Tak właśnie było. Uważnie niosła herbatę, a mimo to
pistolet przestrzelił jej rękę. Niepiśmienni i
niewierzą-
cy, Was o to proszę, wytłumaczcie mi, proszę, mrocz-
ny sekret jej nieprzerwanego wycia. Chcę jedynie po-
wiedzieć, że nie jest to zmyśleniem. Wcale nie: Żonę
podnosiłem ze zmiażdżonego stołu operacyjnego, ale
chude, ogrodowe jeszcze ramię – przyciskające: aż w
serce – leśnej piersi – Skowyt Ginsberga – spis treści!
Tak właśnie było. Wrzeszczała aż zburzyła nasz dom
do ostatniego ceglastego okruszka. Wyrykiwała z sie-
47
bie kastrologię i kastronomię, które: za jednym
zama-
chem rozrywały na kawałki – astrologię i astronomię.
Bądźcie wyrozumiali dla mnie, o niepiśmienni, o nie-
wierzący i wybaczcie to, o czym mówię (kim całe ży-
cie byłem, by mówić dziś o współżyciu). Krwawiłem
podczas seksu z nią (nazwała go sekretnym obrzędem
łacińskiej nocy), jakbym cierpiał na hemofilię –
czło-
nek-mak, tęsknie żarzący się puzzel w jej lodowatych
rękach. Panie, a Boże mój, zamienić by się: rozumami
z warszawiakiem, penisami z krakauerem, sercem – z
48
najstarszym karmelitą bosym, którego spotkam; żona-
mi jednak – zamienić się tylko z Tobą. Niech będzie,
że moja arcytakmoc przeciw ludzkiej – arcyniemocy,
choć nie wiem, co to znaczy. Czy – Twoim zdaniem,
powinienem wiedzieć, powinienem jasno pojmować,
jak takludzkie nawraca nieludzkie: w Autodafe? Dla-
czego by znów tylko ja? Może każdy z nas powinien
zasnąć z przykładową tablicą Ishihary pod poduszką.
Wypijać koktajl snów: z całym osadem koszmarów?
Zaprzestać gry w etycznego squasha; pozbyć się mo-
49
ralnego wykrywacza złota? Coś poszło: nie po mojej
myśli, co gorsza, coś poszło nie po moim sercu. Bez-
brzeżne wody juchy wykipiały, odsłaniając pierwszy
słoweński statek o nazwie „Klavnica” – „Rzeźniczan-
ka”. Nie wmawiaj mi, proszę, że dotarłem: do ściany,
bo doszedłem do drzwi obrotowych – ja – dzieciak z
szarości, syn kobiety w bieli i mężczyzny – w czerni.
Poszły dłonie po betonie, nie krzyknąłem – pieprzyć
dłonie. Poszły krzyki na spławiki, nie krzyknąłem –
pęcherzyki. Na oczach kilka zdumionych przeszłów
50
odprawiłem poszłów greckich. Nie mówię przecież,
że włączonym noktowizorem erudycji – zaburzyłem
kolor u nasady narodu, który (bezwolnie) kroczył w
ciemnościach. Nie twierdzę również, że odżywiłem
zniszczone włosy ojczyzny, spalone słońcem litera-
tury światowej. Pomimo wszystko: doświadczałem
cierpienia. Moja żona nie żyje. Porozpływała się jak
kamfora w kwaśnym deszczu nieśmiertelności. Wy-
ciągnięty za pierś z łóżka ostrym scyzorykiem spra-
wozdań naukowych, myślę o małym drzewie: broni
*
siebie
*
*
*
do śmierci ude-
rzeniami: berła.
24-26.07.2018
No comments:
Post a Comment