Wednesday, May 1, 2019

Autodafe. Epilog (3)



Literatura jest również zstąpieniem do piekieł,
także do tego, co Flaubert nazwał „latryną serca”.

C. Magris, Alfabety, tłum. J. Ugniewska

2

Biedny – myślałeś, że czytasz moje Exultet – myślałeś, że czytasz moje
łzy Symonidesowe, że smakujesz owoc mojego prawdziwego zwycięst-
wa, prawda? Myślałeś: pożywię się owocem pracy jego pszczelego roju.
Tymczasem nie jestem twórcą mitu Eleuzis – nie jestem nawet „twórcą”
mitu samego siebie – moja pseudo-Pascha w Ossolineum dobiegła właś-
nie końca i nie byłem niczym więcej niż orangutanem w ornacie – który
wstał, przeniknął skalne mury, powtarzając w obłąkaniu – „Miłosierdzie
Boże w duszy mojej, Miłosierdzie Boże w duszy mojej”. Mało brakowa-
łoby, a rzeczywiście zrozumiałbym – naturę boskiej chrystofanii nad Je-
ziorem Tyberiadzkim, ale aksakał zaklaskał piaskiem saksauły i przesta-

3

łem kontrolować swój rozum, uważając, że i tak – pomniki mnie przeży-
ją. „Gdy odejdę / spadnie na ziemię / dziewięcioramienna gwiazda” – pi-
sał Łączkowski w Ku wzgórzom planet. Niestety: nie spadła i przy mojej
śmierci też chyba nic nie spadnie. Nie rzucą się także na moje ciało (aby
je rozszarpać) Filostrates ani Empedokles z Agrygentu (naturalnie: moż-
na nie wierzyć z radości, tak jak i: można nie czytać Talmudu z radości),
nawet Gamaliel, najbardziej bułhakowowski z wnuków Hillela stających
się w końcu tannaitami, nie podniesie na mnie ręki – kto biłby osła ryczą-
cego z tęsknoty – aby ryczał jeszcze głośniej? To nie „morela”, co spuści
soki i odejdzie: spolegliwie, zapomniana w całej „rodzince”: różowatych.

4

Osioł: puści łzy Symonidesa, którymi zawezwie Boga na sprawiedliwość:
czy myślisz, że nie widziałem osłów walczących o Swoje – i aż do granic
autoanihilacji? W lustrze Jeziora Literatury Romantyzmu „dostrzegałem”
cyklon w Mozambiku, kiedy inni narcyzi nie opuszczali nawet – na krok
szklanych domów Morskiego okej: nie chcę z siebie robić męskiej Gauri
Lankesh, ale Gauri Lankesh też coś uformowało, nie wzięła się z powiet-
rza. Mnie uformowały minerały. Piję szczawę, naprawdę: różnego rodza-
ju, aby nie umrzeć, zbyt szybko. Uświadamiam sobie, że w uczuciu, któ-
rym obdarzyłem literaturę, ujawnił się cały mój nimfomański sposób by-
cia. Nimfomański i bezpretensjonalny: tak, jak zmartwychwstanie – noli

5

me tangere. Impatiens noli me tangere. Gdy nikt nie widzi i – gdy upada
Moskal, gdy upada Szwed, postarzały, a spuchnięty od nie-ałamanu: mój
umysł zaczyna się plątać w brodzie, ponieważ brak mi młodej ziemi: tak 
na pociechę. Wczepiwszy się w nią, zwilżałbym ziemię (1) chciwą śliną,
(2) świeżą spermą dzień po dniu. Dlatego muszę intensywnie pisać, stąd
wyobrażałem sobie wpierw hufce nieprzyjaciela – nie huwce znajomego:
jeżeli w ogóle można wybrać, lepiej by człowiek tracił nasienie – niż łzy
i jeżeli w ogóle może nim prawnie i artystycznie dysponować, lepiej aby
człowiek tracił nasienie Symonidesa, niż łzy Symonidesa – ani na niebie,
ani na ziemi nie ma takiego waru, kipiatoku, kawy, grzańca, amfetaminy

                *

idolatrii – co szuka: towarzystwa.
Gdy koci się jagnięciem: ciężkim
jak praosioł, koci się owca samot-

nie.

Mógłbym podpisać się pod słowami
Oda-Kary dotyczącymi Zarrin-Tadż?

Długo myślałem, kogo wziąć – trzy stare, zwykłe baby
czy dwie młode? Stare nie gryzą mięsa i łykają go dużo,
a młode jedzą mało, ale są niespokojne. Postanowiłem

wziąć młode.

A. Płatonow, Takyr, tłum. S. Pollak

4

Tak się tworzy historię, i jest to bardzo mozolne, banalne. Swędząca wy-
sypka powykręcanych pomysłów, które do końca nie tłumaczą swej reto-
rycznie wypozorowanej wspólnoty – ze Stoma tysiącami pieśni Milarepy:
brniesz w cierpieniu poprzez hańbę – bo co Ci innego pozostało – powrót
do śmierci od zmartwychwstania? Komenda policji na szczycie: Gór Kai-
lash nie odpowiada na Twój przynakastlik, co wcale nie oznacza, że: była
komórką komendy PKB albo nawet PKC PZPR. Musisz po prostu – pisać:
od śniadania do obiadu i od obiadu do kolacji, mieć pod dłonią: absolutnie
wszystko – od Crowleya po Łuczeńczyka, bo nie ma takiego boga – który
by Cię zawarł, nie przecinając – i roztarł to tłuste czoło wilgotnym szaleń-

3

stwem nie-śmierci? Mam swój glans. To glans pioruna nadziei, stalowego
nieba i skłębionych chmur, dlatego nie potrzebuję glansów innych, glansu
choroby psychicznej albo glansu samobójstwa. Jeśli wielkie Naddniestrze
można rzeczywiście nazwać „sierotą po Związku Radzieckim”, to, z Auto-
dafe przypominającym współczesną Besarabię, muszę być „sierotą po mu-
zułmańskiej magnaterii” (wyobraź sobie, że Śnieg Orhana Pamuka rozgry-
wa się na Kresach Rzeczpospolitej – wyobraź sobie, że Nazywam się Czer-
wień Orhana Pamuka toczy się powolnie – w środku powstania: Ostranicy,
Nalewajki albo Chmielnickiego, wystaw to sobie, że Biały zamek albo Mu-
zeum niewinności postaciuje się i przepostaciowuje się: w ciągu prywatnej

2

rozmowy Hitlera z Carlem Mannheimem, marszałkiem Finlandii przypomi-
nającym – współczesną Besarabię). „Historia sztuki poucza, że język poez-
ji to nie język zrozumiały, a tylko na wpół zrozumiały” – cierpliwie wyjaś-
nia Szkłowski i wystawia to tak, jakoby traktował o tajemnicy literackiego
Baranka: „tak np. dzicy często śpiewają swe pieśni: w języku archaicznym
bądź obcym – czasem tak dalece niezrozumiałym, że śpiewak: musi tłuma-
czyć i wyjaśniać chórowi i słuchaczom treść dopiero co ułożonej – pieśni”.
W domu pisarza XXI wieku nie mówi się: o materiach takich, jak – zmart-
wychpowstanie Chrystusa, nie mówi się jednak także i o materiach takich,
jak ludzka nekrofilia, skala mroku ignorancji, czy tchórzostwa, wydaje się

1

zatem ogromna. Nie rozświetlą jej łzy Symonidesowe. I nie prześwietli jej
nasienie Symonidesa. Nie rozświetli jej i gaz ziemny skroplony łzami – na-
sienie pisarza XXI wieku. Wszystko – cała dziedzina – będzie przynależeć
do takich, jak Mikołaj Adamczak. Sprawiedliwość zostanie zatem oddana
widzialnemu, muzycznemu światu: poco Adagio, quasi Andante: bez stuk-
niętych pytań pisarzy: a czy mogłoby istnieć quasi-adagio, i jakie warunki
powinna spełnić muzyka w ogóle, by zaistniało quasi-andante? Smutno je-
dynie na myśl, co stanie się z ludźmi, dla których całym życiem były Ksią-
żeczka o człowieku Ingardena, Filoktet Sofoklesa i Wszystkie lektury nado-
bowiązkowe Szymborskiej. Cóż dalej z nimi – i czy śmierć? Papaweryna?

                *

„Wzgórza planet”?

19-21.04.2019

No comments: