Staliśmy się jako skrzypek, który przestał wyczuwać smyczek
i struny, przestaliśmy być artystami w codziennym życiu,
nie lubimy naszych domów i naszych strojów i bez żalów
rozstajemy się z życiem, które przestaliśmy wyczuwać.
W. Szkłowski, Wskrzeszenie
słowa, tłum. F. Siedlecki
2
Przeszczep
serca. Był mi potrzebny, bo to, co mówiłem o innych, stawa-
ło
się dowodem schyłkowej niewydolności. Leżąc na stole operacyjnym,
regulując
elektronicznie jego wysokość siłą erudycji, myślałem, że będę
polskim
Louisem Washkansky’ym, i powstanę jak „transplantokształtny
Chrystus”
z nowoczesnego stołu wielkanocnego swoich czasów. Tak na-
gi,
jak bezwłosy (z ogoloną i porumieniałą klatką piersiową, z brzuchem
czystym
jak lustro Archimedesa) powtarzałem sobie: „Krystian Lupa nie
mógł
mieć racji, gdy mówił: >>wydaje się, że w obecnej miazdze samot-
ność
artysty jest o wiele bardziej radykalna. Musi mieć odwagę na to, że
zostanie
zupełnie zmiażdżony. W gruncie rzeczy ktoś taki, jak: Wyspiań-
3
ski
byłby całkowicie rozdeptany, rozszarpany i wysadzony, poddany cał-
kowitemu
piekłu. I żeby zwyciężyć, musiałby umieć to przyjąć<<”. Cóż,
to
nie mogło być do mnie: bo ta rozkraczona ektoplazma w bagnie mojej
zbiorowej
psychiki zwiastowała przez 3 lata jedynie transowe manowce
i
wśród tylu agresywnych, nacjonalistycznych retrostruktur – pozostawa-
łem
tak tępy, jak Gołota w ringu. Na co mi łzy Symonidesowe, żadna ra-
da
artystyczna nie poświęci mi minuty uwagi, żadna też rada dyscypliny
naukowej
nie przyjrzy się bliżej mojemu projektowi czytania Lema – w
kluczu
literatur postzależnościowych. Chciałbym odczytać tu na głos je-
den
z fragmentów Ewangelii według świętego Łukasza, ale radość zwy-
4
cięskiej
Paschy zaciera moje pole decyzji (szkoda, że nie zacierała wte-
dy,
gdy podpinałem matkę: do krzesła elektrycznego). Z drugiej strony:
nie
jestem w jakimś starym, milicyjnym przedszkolu, i radość zwycięs-
kiej
Paschy nie może mnie pilnować na każdym (dosłownie – każdym)
kroku.
Około dwustu wiader na godzinę, zatem na co mi łezki Symoni-
desowe,
na co mi ciało Wojciecha Pszoniaka zdjęte z krzyża przez Da-
niela
Olbrychskiego w Piłacie i innych (pożądanie
rośnie we mnie jak
film,
to w końcu polskie Ostatnie kuszenie
Chrystusa, które gdyby nie
Bułhakow,
bardzo przypominałoby dziełko Scorsesego, Jan Kreczmar
zaś
– Łęcki z Lalki, Walter z Pasażerki – polskiego Davida Bowiego).
5
Bielały
lessowym pyłem giezła soronczaków, jak powiedziałby René
Śliwowski
o chwili, w której straciłem bezpowrotnie wszelki sens ży-
cia
oraz wszelkie religijne quasi-intuicje.
Flakowata zima nie zapowie
wiosny
tak jak powinna i to naturalne, przyszedłem tu jednak po cech-
sztyńskie
zlepieńce (bielały mrocznym jelitowym błogosławieństwem
giezła
cechsztyńskich lepieńców), nie po jezioro świętokradzkie w gó-
rach
świętokrzyskich: nie jestem nowym Kazimierzem Łyszczyńskim,
nie
jestem jego ateofanem, ani nie jestem Indianą Jonesem; polskich a-
teistów.
To, że nie pomogą mi łzy: Symonidesowe, nie znaczy – że nic
mi
już nie jest w stanie pomóc. Sprzęt z Warszawy, akcesoria powiatu,
*
żel
do nosa, woda toaletowa „Reveal”,
książka
Alexandra Baumgardtena, Ry-
cerskie
rzemiosło.
4
Ale
paliłem jedynie śmierdzącym kiziakiem, zapraszałem zaś – w głąb
Autodafe tak, jakbym witał
w progu sensownie zaszeregowanych szkó-
łek
sosnowych. Czy wolno tak kłamać, gdy odmawia się łzom Symoni-
desa?
Wolno, tak jak czytać Nauczycielkę na
pustyni Płatonowa po raz
pierwszy
w wieku 32 lat – rosyjskie dolce still
nuovo zaskleiło się chy-
ba
na moim ręku lepiej niż tłusty – sałtykowowsko-szczedrinowowski
aerozol
na bicepsach tych, którzy czytali Płatonowa w wieku – 20 lat?
Więc
może jestem rozkraczoną ektoplazmą, ale jeszcze nie – cytoplaz-
mą
rozpapraną i rozdmuchaną po wszystkich bąbelkowych kierunkach
orgianizmu
zwanego polską rusycystyką. To tak mało i tak dużo naraz.
3
Na
co mi łzy Symonidesa, skoro nie myślę o tych, których już (ze mną)
nie
ma: Zdzisławie Tadeuszu Łączkowskim, Krzysztofie Boczkowskim.
Czemu
zazdrościłem Pawłowi Orłowi tego, że napotkał: na swej drodze
tak
silną osobowość jak Henryka Berezę? Cały ja: śniący sny o potędze,
młody
makiawelik – ze Spowiedzią w szkole
świętych o. Maxa Huota de
Longchampa
(przełożyła Agnieszka Kuryś) pod pachą; przetrącający: pi-
sarzom
karki w zewie pochwytnie wołającym całego go do odnalezienia
swoich
gór nad czarnym morzem Macha – taki Mach Jawelik: ekstranie-
wątpliwie
zasłużył na to, aby zostać trawestacją biblijnej Zuzanny (więc
-
- - - - - - - - - - - - - - depresja zwycięskiej Paschy - - - - - - - - - - - -
- - -
*
został).
2
I
na co mi łzy Symonidesowe, skoro wiosna wybuchła na całego, popie-
ląc
mnie aż do członka – i mogę zaczyszczony uczestniczyć wreszcie w
przedwiecznych
liturgiach Święceń prezbiteriatu – skąd Litwini wracali.
Na
co mi łzy, na co mi Pascha, krwawy
wiersz Norwida przywoływany
przez
samego Girarda w eseju – Dawna droga,
którą kroczyli ludzie nie-
godziwi,
który (pochłoń mnie, Panie, proszę, bo nie rozumiem – i nigdy
nie
rozumiałem tego świata) cytują wierzący humaniści, składając sobie
wielkanocne
życzenia. Nie jest to norwidologiczne – „jądro ciemności”?
Nie
wiem w takim razie, co nim jest. A może – jak upierają się Najstarsi
norwidolodzy,
„norwidystycznego >>Jądra ciemności<<” po prostu: nie
1
ma
i mam wielkie szczęście: jestem jedynym murzynem na świecie up-
rawiającym
świetlistą dyscyplinę. „My nie jesteśmy źli, i wy nie jesteś-
cie
źli, ale trawy jest mało – ktoś musi umrzeć, a kto umiera, zawsze…
przeklina”
– mówi do mnie Piotr Chlebowski z KUL-u: tak, jakby: mó-
wił
do Marii Nikoforowny z opowiadania Płatonowa. Ale nie mówi do
Nikiforowny,
dlatego nie-Nikiforowna: odpowiada mu, że nie rozumie,
kto
tu ma zmartwychwstać, a kto zemrzeć pod czarczafem w Turkmenii.
Drogi
ludzkiego losu są zawiłe, a w cieniu starej czynary dużo, napraw-
dę
wiele Pasch kończy się tragicznie, dokładnie tak jak u Norwida (któ-
rego
jednego nie wolno sobie życzyć bez całkowitego opamiętania, nie
*
jesteśmy
Dżafarbajami,
1) nie recytujemy Fortepianu
Szopena w glinianej kurganczy aułu,
2) nie recytujemy Fortepianu
Szopena w cyrku: Korona, Zalewski;
żyjemy między sobą).
19-20.04.2019
No comments:
Post a Comment