glissando na
temat nieb języka
3
Dlaczego Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
spoczywa martwy w całunie turyńskim roz-
ciągniętym jak stary ściągacz w
zabytkowej kurtce karmanioli? Dlaczego: ani jeden
z nas, wiedząc, że w końcu nadeszło
tsunami jego mózgu – znając wyjątkową pracę
jego neuronów dzięki tomom takim,
jak Nie dam ci siebie w żadnej postaci
– nie po-
myślał o dwugraniastym kapeluszu,
tak zwanym pierogu – dla neurastenika? Myślę,
że to nieczułość. Opłakujemy
dwudziestoczterolatków, którzy ginęli – roz-bujawszy
roz-puentowaną przyczepę (bezwolni w
huraganowym zaskoczeniu spadali z siana),
a brak nam łez symonidejskich dla
Dyckiego, który bez wątpienia – był Tsunamistą.
To, że trwa sezon prac polowych, nie
oznacza, że możemy poświęcić się wyłącznie
morfogenezie osiedli wiejskich w
Polsce. Klient o patronie, sołtys o magnacie – nie
2
ma prawa zapomnieć. Mój Boże, jakie
to niezręczne: o Tsunamiście takim, jak Dyc-
ki przypomina Mongoł ufnej
nawałnicy, Meteor młodej gołoty – taki, jak ja. Jedyne,
do czego się przyczyniłem, to
stworzenie Lichenia wśród poematów (Autodafe)
oraz
kościoła Najświętszej Marii Panny
Matki Kościoła – w Jastrzębiu Zdroju (Z
domami
ludzi). Gdybym
miał wyrecytować septennę, prędzej rozniósłbym siekacze w ogrom-
nym, dysmedialnym elektroblasku, niż
recytowałbym postfleks: łuną zaręczynowych
diamentów. Dlaczego Eugeniusz
Tkaczyszyn-Dycki leży martwy na bramce dwunas-
tozraszaczowej jak ciężki, bezwładny
belbas w zbroi strażnika raju? Gdzie ci, którzy
znają hochdeutsch – jeżeli ja zacznę go nekrologować w plattdeutschu, nie
stanie się
nawet arcydziełem bauhausu. Jeżeli
zaś zostawię nekrologowanie Tkaczyszyna-Dyc-
1
kiego jakiemuś Pierre’owi Norze lub
jakimś francuskim historykom pochodzenia ży-
dowskiego, owszem, może i uchronimy
się od „chrypek warcholich”: Nowaczyńskie-
go, ale otrzymamy w zagęszczonym,
niewokalnym zastępstwie jakieś sugestywne, ji-
dyszowe lieu de mémoire. Chcę Kochanki
Norwida, czytanej wers po wersie metodą
close reading, nie – lieu de mémoire. Po to (wcale
niemałym kosztem – nie dokapita-
lizowawszy poematu) wprowadziłem do Autodafe wątki i pseudowątki:
wielkanocne,
charyzmatyczne, misteryjne. Co do
Eugeniusza i jego spokoju po śmierci – rozprosto-
wałem go, obmacałem mu żebra,
rozpaczliwie usiłując zwyciężyć: nad „nokautującą”
go przez całe życie krzywicą,
obmacałem mu węzły chłonne, szukając chyba wszyst-
kiego – od nieoczywistej neuralgii
po limfadenopatię – opanowany jak prezes legen-
2
darnego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”
– na deser – obmacałem mu Serce i
nie wyliniałem jak górski kwiat.
Powtarzam raz jeszcze: to, że trwa sezon
prac polo-
wych, nie oznacza, że możemy
poświęcić się bez wyjątku morfogenezie osiedli wiej-
kich w Polsce. Z drugiej strony –
praca w całunie turyńskim: wymaga czegoś więcej:
niż prostych umiejętności stażysty. Chodzi
o „dojrzałość: nieprzytomności”: umiejęt-
ność lunatykowania w starym,
znoszonym odzieniu po zabagnionej pomroce. W rze-
czy samej – byłoby dzisiaj o niebo
łatwiej, gdyby jakieś 2350 lat temu – Arystoteles
w Poetyce poświęcił oddzielne paragrafy metamodelowaniu literatury –
szczególnie:
metamodelowaniu stylistycznych
bałaganu i galimatiasu. Robert Frost, Charles Sim-
lic, James Merill – na naszym
polskim gruncie Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki – byli-
*
by Janami, Pawłami. Tsu-
nami w Pałacyku Arcybis-
kupim – w Twórczości - -
14.06.2019
2 comments:
Za dużego zainteresowania to tym blogiem nie ma.Moim zdaniem to na pewno jest bardzo źle nawet na 100 procent.
Świetne!
Post a Comment