Niegdyś witano się słowem здраствуйте!
– dziś słowo umarło – i przy
spotkaniu mówimy do siebie асте.
Nogi naszych krzeseł, wzory materii,
ornament domów, obrazy
Petersburskiego Towarzystwa Artystycznego,
rzeźby Gincburga –
– wszystko to woła do nas асте.
W. B. Szkłowski, Wskrzeszenie słowa, tłum. F. Siedlecki
1
Tak
jak w domu powieszonego nie mówi się o sznurze, w domu pi-
sarza
XXI wieku nie mówi się o osobach takich, jak Boccacio, Are-
tino
lub Ghelderode. O czym zatem mówi się w domu pisarza XXI
wieku?
Z pewnością nie pominie się milczeniem pustoszenia kated-
ry
Notre Dame przez ogień. Z pewnością odda się część – węglowi,
tak
jakby był węglem na kaplicę nowej: Madame Butterfly. Domyś-
lam
się, że pisarz XXI wieku ulegnie w końcu „nieczystej” pokusie,
by
zestawić ze sobą autodafe Notre Dame z arcyautodafe powstania
warszawskiego.
To oczywiście jego sumienie; i jego quasi-sofizmat.
Rondo g-moll op. 94
Dvořáka można grać na wiele sposobów i wie-
2
le
spektakularności wyzwolić: mało ważne, czy jest się uwięzionym
w
fabryce wódek, czy w wawelskich salach pod zodiakami, planeta-
mi.
Mikołaj Adamczak zasługuje oczywiście na to drugie: jest poru-
szającym,
młodym wiolonczelistą; cieszę się, że mogłem go słuchać
na
Zamku Królewskim w Warszawie 14 kwietnia. Zasługuje (nawet
w
tym wieku) na ruiny Notre Dame – ile lat życia: można wypełniać
dolinę
ciszy w Lgowie: ściekami łez, lewadami, bananowcami włas-
nych
twórczych ran? Nie, to nie była Pasja
Mela Gibsona, to – była:
Pasja
Bacha, widzę to po czasie. Muszę jak najprędzej umieścić Au-
todafe w kąpieli
odkwaszającej i poddać szpaltowaniu zasadowemu
3
wszystkie
trzy strukturalne części poematu (niech się dzięki etanola-
nom
wszelka wszelskość skończy szczęśliwie wszelką wszelkością):
bo
50 jednostajnych dni, które oddziela śmierć Jorge’a Luisa Borge-
sa
od momentu moich urodzin (14 czerwca od 3 sierpnia 1986 roku),
jest miarą mojej grafomanii. Bo 11996 dni, które oddziela śmierć au-
jest miarą mojej grafomanii. Bo 11996 dni, które oddziela śmierć au-
tora
Twórcy od dnia dzisiejszego autora Autodafe, jest miarą mojego
autotematycznego
agnostycyzmu. Wierzę w Boga – tak, jak Jean Gi-
raudoux
wierzył w Notre Dame. Czego ode mnie oczekiwałeś, tylko
więźniem,
byłem tylko więźniem niewiele tylko od ciebie – nowo-
cześniejszym,
oświęcimiaku. Wszelako, myślę, że mogę być dumny:
4
nie
położyłem zdrowej głowy w chore łóżko, ale – w semiofor, w ko-
piec
mrówek przez pomyłkę zwany piecem Notre Dame, będący ana-
tomicznie
kopiecem powstania warszawskiego, zwanym pogardliwie
tylko
– antysemickim „kopcem weneckim”. Jakże na próżno wam to
mówić: „jest ta rzecz >>kopiecem<< >>nie-weneckim<<”, „budźcie
mówić: „jest ta rzecz >>kopiecem<< >>nie-weneckim<<”, „budźcie
się
całym ciałem, całą mową, całym agnostycyzmem”, „nie mieliście
50
jednostajnych dni tak, jak ja, dlaczego więc powtarzacie: bezmyśl-
nie
– >>kopiec wenecki<<”? „Mieliście tych dni więcej?”, „mieliście
tych
dni mniej?”, „nie mieliście w ogóle jednostajnych dni i jesteście
zdrowymi
głowami w zdrowych łóżkach?”. Nie mówi do was „chora
5
głowa”,
ale nie mówi też do was „łóżko zdrowe jak Notre Dame” (!).
Przecież
mówię dokładnie to, co mówił ksiądz Jan Twardowski, gdy
pisał:
„Przed swym kapłaństwem w proch padam”, tylko: potworniej
(i
mógłbym powtórzyć to księdzu Tischnerowi, jeżeliby żył, a ksiądz
Tischner,
jeżeliby żył, mógłby powtórzyć to innym księżom, niczego
w
treści nie zmieniając – wyrosłem z czasów, w których – pisząc Du-
sze jednodniowe –
uważałem siebie za anty-chrysta). Można ślepemu
zazdrościć,
że ma gęste włosy, można agnostykowi zazdrościć, że ma
Notre
Dame, która płonie niemalże jak Świątynia Złotego Pawilonu z
Mishimy.
I na co mi łzy Symonidesowe, skoro łechtaczka Okeanid to
*
nie
zwyczajny wihajster, a to,
że
jest unerwiona, nie znaczy,
że
ją wzruszę.
Jutro
pewno Złota Pagoda spłonie. Ta forma, która
wypełniała
przestrzeń, zginie… A wtedy feniks ze
szczytu
dachu odżyje i odleci, jak przystało na
nieśmiertelnego
ptaka.
Y.
Mishima, Złota pagoda, tłum. A.
Zielińska-Elliott
4
Ciasto
mojego wiersza nie jest aksamitne. Dodaję sobie wszelako otu-
chy
tym, co mówił Szkłowski, głosząc swą apologię niezrozumiałości:
„nazbyt
gładko, nazbyt słodko pisali poeci minionej doby. Ich utwory
przypominają
ową: polerowaną powierzchnię, o której Korolenko mó-
wił,
że >>hebel myśli ślizga się po niej, na próżno: usiłując zadrasnąć
[…]<<”.
Gdzieś indziej: „Arystoteles doradza w swojej Poetyce nada-
wać
językowi charakter mowy obcej”, nie chodzi jednak o to, aby mo-
netyzować
starocerkiewnosłowiański, jak czyni to młody Marcin Pod-
laski
w skądinąd interesującym MT 61,7. O
co więc chodzi Arystotele-
sowi,
którego cytuje Szkłowski z takim upodobaniem? O to, ażeby nie
3
być
prawosławnym skopcem, nie odcinać sobie jąder intertekstualności
ni
nie wykrajać łechtaczek tradycji literackiej, stając się: stachanowcem
jakiejś
kastrackiej Sagi o ludziach lodu, a
następnie – czcić objawiającą
się
nad Morzem Azowskim pionierstwa Babaninę – nową Bogurodzicę:
pod
postaciami Konrada Góry i Roberta Rybickiego. Bardzo chciałbym
pisać
Autodafe w inspirującym, tarkizującym
postświecie po Babaninie
i
po Kronikach Seliwanowych, nie po Księgach Jakubowych i po Matce
Makrynie – ale wybór nie
należy do mnie, serce polskości bije triadami
Cushinga
(ojczyzna, honor-Bóg) nie po mojej, mazowieckiej: nastronie
granicy
– i na co mi łzy Symonidesowe w synkopowanym rytmie mazo-
2
wieckiego
Power Dance? Chleb płacze, gdy go
darmo jedzą: nieważne:
na
perkusyjnym czy na orkiestrowym talerzu – „słabi pisarze modlą się
zawsze
z minjanem, prawdziwi pisarze modlą się samotnie, klasyk (!!!)
szepcze
modlitwę, której nikt przed nim nie odmówił”, mówił w jidysz
Izrael
Sztern, jeżeliby wierzyć tu jego polskiemu tłumaczowi, czyli Mi-
chałowi
Friedmanowi. Dobrze wiem, że Sztern nie mówił swoich ostat-
nich
słów do mnie, nie kryłem się jednak całe życie w mroku ignorancji
i
tchórzostwa, toteż mam prawo go zacytować. A młodość – jak to mło-
dość:
eteryczni młodzi ludzie muszą uwierzyć we własne „labialne cza-
rodziejstwo”.
Widzę to w swoich studentach i rozumiem: (dzięki temu)
1
lepiej,
dlaczego nie mogłem napisać Autodafe
w wieku 25 lat: do smug
(pierwszych
smug) na lustrze półprzepuszczalnym własnego życia wie-
rzy
się niezłomnie, że będzie się: jednym ze współczesnych samarytan,
w
tym oczywiście – jednym z samarytan samego siebie. I w końcu: kie-
dy
płonie już francuska Złota Pagoda, która rozpładniała umysły takich,
jak
Fénéon, Laplanche czy Follereau, pisze się tak: o wodach ciemnych
ze
smutku – aby wszyscy, bez wyjątku wszyscy: w ciebie zwątpili. Aże-
by
gdykolwiek, gdy najdzie cię myśl, by mówić Hiobem („przedłuża się
wieczór,
a niepokój mnie syci do świtu. Ciało moje okryte – robactwem,
strupami,
skóra mi pęka i ropieje”), nie wierzyli już tobie, i niechęcili in-
*
nych):
„nie ma tu
komu
– wierzyć”,
„nie
ma tu komu,
cię
strzec: strzec
”.
18.04-19.04.2019
1 comment:
Popłakałem się z tego piękna.
Post a Comment