Spożyłeś to, co miałeś sławić.
Spożyłeś to, co miałeś uobecnić.
Spożyłeś pieśń-matkę i pieśń-surogatkę.
Mówisz więc bezmyślnie, dziurawiąc wazę głosu.
Oceniasz najzawodniej – wierzchołkiem palcówki.
I mówisz: płacz Domu. Płacz Białego Domu.
I twierdzisz: Kalwaria. Kalwaria Kennedych.
Spożyłeś to, co miałeś z czasem wzmocnić.
Zimna kość bawełny wyjęta spod lodu
wypadła ci z rąk, łupiąc głowę psu,
wypadła ci z rąk, łupiąc głowę psu,
który miał cię strzec.
15.04-18.04.2014
No comments:
Post a Comment