Saturday, August 10, 2019

Autodafe. Epilog (17)


Wielka schizma została zakończona i wróciliśmy
do światopoglądowej zgody, jak w średniowieczu,
kiedy w to samo wierzyli teolog, bednarz i rolnik.

Cz. Miłosz, Nie lubię zachodniego sposobu myślenia

37

W Who’s who in Twentieth Century World Poetry pod redakcją Alana
Parkera notatka o Jeremym Halvardzie Prynne’ie graniczy z notatką o
Julianie Przybosiu. To dobrze – jeżeli przetłumaczę na język angielski
Więcej o manifest, nastąpi anglo-amerykańskie „zawieszenie niewiary”
i tekst Przybosia (złożony pierwotnie z nieskładalnych słów-ekranów)
przeleje się płynnie w Kitchen Poems, Kitchen Poems w White Stones,
a White Stones na powrót w polskie Śruby, Oburącz i Równanie serca.
Jeżeli rozumiesz, co przepływa w co, jeśli potrafisz naraz – i zgłębiać,
i prześwietlać rozległość transformującej się treści, ogromnie głęboko
rozumiesz, że patrzysz na metempsychozę (nie fotosyntezę) literatury

                *

w teraźniejszości:

36

serpentynę Litwy z Polską, rozprawę Niemenrose nie z Wisłarose, ale
z Niemandrose. To dobrze, że zachowuję się tak, jakby istniała: misty-
ka, na rozległym terenie której bombastyczne zstępuje w tomistyczne:
literatura polska naprawdę nie potrzebuje (jeszcze jednych) Wersetów
panteisty – wyobrażasz sobie powtarzać w nieskończoność (dla przyk-
ładu serca) goldbergowską rekolekcyjność? To dobrze, że – postępuję
tak, jakbym rzeczywiście potrafił przetłumaczyć praidiom „fire on the
hearth” Jeremy’ego Halvarda Prynne’a: polskie wiersze naprawdę nie
potrzebują tomików o tytułach takich jak woda na Marsie Jerzego Jar-
niewicza. Polskie wiersze potrzebują harf pedałowych: nie tyle do gry,

35

nie tyle do ukończenia angelogenezy, chodzi o paleontologów, którzy
umieliby rozszerzyć równanie antropogenezy poetów o książki, ludzi,
o słowa „niech jedzą ciastka” (Maria Antonina), „niech jedzą kiszoną
kapustę” (Władysław Gomułka) czy „niech przestaną żyć w celibacie”
(Krzysztof Szczerski). Dlaczego w Wielkiej Brytanii (pomiędzy 1970
a 2000 rokiem) dało się zrozumieć wielkość Prynne’a – opracowywał
politematyczne, literackie freski o potężnej liczbie ośrodków znaczeń:
uaktywnianych naraz, a w Polsce (pomiędzy 1980 a 2020) wciąż wyg-
rywa gangsterstwo jednego endemicznie, totemicznie trwałego wątku,
nigdy nierozdzielalnego, przenoszonego z wiosek do miast jako kulka

                *

obsesyjnej jedności?

34

Tymczasem mógłbym w najmniejszym sołectwie, na wiele sposobów,
wyrecytować przetłumaczone: „we are easily disloyal, again – and the
light touch is so quickly for us”, i zostałbym zrozumiany. Nie byłbym
(to ważne) we wsi ewangelickiej, we wsi potatarskiej. Sąsiedzka wieś,
bardzo typowa w powiecie ostrołęckim – Gierwaty, Ogony, Obierwia.
Mówiłbym, kładąc zakrwawiony listek sałaty na języku: „we are easi-
ly disloyal” i zaciskał oczy – usta i oczy – władza poezji rozszerza się
powoli: „again”. Chmura sejmików ziemskich rozpływa się w biuście
słońca: „and the light touch is su quickly (»fire on the hearth«, fire on
the hearth – śpiewam istnieniem) for us”. Metamorfoza galaretki: kra-

                *

ina.

10.08.2019

Tuesday, August 6, 2019

Autodafe. Epilog (16)


Otwórzcie „Trzy zimy” „Elegie duinejskie” „Ciemne świecidło” „Obroty rzeczy”
„Portret artysty z czasów młodości” „Proces” „Kadysz” „Grę w klasy” „Biesy”

K. Brakoniecki, Portret młodego poety

41

Nic nie jest proste. Nieważne, ile ogrodów bezpośredniości wysiejesz
nocą – płoną niezmiennie nazajutrz. Oczywiście – mamy całe pseudo-
-literatury. Specjalizują się w mityzowaniu rozpuszczanych przez sie-
bie plotek, jakoby ogrody prostoty nie płonęły w ogóle! – nie mam do
nich żalu o to, że są niewiarygodne. Mam żal o to, że są utopijne – jak
dziecko, poezja jest jak dziecko: można powtarzać (tysiąckrotnie), ale:
nie przestaniemy od tego umierać dzień po dniu, z wilgotnego strachu,
zmęczeni, owiani, owłosieni. Gdyby symboliści albo naturaliści twier-
dzili, że ogrody bezpośredniości płoną raz na rok, na miesiąc, co drugi
dzień, byłbym im skłonny uwierzyć. Prowadzi ich jednak empiryczno-

40

idealistyczna pycha nieprawdopodobieństwa z późnych pism świętego
Augustyna takich, jak Kazania o Symbolu. Symbolizm augustyński ro-
dził się jednak w roku 410 z narodzonego w Hipponie (nie zaś w roku
2016 z narodzonego w Makowie Mazowieckim). 1606 lat różnicy jest
to bardzo dużo – ogrody prostoty nie kwitną aż przez 1606 lat, ogrody
prostoty w ciągu 1606 lat odchodzą, być może o wiele częściej – niż
1606 razy. Naprawdę nic na to nie poradzimy – ja również rozpaczam.
I raz kozie śmierć, powiem i to: w najgorszych chwilach zakradam się
do wnętrza starej, gotyckiej katedry zaburzeń lękowych, w której (dob-
rowolnie) zatrzaskuję się na kilka dni: na przykład 13, 14, 15 kwietnia.

39

Mówi się często, że Bóg potrafi reformare nostra deformia („pisać po
naszych krzywych liniach”). Tym zatem (między innymi) różni się od
człowieka, że gdyby to Bóg pisał Autodafe, nie człowiek – nie musząc
stosować reformare nostra deformia, które objaśniłem – przed chwilą,
stwarzałby perłę, nie koźlarza babkę. Rzecz w tym (mój Boże – jak by
to powiedzieć), że dyspozycja taka, jak reformare nostra deformia jest
odwrotnością tego, co twórcze. Że Pan – jest Nietwórczą Twórczością.
I że nie po to stworzyliśmy historię literatury, ażeby rozumieć, że Nasi
Ojcowie byli poławiaczami pereł. Nie byli. Poławiaczem był Bóg. Nie
napisałby jak Kazimierz Brakoniecki w tekście Kos w Olsztynie, 2016,

38

że jest „zaskoczony wymiocinami zła które plami garnitury i sutanny”
(nie jest tym „zaskoczony”, ponieważ jest – Nietwórczą Twórczością).
Nic nie jest proste. Nieważne, ile ogrodów wytłumaczenia: rozsiejesz,
spadnie grad mrocznych zagadek i wytłucze nasturcje do gruntu. Cze-
mu nie zostałem uśpiony jak reszta psów, gdy należało: i zabrałem się
za pisanie czegoś tak poronionego, jak karykaturalny odpis z Różewi-
czowskiego tomiku Niepokój. Bardzo mało wiemy o nieślubnym synu
świętego Augustyna, Adeodacie. Adeodat umarł jednak wcześnie, nie
pozostawiając po sobie niczego: nic nie jest tak proste jak śmierć Ade-
data, nic nie jest tak proste jak życie Augustyna (nic nie jest tak proste

                *

jak śmierć Baczyńskiego?
Nic nie jest tak proste jak

życie Hartwig?).

6.08.2019

Saturday, August 3, 2019

Autodafe. Epilog (15)



Jak niedowiarek sięgam po książkę
i pragnę, by rozgorzała mi w dłoni

S. Heaney, Ostrokrzew, tłum. M. Heydel

45

Jakże niezwykle podobny jest Seamus Heaney do Gustawa Herlinga-
-Grudzińskiego! Pozwolę sobie rzec: tak by wyglądał Heaney, który
nie poznał przestrzeni obozu w Jercewie. Albo: tak by wyglądał Her-
ling, który nie doświadczył łagru. Być może Herling został obrany z
irlandzkiej maski uśmiechu (tak bardzo maski irlandzkie kojarzą mi:
się z hawajskimi i indonezyjskimi, dlaczego?), lecz jakoż niezwykle
podobny jest Seamus Heaney: do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego?
Gdy zmarł Herling, nie rozumiałem nic: dziecinnie dumałem, na da-
lekim śródziemnomorzu umarł człowiek, który nie był – Herbertem
i którego być może nigdy hen!-nie zrozumiem, bo nie napisał nicze-

44

go, niczego tak czytelnego, jak: Martwa natura z wędzidłem. Byłem
wtedy znikczemniałym, po prostu potwornym piętnastoletnim egois-
tą. Gdy w 2000 roku zobaczyłem w ostrołęckim Domu Książki Labi-
rynt nad morzem, poraziła mnie głęboka niechęć: następny wolumin
komplikujący obraz. Tak właśnie myślałem, następny wolumin kom-
plikujący obraz. Gdy umarł Heaney (a Heaney umarł latem), miałem
w ręku Dusze jednodniowe, ale wciąż nie rozumiałem, że niedokład-
nie tak należałoby pisać własne Seeing things (a tak jak Tomek Dala-
siński, urodziłem się w roku, w którym Heaney wydał własne Station
island). Nie przewinięto mnie (ani zapewne jego) ani w karty Innego

43

świata, ani w karty Dziennika pisanego nocą. Wszystko, jeśli nie pra-
wszystko, co pisane nocą, musiało niestety zmilknąć całkiem rozzero-
wane moim histerycznym płaczem. Ćwirkałem, świstałem – kwiliłem
nieopanowanie, jakbym nie był w domu życia, ale: w piekielnej śreżo-
dze jak Anna Kamieńska w 1985 bądź 1986 roku, czemu mógłby dać
wyraz jej notatnik za lata 1979-1986, jeśliby został w końcu po latach
znaleziony. Co z tego, że ktoś był młody, ktoś stary, ktoś uprawiał na-
łogowo seks, a ktoś umierał, nie poznawszy (uprzednio) szlachetnych
słów Kamieńskiej, o radości śmierci? Wszystko i jednokrotne, i multi-
dysonansowe – jak pieśń śpiewana przez młodzież w długich, prowin-

42

cjonalnych uroczystościach, której się zdaje, że jest musica matutinae
stantipes Johannesa de Grocheo. Jakże nie-prawdopodobnie podobny
jest Seamus Heaney do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego! Jak: to wy-
korzystać? I co z tym zrobić? Jezus szedł na pustynię, ja wdrapuję się
po dwustudwumilimetrowym grzbiecie z Miłości i śmierci Krzysztofa
Kamila Wiesława Budzyńskiego, aby objąć wzrokiem całą grającą ze
mną w ciuciubabkę – piekielną śreżogę. Nakazać Heaneyowi: wrzesz-
czeć, polecić Herlingowi wykonywać w tym samym czasie saltus diu-
rusculus Innego świata. Co jednak, jeśli się Herling sprzeciwi, uważa-
jąc, że spisał hostię, której saltus diurusculus nie może urazić? Kazać

*

Herlingowi wrzeszczeć, polecić Heaneyowi
wykonać w tym samym czasie saltus diurus-

culus Seeing

things.

3.08.2019

Wednesday, July 31, 2019

Autodafe. Epilog (14)


Powieść pikarejska jest pseudo-autobiografią i posłużenie się
pierwszą osobą jest tu czymś więcej niż ujęciem formalnym;
życie jest jednocześnie przeżywane i sądzone, przedstawiane

i przypominane.

Claudio Guillén, Toward a Definition
of the Picaresque, tłum. M. Głowiński

50 ½

Zakupię krzesło toaletowe. Dzisiaj kosztuje około 94 złote, siedem
lat temu osłabieni chorobą płacili, aby je wykorzystać, 200 złotych.
Rzecz w tym, że nie tylko, kiedy myślę – Letarg Grzegorza Marcin-
kowskiego, ale – Cztery kwartety Thomasa Stearnsa Eliota, Konspi-
racja młodzieży w okupowanej Polsce: Bogdana Hillebrandta – roz-

49

myślam opalony ogniem z rozbolałych wnętrzności: brązowy kolor
rozdrobnionego, wycieńczonego moczem kału; ludziom trzeba mó-
wić, że są lepsi niż są. Przecież i nie minie sekunda, a jedni z drugi-
mi zostaniemy, aby współzrekontemplować nieruchomą wieczność
nawozu. I jeżeli baran (pomimo śmierci owczarza) mógł stać się ba-
rańczakiem, jeżeli lew taki, jak ja może po swojej śmierci wyrodzić
się w lewczaka, ba, jeżeli znaki zodiaku mutują, stając się własnymi
„przeraszczakami”, nie patrzmy na siebie wilkiem. Lepsza! Niż jest,
Elżbieta Czyżewska. Lepszy! Niż jest, Marian Czuchnowski; nawet
lepszy niż jest Mikołaj Adamczak czy lepszy niż był święty Łukasz.

48

Postromanticism. To słowo, przez które cierpię, jest wiele wielkości
większe ode mnie. Nazywalny kłopot sprowadza się do faktu, że nie
mieszczę go w swym stusiedemdziesięciodziewięciocentymetrowym
ciele: wsunięte przez odbyt (to jasne, że nie jest czopkiem, jak słowa
„sen”, „noc”, a nawet „skwar”), wystaje mi czternastą i piętnastą lite-
rą z twarzy. Ktoś, kto widzi w tym moment levinasowski – nigdy nie
słuchał z uwagą Wariacji Goldbergowskich Bacha: nie jestem grecką
hydrą o nierodzimowierczym imieniu, lecz poetą; i człowiekiem stąd.
O rozbryzgu form substancjalnych piszę wyłącznie dzięki intertekstu-
alnej galaretce, którą podgrzewam do temperatury praadagia literatur:

47

Postclassicism to słowo większe ode mnie o czternastą literę, finalne
m”. Grawituje, nie zaś jak „sm” słowa postromanticism – wbiega na
górę. Ociężałe może stać się erekcją lub przepukliną, więc – wybuch-
nąć legwanem spermy lub ciężkim powietrzem: nieodprowadzalnych
wrót. Postclassicism jest skryte, introwertyczne, ale to ono – w odróż-
nieniu od ekstrawertycznego postromanticism, w głużeniu krajowców
oznacza tyle, co „Bóg znienacka”. A czy podasz mi dłoń – nawet jeśli
noc w noc będę grał przy zamkniętych oknach na fortepianie nawozu
(a czy wejdziesz  nawet w wypowalany krylem pacyficznym modrze-
wiowy dom wiejski?)? Wszystkie fazy mojego snu – uporządkowane:

46

najpierw pojbany – a więc urodzony jako niewolnik, po jakimś czasie
pojmany przez Chrystusa dla ofiary nieba – to dlatego w kilka następ-
nych lat: pojebny, a w pewnym uproszczeniu – podjebny, podniebny,
usiłujący siebie zbawić. Może nie byłbym jeszcze skrzydlatym Anio-
łem Pustyni, ale i nie byłbym już przebraną chwałą kobiecej pochwy,
słońca i uniesienia. Zakupię krzesło toaletowe. Zamknę się – razem z
nim – w rozgrzanym solarium jerozolimskim. „Dla Gombrowicza nie
istnieją niezawisłe obiekty sztuki, symfonie, poematy bądź płótna ma-
larskie. Odwija kłębek i wraca do punktu wyjścia” – „Kształtującego  
swój materiał twórcy”, doprecyzowuje: malajski Zdzisław Łapiński

*


(czy i woda narodowa
zasycha mu na drobno
wywiniętych – ustach)
 
31.07.2019