Friday, June 28, 2019

Autodafe. Epilog (9)



REGIMENTARZ:
Bo ją Bóg obdarzył zdrowiem
I dowcipem, więc jest harda,
Jako alabastry twarda.

KSIĘŻNICZKA:
Taką, jaką w myślach jestem;
Nazwaliby mnie azbestem.

J. Słowacki, Sen srebrny Salomei

3

Ilu studentów, których uczyłem (a uczę już od dwunastu lat), postanowiło: popełnić
samobójstwa? Czy mogłem im pomóc, rozbijając o ziemię: rozblakły, pleciony kosz
ze szczawiem, z którego wyjmowałem dla nich jednostajnie, rok za rokiem Śluby pa-
nieńskie Fredry i przychodząc zamiast tego z chlebakiem, w którym umieściłbym tyl-
ko Igraszki trafu i miłości Pierre’a de Marivaux? Szłoby w tym (nade wszystko) o to,
by zrozumieli, że ich mroczne, przeszywające serce dismantling the silence jest także
sui generis marivaux’owskie. Posadziłbym ich w pobliżu zboża, chociaż (oczywiście)
byłbym również czuły na potrzeby tych, którzy muszą za wszelką cenę zmienić całko-
wicie wszystko: w tym porządek pola na porządek plantacji. Liczyłbym: na dyskrecję:
zastąpienie Fredry Marivaux to niemalże zastąpienie polonistyki romanistyką: wyście-

4

liłbym, wystrzeliłbym, by pokazać złowieszcze konsekwencje śmierci samobójczej, a-
le moi słuchacze powinni mnie kryć przed moimi pracodawcami, zwłaszcza: przed ty-
mi, którzy uważają się za strażników mojego pensum. Gdy już ich uzdrowię, kiedy za-
dziewiczę z powrotem ich ćmorobaczywe przerażenie, zawrócą przeszparko w tempie
błyskawicznej benhuriady po ziemi nie cięższej niż wełna – do polskich gier paraiden-
tycznościowych XIX i XX wieku. Usną spokojni (zaręczam) w gorącym cieniu kolok-
wiów dłuższym niż moja pamięć – w domu wykładowcy i dydaktyka XXI wieku ina-
czej niż w domu pisarza XXI wieku mówi się bowiem o Sznurze tak samo często, jak
o osobach takich, jak: Boccaccio, Aretino, Ghelderode. Justynie, która – wyjałowiona
łajdactwem głęboko uwewnętrznionej eutanazji – umiera od środka, odbieram z dłoni

5

Miazgę Andrzejewskiego, nakazuję czytać Żywoty kurtyzan: wsłuchuję się w jej Echo
Serca tak refleksyjnie, nieomal celebrancko – jakbym wsłuchiwał się w Echo… Serca
Jezusa, nie Echo Serca Radomia, z którego Justyna pochodzi. Skupiony: tak ziarniście,
że słyszałbym skok w wodzie o nadłamanej, niekatapultującej: tyczce, natężony do te-
go stopnia, że mógłbym zrozumieć Rosję – spostrzegam się, że słyszę rozpaczliwe, az-
bestowe dismantling the silence: Justyna w wieku siedemnastu lat urodziła córkę, dała
ją następnie parze, której prajedność (obława augustowska widziana oczami kobiety: z
zewnątrz) rozbiła swoją miłością. Skrętoległej jak pierścionek niewłaściwie zasuszone-
go makaronu (pierścionek małej-damy) – usiłuję wytłumaczyć, czemu powinna czytać
Aretino, ale Justyna szlocha, szlocha przejmująco, nie dając sobie wyrwać Andrzejew-

4

skiego z rąk. Z minuty na minuty tracę cierpliwość – to, że nie jestem „tyką” opalającą
wymiona, nie oznacza, że pozostaję tylko mrówką mozolnie przesuwającą się: po nied-
bałych twarzach. Ilu studentów, których uczyłem, postanowiło popełnić samobójstwa?
Czy zobaczyli w momencie śmierci coś bezprecedensowego: obłok ładowny drzewem
a pozbawiony bicepsów? Justyna widziała coś bardzo prozaicznego: sezonowanie szyn-
ki w rozgrzanej słońcem komorze i w sąsiedzkiej komnacie zimowej – przekładanie jej
niewysezonowanej z okładki Józefa i jego braci – na grzbiet Budenbrooków. Tym właś-  
nie są osławione „czynności Boże”. Z naszej świeckiej perspektywy to wyłącznie „dan-
dyzm teologiczny”. Dla Justyny „czynności Boże” okazały się wszystkim, była gorliwą
katoliczką i dostrzegała w nich anglezowanie nieba: a bankocetle przecięte – mówiłaby,

                *

nie czując żadnej potrzeby,
by czytać – „za Marivaux”.

28.06.2019

No comments: