w ciekłości
rzeki rozkochany inżynier
M.
Czuchnowski, Szpik egzystencji
3
Co stałoby się, gdyby kapodaster komory
wędzarniczej zaczepił podstrunnicę aż o czubek
siodełka? Czy gwajakol i
pirokatechol uczyniłyby ze mnie striptizera, nie poetę? Jak: jako
striptizer patrzyłbym na Gietrzwałd:
w płomieniach? Oczami Franciszki Themerson? Czy
praca metafory, gra aktorska
Elżbiety Czyżewskiej stanowiącej dla mnie: we Wszystko na
sprzedaż emanację
bogini byłaby tylko spazmującym bżdżeniem? To zupełnie – nierealne.
Czyżewską wyobrażam sobie w arcyszepcie:
„słowa mokną i miękną, sen srebrny salomei
ustępuje: smukłe ramiona literatury,
którymi obejmuję Ciebie, gasną i pokrywają się – zło-
tym cellulitem grafomanii. Ciepłe podbrzusze
reportera róż nabiega krwią, żeby już nigdy
nie odbiegać kałem; jestem cudownie
wypoczęta tak, jak gdybym była najmłodszą siostrą:
cioteczną własnej matki. Proste
komunikaty, czytelne polecenia. Przyjdź do mnie jeszcze!
2
To miejsce – powiada amazonka –
dumnie nosiło na sobie sutek, a to Miejsce – tłumaczy
amazonka dalej – potrafiło zorganizować
się tak dynamicznie, że w sekundę przygotowy-
wało rowek artystycznej klejonki
pomiędzy piersiami. Obetrzyj je starannie fularkiem zat-
roskania, starannie i pieczołowicie
jakbyś głodował w pełnym słońcu kolacji nad Morzem
Jońskim, nie w iście conradowskich
ciemnościach”. „Zderzyć się pośladkami wersu – nim
zaskoczy nas Hare Kriszna erotyzmu, wersolog
porównawczy – gwałciciel?”. Oko, „mors-
kie” oko Czyżewskiej zachodzi
omatidium smutku i już wiem, że odpowiedź, która się za-
jawi, wypieni się do ostatniej
kropki – jako praodpowiedź: przecząca. I czy te kolana mog-
łyby należeć do świadka Jehowy? Czy
te zginacze miałyby w ogóle estetyczną możliwość
służyć ciału osoby redagującej pismo
takie, jak „Strażnica”, mówiącej z namaszczeniem e-
1 ½
lekcyjnych królów Polski o paruzji
rzeczywistości, jaką znamy? I Czyżewska takiego właś-
nie rodzaju, postrzelona, głupiutko
wydęta w naszym kierunku, jak gdyby: była romantycz-
nym świadkiem egzystencji plotącym
androny o bezsensowności przystępowania piętnasto-
latków do bierzmowania? Kochanka kamiennego
morza, bielizna, od której wkładania i no-
szenia drętwieję? Naprawdę pragniemy
orzekać, że byłoby to w ogóle estetycznie możliwe?
- - -
1 ½
Nie uważam, by poemat Mariana
Czuchnowskiego Szpik egzystencji
nazywany czasami bała-
mutnie „poematem życia”, „antologią
pewnej epoki” – był całością wybitną.
Nie dość i tego.
Zdarza mi się zakładać, jakoby Szpik egzystencji nie był również
utworem unikalnym; nakład
„Oficyny 21” znika jednak z
horyzontu jak prędki pstrąg, tj. tak, jakby autora posłowia i opra-
cowania, Michała Stefańskiego – zabito
z zimną krwią, a on z dnia na dzień stawał się wyksz-
0
tałconą relikwią. „»Strażnica« czy
kwitnące pąki wiosną”? Uważam, że właśnie: tego pytania
nie zadał sobie Czuchnowski i nie domyśliwszy
nigdy jego zakresu, odpowiadał (jak typowy
beztreściowiec, intuicjonista-idiota,
i jeszcze raz intuicjonista): „wziąłem jedno, więc wezmę
*
drugie”.
13.07.2019
1 comment:
w tym poemacie ogłasza się koniec straconego czasu
Post a Comment