Thursday, July 11, 2019

Autodafe. Epilog (11)


3

Kilkaset razy wypełniłem dziesięć wersów tekstem. Aż do dzisiaj nie widzę w tym nicze-
go niewłaściwego. Wkładałem sens do ust artystycznej polszczyzny – takiej, jaką znałem
choćby poprzez lektury dzieciństwa. Wkładałem jednolicie gładki sens – do skupionych i
wypoczętych ust: nie przygotowywałem go w żadnej uderzeniowej tabletkarce, nie krąży-
łem po sklepach wykończeniowych w poszukiwaniu nastrzykiwarki – bardzo starałem się
postępować tak, jak Jerzy Kawalerowicz, który wkładał sens do kilkuset minut z Faraona
czy Jerzy Hoffmann kilkusetkrotnie mnożący znaczenia – w granicach 288 minut: Potopu.
Rzecz w tym, że nawet jeżelibym postępował z Autodafe jak Aleksander Ford z Krzyżaka-
mi, nie zasłużyłbym na to, z czym zostałem zmuszony się zetknąć – zmamrotano noc, któ-
rą się oblekłem, rozerwano przysłonę mojej muzycznej równowagi – prezerwatywą ciszy:

4

tak, prezerwatywą ciszy – widziałem jak przez mgłę członek ciszy – skurczony tak, jakby
nie został objaśniony – wzniesiony tak, jakby podtrzymywał go święty Łukasz – matowy,
jakby był członkiem śmierci, nie zmartwychwstania. Sienkiewicz – żyjący jak zbiegły nie-
wolnik nawet po wydaniu Potopu, Rodziny Połanieckich – nie zetknął się, przebywając w
całkowitym odosobnieniu, ani z Emanuelle, ani z prezerwatywą ciszy – odpowiedź na py-
tanie, jak pogodzić zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa i swój łysy jubileusz – nie mogła
należeć ani do niego, ani do Prusa. Odpowiedzieliby Kawalerowicz, Hoffman, Has, Ford
(wąska męska pierś zagłębiająca się w blaszaną miedniczkę sarkazmu), ale nie wystarcza-
jąco: ani ulewa, ani tym bardziej potop nigdy nie zaczną się od spostrzeżenia „pesymizmu
przyrody”. Uderzą z nagła – jak pikielhauba kataklizmu, powieść taka jak Faraon z linijki

5

na linijkę zmieni się w zmuloną, zatkaną, zapierzoną czerpnię; nie widzę (w tym) niczego
niewłaściwego, że kilkaset razy wypełniłem dziesięć wersów tekstem, aż po jego przepięt-
rzenie. Z takiego poematu prezerwatywa ciszy ześlizgnie się – piękna, niedotarła. Szyszki
sosny wkładane w waginy tłumaczek – od wierzchołka – myślisz, że to ja? A Sienkiewicz
żyjący wiecznie jako przelękły niewolnik – tak jakby w oblężeniu Kamieńca Podolskiego:
wziął udział osobiście, myślisz, że to ja, myślisz, że ja z żydowskimi plecionkami na ręku
odpowiadam za posokę skąpaną w blasku neonów – świeże kwiaty, spaloną świętość Not-
re Dame? Nie widzę (w tym) niczego niewłaściwego. Myślisz, że morduję po nocach: tak
krwawo, aby mój tekst powlekło za horyzont? Nic bardziej mylnego. Myślisz, że tkwię w
bezruchu między anhedonią a archedonią na skutek niezdecydowania i dokładnie tak, jak

4

Sienkiewicz, nie potrafiłbym wykonać oratorium Mesjasz depresji, albo autokanibalizmu?
Uczestniczyłem w powstaniu Mahdiego, brałem udział w bitwie pod Omduranem – on to
wszystko jedynie opisał. W 1883 roku gdzieś w okolicach Hurghady, na polach wszystko-
widzącego tamaryszku kochałem się: z dwudziestoczteroletnim, sudańskim rolnikiem. Do
kroćset literackich diabłów – mógłbym z powodzeniem być bohaterem Płatonowa, jeśliby
ten choć w połowie interesował się Afryką tak, jak interesował się Eurazją – zamiast tego
jestem Chamisem jakiegoś alternatywnego, nie-istniejącego W pustyni i w puszczy – poga-
ganiając Sabę literackiej futurystyki, usiłuję przebić się za stronę Guermantes: za wszelką
cenę, choćby niebłyskotliwego, pretensjonalnego wiersza – Spekulacja Egiptu. Spekulacja
pustyni. Kilkaset razy wypełniłem dziesięć wersów tekstem. Ziemia oddycha, po deszczu:

                *

zsunęła 

zasłonę, 
napletek.
  
11.07.2019

No comments: