Saturday, September 4, 2010
Statki
vladimir dojedzie na drugi dzień –
jego stary ojciec zaczął majaczyć:
kolejna oszczędność obietnic
w jego nogach zrasta się już na powrót.
i doprawdy nie wiem, czy ślubowaliśmy
donieść ten matecznik do gmachu ogrodów
(moja przyjaciółka waleria nie wierzyła,
że gaje się palą tak jak skaleczenia),
czy tylko zamknęliśmy archipelag
w grubym rodzicielskim kapturze
pełnym kłębków wapnia i sarkofagów –
zapytam vladimira, dokąd dziś pójdziemy,
ale na razie południe. matecznik
na brzegu sanu. modlę się do infanta
z ceuty, martwej natury mężczyzny.
jego alby są szorstkie. głos bujny,
nieprzejednany. dla kogo ta jasna trwoga?
statki z ludźmi, zwierzyną i prosem?
vladimir odwiedzi mnie jutro.
ty czołgasz szkaplerz liczb pierwszych
już dziś:
po posadzce.
w termach.
przed izbą.
Warszawa, 5.09.2010r.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
2 comments:
Ciekawam czy czytasz komentarze akurat tu..
I czy wciąż karmisz koty walerianą :)
Co dziś porabiasz..?
Coś krótko dla Ciebie:
Nad Państwem Labiryntów zaległa cisza,
Drzewa lasu osłaniają wieczernik,
Zaklinająca szeptem,
Słowa wiatru,
Na stłuczonym szkle zbudowała dom.
Bo wiedziała że Kapelusznik już się nie pojawi.
Dziękuję Ci za pamięć o mnie. Piszę, przede wszystkim piszę. Wiele czasu spędzam w Warszawie. Już w mojej szafce kuchennej nie ma waleriany:).
Nie mam dla Ciebie wiersza, Serapionie. Mam życzenie, abyś miała się jak najlepiej.
Post a Comment