

                *

Nie wiem.

Oświęcim-Samotonia, 10.04.2017

No comments: