Jankowi
Czarneckiemu
111
Pudło! To, że
domagam się, aby wokół zdarzeń w Puszczykowie zbudo-
wać nowelę
nowego Conrada, wcale nie znaczy, że domagałbym się, by
napisać wiersz
tej siły dokładnie, co Pomnik
Elizabeth Bishop na temat:
pomnika ofiar
tragedii smoleńskiej 2010. Zostańmy, bardzo o to proszę,
przy parafrazach
Pomnika Piotra Wielkiego pisanych
stylem Bishop, to
jest przesycajmy
Mickiewicza swoistym (środkowo-wschodnim) North
&
South. To nie są Żary
i popioły Jerzego Kaliny: możemy łatwo wyw-
rócić się w
ogień, zwłaszcza w łatwopalnym kostiumie. Przebacz – mi,
jeśli
sprowadziłem do Polski całą tę odzież zachodnią nielegalnie, lecz
w satysfakcjonującym
ciebie rewanżu zajmę się tym, co najtrudniejsze
112
i sam od dnia do
nocy każdego dnia bez przerwy – będę ekspedientem
niemile
widzianej nowości. Zajdą drzwiami i oknami, usłyszawszy, że
mam tu treny XXI
wieku, że jestem literackim Jamesem Manjackalem,
literackim Johnem Bashoborą – wyjaśnię im powoli, wystawiając – że
literackim Johnem Bashoborą – wyjaśnię im powoli, wystawiając – że
sława ludzi
takich, jak ja, Mancjackal, Bashobora – to poniekąd sława
godna
afrykańskich Kochanowskich. Dawniej ni jeden, ni drugi – ota-
rasowawszy się
jak Kurtz – nie wytknęliby nosa ze swoich jąder, lecz
czasy się
zmieniają i zmienia się ciemność (otyła i niemal wywłoczna
przestaje nas na
każdym kroku zaskakiwać). Lubosz tego nie rozumie.
I wiem, że już
nigdy nie zatonuje: w mojej obecności: Best’n’Blessed.
113
Jego metr
osiemdziesiąt: zdrowej, umuzycznionej karnacji ukrywa się
przed czymś dużo
czarniejszym – niż ziemia z kościoła Podwyższenia
Krzyża Świętego,
dużo bardziej osobliwym – niż dym Psów,
kadzidło
Pasikowskiego. –
To już nie jest Księstwo Warszawskie? – pyta prze-
rażony, jakby
pytał nie twarzą, ale rakiem skóry. – Nie, mój biedny –
odpowiadam
najciszej jak potrafię – to już nie księstwo kogokolwiek.
Mogłoby należeć
do Norwida, przykładowo: do Kleopatry z jego dra-
matu Kleopatra i Cezar, ale Kleopatrę –
zabiłem, aby nie dać cezaryz-
mowi dojrzeć. Tą
gąbką mógłbym zetrzeć słowa z tablicy – takie, jak
„suche życie”
lub „płacząca motywacja”, ale noms
parlants takie, jak
114
„Cezar”, „Kleopatra”,
„Cyprian Norwid” są już częściami „zwikłanej
apokatastazy” ,
więc są już – po ludzku mówiąc – nieścieralne. Choć-
by przyszło
tysiąc atletów i zmyło, Luboszu, krew, choćby przyszedł
nowy Francis
Ford Coppola, by brawurowo nakręcić „Czas apokatas-
tazy”, „Czas
apokatastazy” mi nie wystarczy: mam już za mało czasu
na oglądanie w
skupieniu „Czasu apokatastazy” – wybacz mi, proszę,
Luboszu, ja nie
pamiętam nawet Czasu apokalipsy, choć
– oglądałem
go w Moskwie, w
Ostrołęce, w Warszawie. Obawiam się, że również
słowa takie, jak
„James Mancjackal” i „John Bashobora” są nieścieral-
ne, ale spróbuj
z nimi walczyć, poczujesz całą serię sprzężeń, ta doda
115
ci sił i
męskości – na krótko, ale widocznie. Spójrz, ptak ci – rozkwitł
na bochenku z
piór. Spójrz, koszula ci – spłonęła w religijnej fotosyn-
tezie, której
dotychczas nie wyrażono w żadnym podręczniku z ampe-
lografii
(powstają bez większych przerw od 1857 roku). Spójrz, bo rę-
kawiczka, twoja dama,
twoja wieśniaczka zniknęła: na paszczy kroko-
dyla tak, jak
Marlow w bagnach rzeki Kongo. Będę cieszył się milcze-
niem. Będę delektował
się nim jak masturbacją w najczarniejszych no-
cach i dniach mojego
życia. Ach, jak ja brzmię. Sandra, Karolina, Oli-
wia, Joanna –
nie powinny tego słyszeć. Powinniśmy być ciszą, czapą,
lecz czy pomponem
dla zgiełku powinniśmy być – rogiem – powinniś-
*
my być pługiem. Nieodnowiony, nie-
uruchamiany to
jeszcze nie początek:
pługastwa.
7.04.2019
No comments:
Post a Comment