REGIMENTARZ:
Bo ją Bóg
obdarzył zdrowiem
I dowcipem,
więc jest harda,
Jako
alabastry twarda.
KSIĘŻNICZKA:
Taką, jaką w
myślach jestem;
Nazwaliby
mnie azbestem.
J. Słowacki,
Sen srebrny Salomei
3
Ilu studentów, których uczyłem (a
uczę już od dwunastu lat), postanowiło: popełnić
samobójstwa? Czy mogłem im pomóc, rozbijając
o ziemię: rozblakły, pleciony kosz
ze szczawiem, z którego wyjmowałem
dla nich jednostajnie, rok za rokiem Śluby
pa-
nieńskie Fredry i
przychodząc zamiast tego z chlebakiem, w którym umieściłbym tyl-
ko Igraszki trafu i miłości Pierre’a de Marivaux? Szłoby w tym (nade
wszystko) o to,
by zrozumieli, że ich mroczne,
przeszywające serce dismantling the
silence jest także
sui generis marivaux’owskie.
Posadziłbym ich w pobliżu zboża, chociaż (oczywiście)
byłbym również czuły na potrzeby
tych, którzy muszą za wszelką cenę zmienić całko-
wicie wszystko: w tym porządek pola
na porządek plantacji. Liczyłbym: na dyskrecję:
zastąpienie Fredry Marivaux to
niemalże zastąpienie polonistyki romanistyką: wyście-
4
liłbym, wystrzeliłbym, by pokazać
złowieszcze konsekwencje śmierci samobójczej, a-
le moi słuchacze powinni mnie kryć
przed moimi pracodawcami, zwłaszcza: przed ty-
mi, którzy uważają się za strażników
mojego pensum. Gdy już ich uzdrowię, kiedy za-
dziewiczę z powrotem ich ćmorobaczywe
przerażenie, zawrócą przeszparko w tempie
błyskawicznej benhuriady po ziemi
nie cięższej niż wełna – do polskich gier paraiden-
tycznościowych XIX i XX wieku. Usną
spokojni (zaręczam) w gorącym cieniu kolok-
wiów dłuższym niż moja pamięć – w domu
wykładowcy i dydaktyka XXI wieku ina-
czej niż w domu pisarza XXI wieku
mówi się bowiem o Sznurze tak samo często, jak
o osobach takich, jak: Boccaccio,
Aretino, Ghelderode. Justynie, która – wyjałowiona
łajdactwem głęboko uwewnętrznionej
eutanazji – umiera od środka, odbieram z dłoni
5
Miazgę
Andrzejewskiego, nakazuję czytać Żywoty
kurtyzan: wsłuchuję się w jej Echo
Serca tak refleksyjnie, nieomal
celebrancko – jakbym wsłuchiwał się w Echo… Serca
Jezusa, nie Echo Serca Radomia, z
którego Justyna pochodzi. Skupiony: tak ziarniście,
że słyszałbym skok w wodzie o
nadłamanej, niekatapultującej: tyczce, natężony do te-
go stopnia, że mógłbym zrozumieć
Rosję – spostrzegam się, że słyszę rozpaczliwe, az-
bestowe dismantling the silence: Justyna w wieku siedemnastu lat urodziła
córkę, dała
ją następnie parze, której prajedność
(obława augustowska widziana oczami kobiety: z
zewnątrz) rozbiła swoją miłością.
Skrętoległej jak pierścionek niewłaściwie zasuszone-
go makaronu (pierścionek małej-damy)
– usiłuję wytłumaczyć, czemu powinna czytać
Aretino, ale Justyna szlocha,
szlocha przejmująco, nie dając sobie wyrwać Andrzejew-
4
skiego z rąk. Z minuty na minuty tracę
cierpliwość – to, że nie jestem „tyką” opalającą
wymiona, nie oznacza, że pozostaję
tylko mrówką mozolnie przesuwającą się: po nied-
bałych twarzach. Ilu studentów,
których uczyłem, postanowiło popełnić samobójstwa?
Czy zobaczyli w momencie śmierci coś
bezprecedensowego: obłok ładowny drzewem
a pozbawiony bicepsów? Justyna
widziała coś bardzo prozaicznego: sezonowanie szyn-
ki w rozgrzanej słońcem komorze i w
sąsiedzkiej komnacie zimowej – przekładanie jej
niewysezonowanej z okładki Józefa i jego braci – na grzbiet Budenbrooków. Tym właś-
nie są osławione „czynności Boże”. Z
naszej świeckiej perspektywy to wyłącznie „dan-
dyzm teologiczny”. Dla Justyny „czynności
Boże” okazały się wszystkim, była gorliwą
katoliczką i dostrzegała w nich
anglezowanie nieba: a bankocetle przecięte – mówiłaby,
*
nie czując żadnej potrzeby,
by czytać – „za Marivaux”.
28.06.2019
No comments:
Post a Comment