Tuesday, June 11, 2019

Autodafe. Epilog (7)


arpeggio na temat piekieł języka

3

Na co mi łzy Symonidesa, skoro przez te 3 lata niechybnie poschły w kotleciarce:
kotleciarka od wielu tygodni nie jest już wilgotna i cokolwiek kiedyś znajdowało
się w niej, zostało zawinięte i osuszone całunem semiotycznym (myślę, że gdyby
Mikołaj Adamczak zjechał tutaj wcześniej z Ogólnopolskich Jesiennych Spotkań
Kameralnych w Żywcu, mielibyśmy jesień w Turynie, Adamczak jednak przenig-
dy nie opuści Żywca, tak jak Proust – Paryża, zostaję więc jedynie ja z moimi nie-
bezpiecznymi dla religii mrzonkami, jakoby w całunie turyńskim spała – niegdyś:
Emanuelle). Wyobrażam sobie mojego studenta na kowadle chmury lewitującego
nade mną jako policentryczne kontinuum, wołającego chrapliwie: „podnieś się na
ręku, dzisiaj dzień Zesłania Ducha Świętego i nie wznoszę się nad Tobą – Szawle

4

Uniwersytetu Warszawskiego – nagi, a niepogodzony z koniecznością seksu, lecz:
ubrany i pogodzony z koniecznością wędrówki”. Wydaje mi się, że zgromadziłem
przez lata bardzo dużo nietypowych przewiąseł i nie umrę pomiędzy zwyczajnymi
strzecharzami, myśląc o depersonalizacji, której nie opanowałem, na skutek czego:
stała się kołowacizną. Bo czy tomik o tytule Dumanie o depersonalizacji musi być
słabszy od tomiku o tytule Nocne odwiedziny? Strzecharz – nawet tak rutynowany
językowo, rutynowany nietypowo jak Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki – nie przepro-
wadzi monitoringu farm wiatrowych pod kątem umieralności ptaków: nie oznacza
to jednak, że jest upośledzony: to nie jest sytuacja z Promethidiona Norwida: Tka-
czyszyn-Dycki nie jest Norwidowskim szlachcicem, który „widział Apollina i We-

5

nerę” – „a wyprowadzić nie umie komina / W ogrodzie krzywo zakreśla kwaterę”.
Wymieniłem z nim od 2015 roku czterdzieści siedem odręcznych listów i każdy z
nich zniknął w kotleciarce. „Smak truskawkowego szczątka” – mógłbym ująć, pa-
rafrazując Płatonowa: Chrystus jest dla nas: polsko-ukraińskim „smakiem – z trus-
kawkowego szczątka” i nie wyjaśnią go tomiki o tytułach takich, jak Nocne odwie-
dziny (Ukraina jest Turynem Europy Środkowo-Wschodniej: nie potrafię jej zobra-
zować z perspektywy Skałki profesjonalizmu). Wyobrażam sobie wyhartowanego
strzecharza, takiego jak Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, nagiego i gotowego do sek-
su na kowadle chmury, lewitującego w zawalisku antyperspirantów: nad słomą na-
turalizowanego symbolizmu – moim ciałem. Także z tego powodu: przypuszczam,

4

że pentekostalizacja Autodafe jest nieuchronna – co znaczy (mówiąc prościej) – że
to, co miało skończyć się Proustem lub Conradem, kończy się uzielonoświątkowie-
niem, banalnym uzielonoświątkowieniem – w ogóle nieposzerzonego we własnych
granicach kościoła literatury. Już wiem (lecz wiem to – po czasie), do czego winny
mi były posłużyć – łzy Symonidesa. Bez nich – pentekostalizacja jest tylko sodomi-
zacją. To, co nazywamy zesłaniem Ducha Sodomy – tłumaczą fatalną ekwiwokację
Autodafe interpretatorzy poematu – jest u Samsela figuracją Zesłania Ducha Święte-
go. I wydaje mi się, że to szersze prawo: misteryjność każdego tematu wielkanocne-
go osuwa się w manieryczność tematu pięćdziesiątnicy, także: misteryjność Autoda-
fe. W kwietniu Mikołaj Adamczak wydaje się muzycznym El Greco, ale w czerwcu

               

jest już z dala od Skałki –
w Wólce Symonidejskiej
oblewa: suowo szampa-
nem poupisowni.          
 
9-11.06.2019

No comments: