Powieść
pikarejska jest pseudo-autobiografią i posłużenie się
pierwszą
osobą jest tu czymś więcej niż ujęciem formalnym;
życie jest
jednocześnie przeżywane i sądzone, przedstawiane
i
przypominane.
Claudio Guillén, Toward a Definition
of the
Picaresque, tłum. M.
Głowiński
50 ½
Zakupię krzesło
toaletowe. Dzisiaj kosztuje około 94 złote, siedem
lat temu
osłabieni chorobą płacili, aby je wykorzystać, 200 złotych.
Rzecz w tym, że
nie tylko, kiedy myślę – Letarg
Grzegorza Marcin-
kowskiego, ale –
Cztery kwartety Thomasa Stearnsa
Eliota, Konspi-
racja
młodzieży w okupowanej Polsce: Bogdana Hillebrandta
– roz-
49
myślam opalony ogniem
z rozbolałych wnętrzności: brązowy kolor
rozdrobnionego,
wycieńczonego moczem kału; ludziom trzeba mó-
wić, że są lepsi
niż są. Przecież i nie minie sekunda, a jedni z drugi-
mi zostaniemy,
aby współzrekontemplować nieruchomą wieczność
nawozu. I jeżeli
baran (pomimo śmierci owczarza) mógł stać się ba-
rańczakiem,
jeżeli lew taki, jak ja może po swojej śmierci wyrodzić
się w lewczaka,
ba, jeżeli znaki zodiaku mutują, stając się własnymi
„przeraszczakami”,
nie patrzmy na siebie wilkiem. Lepsza! Niż jest,
Elżbieta
Czyżewska. Lepszy! Niż jest, Marian Czuchnowski; nawet
lepszy niż jest
Mikołaj Adamczak czy lepszy niż był święty Łukasz.
48
Postromanticism.
To słowo, przez które cierpię, jest wiele wielkości
większe ode
mnie. Nazywalny kłopot sprowadza się do faktu, że nie
mieszczę go w
swym stusiedemdziesięciodziewięciocentymetrowym
ciele: wsunięte
przez odbyt (to jasne, że nie jest czopkiem, jak słowa
„sen”, „noc”, a
nawet „skwar”), wystaje mi czternastą i piętnastą lite-
rą z twarzy.
Ktoś, kto widzi w tym moment levinasowski – nigdy nie
słuchał z uwagą Wariacji Goldbergowskich Bacha: nie
jestem grecką
hydrą o
nierodzimowierczym imieniu, lecz poetą; i człowiekiem stąd.
O rozbryzgu form
substancjalnych piszę wyłącznie dzięki intertekstu-
alnej galaretce,
którą podgrzewam do temperatury praadagia literatur:
47
Postclassicism
to słowo większe ode mnie o czternastą literę, finalne
„m”. Grawituje, nie zaś jak „sm” słowa postromanticism – wbiega na
górę. Ociężałe
może stać się erekcją lub przepukliną, więc – wybuch-
nąć legwanem
spermy lub ciężkim powietrzem: nieodprowadzalnych
wrót. Postclassicism jest skryte,
introwertyczne, ale to ono – w odróż-
nieniu od
ekstrawertycznego postromanticism, w głużeniu
krajowców
oznacza tyle, co
„Bóg znienacka”. A czy podasz mi dłoń – nawet jeśli
noc w noc będę
grał przy zamkniętych oknach na fortepianie nawozu
(a czy
wejdziesz nawet w wypowalany krylem
pacyficznym modrze-
wiowy dom
wiejski?)? Wszystkie fazy mojego snu – uporządkowane:
46
najpierw pojbany
– a więc urodzony jako niewolnik, po jakimś czasie
pojmany przez
Chrystusa dla ofiary nieba – to dlatego w kilka następ-
nych lat:
pojebny, a w pewnym uproszczeniu – podjebny, podniebny,
usiłujący siebie
zbawić. Może nie byłbym jeszcze skrzydlatym Anio-
łem Pustyni, ale
i nie byłbym już przebraną chwałą kobiecej pochwy,
słońca i
uniesienia. Zakupię krzesło toaletowe. Zamknę się – razem z
nim – w
rozgrzanym solarium jerozolimskim. „Dla Gombrowicza nie
istnieją
niezawisłe obiekty sztuki, symfonie, poematy bądź płótna ma-
larskie. Odwija kłębek
i wraca do punktu wyjścia” – „Kształtującego
swój materiał
twórcy”, doprecyzowuje: malajski – Zdzisław Łapiński
*
(czy
i woda narodowa
zasycha
mu na drobno
wywiniętych
– ustach)
31.07.2019
No comments:
Post a Comment