Rodzaj
estetycznej cieśni
41
Warzywo dzikiego
bzu. Ryby ciernistych krzewów w
wichrowych
wzgórzach akwarium. Golf na Golgocie:
Golg na Golfocie
– smażenie słowa „sportsmenka” w
ciężkiej wodzie
słowa „sport”. Wyobrażam sobie sie-
bie jako
neandertalczyka, który w samym środku era-
temu
paleozoicznego (jak gdyby ordowik miał nigdy
nie przeminąć)
spotyka młodego Thomasa Manna sy-
luru. Matka
Norwida żywi się w ciąży ostrakoderma-
mi i bez pamięci
zakochuje się w ojcu Karola Wojty-
ły za dnia i w
nocy przyrządzającym stare wielkoraki
42
i wyrabiającym
pigment. Nie nazwę tu niczego rzezią
wołyńską
karbonu. Nie miałbym cierpliwości przybli-
żać (przebacz
mi, bo nawet tobie) całej paleozoicznej
Rzeczpospolitej
Obojga Narodów. Smołą tego nie le-
ją, a
petroformami – nie kreślą. Rzekłbyś, że zdrowo
popierdolona, a
chorowała, nieprzenikniona – zleżała
kość w
prześcieradło. „Tirem w dom, hondą w twarz,
małym fiatem we
włosy” – powiedziałby Eliot, strzą-
sając z głowy łupież
zwierzęcy: nóżki łabędzia, mus-
kuły sowy, członek
skowronka (Kwartety na ptasi
43
prysznic).
Gdyż – co może za pierwszym razem nieź-
le przestraszyć,
raz na ruski rok wydarza się: miesiąc
angielski! Henry
James strzela, James Herriot – kule
nosi, Joseph
Conrad – ginie. Przyzywasz (resztką sił)
pterodaktyla,
aby zapytać, gdzie rosną poziomki, ale
słyszysz od razu
z ust plateozaura: „tam, gdzie rosną
poziomki,
dotrzesz tylko drogą, na której już całkiem
uschnęły sosny
syberyjskie”. Wyobrażam sobie, że
jestem
półanalfabetą, więc (Bogu niech będą dzięki)
nie rozumiem
tych słów, nie przywodzą mnie one do
44
rozpaczy bez
utraty nadziei. Virginia Woolf zasłania
własnym ciałem
Bridget Jones i tym tylko sposobem
ratuje ją przed
śmiercią. Bardzo poważnie raniona, u-
derzona ostrzem
trzoneczkowatym w nogę Irena Sol-
ska oddziela –
ogniem, mieczem, szparką i perłą: sze-
pty konodontów i
krzyki maniraptorów. Na miły Bug
trafiają
jednokomórkowe glony-akritarchy, lecz to na
nie mniej drogą
Odrę docierają (pierwsza, druga, trze-
cia po przełamanym
drzewku bonsai) czarne (jak noc)
małżoraczki: z
geochronologicznego jądra ciemności?
45
Czyta się to
fatalnie – wiem. Powiem więc – prosto z
mostu:
wagarowałem w dniu lekcji bezgranicznej od-
wagi. Wszyscy co
do osoby: Mann, jego córka i mat-
ka, jego syn,
jego żona, fani i prześladowcy, architek-
ci wizerunku
oraz kowale intertekstualnej pół-aureoli,
wszyscy co do
osoby ruszyli na Mannowce – ja poje-
chałem do
Biłgoraja na wakacje życia z jedną kropel-
perełką krwi w
tle. W ceramicznych przyłbicach: oni.
Przyglądali się
ranom bielejącym na skórze krokody-
la. W zabytkowym
kasku faktu i plotki ja-wąs z Księ-
*
gi Rodzaju falujący:
pół-pejsem
na wietrze. Nie
strasz, bo się ze-
srasz – zębiska literatury
szczot-
kowałem do krwi.
20-21.07.2018
1 comment:
Bardzo mi się ten blog podoba. Szkoda że nikt tego bloga nie komentuje.
Post a Comment