Saturday, October 4, 2014

Jestem Ariadna z Naksos, czyli Wanda Karczewska w latach 1981-1995




 „Nikt nie wiedział, czy jest mężatką, wdową czy rozwódką. W rozmowach towarzyskich nie odnosiła się też do swojego pochodzenia”[1] – ograniczała się do spraw zawodowych (to przede wszystkim), następnie dopiero – sięgała po broń ironii. Z rozmów z Tadeuszem Błażejewskim wyłania się obraz Karczewskiej sokratycznej, milkliwej, z jednej strony celującej w ironii wobec literackiego kolektywu, z drugiej – będącej żywym zaprzeczeniem polemicznej otwartości Sokratesa na człowieka – Karczewskiej kreślącej wizerunek głębokiej pisarskiej i intelektualnej autoalienacji. Wyprawiała się na pustynię, czy – jak stwierdzaliby nieżyczliwi – tworzyła nowy, wyższy rodzaj zaścianka, najpierw – wykreowawszy atmosferę osaczenia? „Wydaje się, że [szczegółowa] znajomość jej twórczości była w środowisku łódzkim powierzchowna. W końcówce lat siedemdziesiątych wiadome wszak było, że Gomolicki, Karczewska, Sztajnert to w Łodzi czołówka prozy” – tak sprawę ostatecznie oceniał Błażejewski. Ten stan rzeczy nie dawał się jednak długo utrzymywać: koniec „fazy centralnej” tego pokolenia przypadł w chwili wybuchu stanu wojennego oraz rozwiązania Związku Literatów Polskich. To także moment wyczuty przez Karczewską – w planie jej kariery najsilniej świadomością zejścia z ramp literatury przesycony został tom Ułaskawienie świata, ostatni zbiór opowiadań pisarki (1982) będący zarówno wymownym, a pod pewnymi względami nawet – porażającym pożegnaniem Karczewskiej z „małą formą prozatorską”, jak i rozbratem z „marzeniem o prozie pojemnej” urzeczywistnionym dotąd jedynie raz – w powieści Głębokie źródła. Wymiary tego „marzenia” Karczewska zdradzała jeszcze przed wojną, debiutując książką lat młodości – conradowskimi Ludźmi spod żagli. Pod pewnymi względami przewrotnym powrotem do tego, co „pojemne” stało się napisanie Spaceru w alei parkowej. Był to jednakże powrót na prawach wyłącznych – niejako post mortem – glosa do dawnego „marzenia”. „Glosa” w cieniu śmierci, a zatem… testament.    
W ostatnich miesiącach życia Karczewskiej – tj. latem 1995 roku – najbliżej pisarki pozostawały jej dwie przyjaciółki, Lucyna Skompska, poetka odkryta przez autorkę Wizerunku otwartego w 1976 roku, a następnie – „zaadoptowana” przez nią i Grażyna Pułaska, redaktorka Wydawnictwa Łódzkiego, pracująca również nad utworami Karczewskiej. Ostatnie tygodnie spędziła z nią Pułaska. „Zadzwoniła do mnie (była wtedy jej opiekunką) –  relacjonuje Skompska – by powiedzieć, że Karczewska miała wypadek”. „Upadła w małym, ciasnym przedpokoju przy drzwiach, tarasując je swoim ciałem i łamiąc kość udową”. „Wołała, krzyczała, aż usłyszała ją sąsiadka”[2] – Skompska objaśnia dalej przebieg zdarzeń. Służby ratunkowe weszły do mieszkania na pierwszym piętrze oknem, zabezpieczyły Karczewską, a następnie przewiozły ją do szpitala w Łodzi na Milionowej 14 (III Szpital Miejski im. dr. Karola Jonschera). Działo się to jeszcze na trzy tygodnie przed śmiercią pisarki 29 września 1995 roku. Z ordynatorem szpitala kontaktowała się w sprawie Karczewskiej Pułaska – operacja biodra, którą autorka Odejścia miała przejść, była notorycznie odkładana przez personel medyczny. „Karczewska leżała unieruchomiona, zaczynały się odleżyny” – zaświadcza Skompska – „na nie jej daleki kuzyn [osoby nie udało się zidentyfikować – dop. K.S.] przywiózł specjalną przeciwodleżynową poduszkę”. Jeszcze przed właściwą operacją znalazła się w stanie zagrażającym jej życiu, prawdopodobnie – z powodu ostrej niedrożności jelit. Zmarła na stole operacyjnym podczas operacji przewodu pokarmowego (ósmej z kolei w jej życiu), której nie przeżyła. Przygotowaniami i organizacją pogrzebu zajęły się Skompska i Pułaska. Ta pierwsza o śmierci Karczewskiej powiadomiła pisma literackie – „Pojechaliśmy do mieszkania, aby wziąć jakieś ubrania na pogrzeb. Usiadłam przy biurku i zadzwoniłam do redakcji pism. » – To niech mi Pani coś powie o zmarłej… – Niech Pani sama znajdzie! Przecież to jest pisarka!«”.    

„Czas ułaskawienia”

Okres 1981-1985 to jeden z najgorzej udokumentowanych okresów działalności Wandy Karczewskiej w Łodzi. Pisarka zrywa wówczas wiele kontaktów zarówno tych towarzyskich, jak i – korespondencyjnych, m.in. ucina znajomość z Lucyną Skompską (odnowi ją dopiero w 1992 roku, szukając u niej otuchy i wsparcia jako ofiara rozdmuchanych antysemickich pomówień na swój temat[3]). Jubileusz pięćdziesięciolecia pracy twórczej Karczewskiej w 1981 roku nie tyle przebrzmiewa (zostaje przecież wydany nakładem Wydawnictwa Łódzkiego ostatni tom opowiadań pisarki pt. Ułaskawienie świata), co nie znajduje w prasie literackiej należytego rezonansu. A nie jest to jedyna z okrągłych rocznic świętowanych w tamtym czasie przez Karczewską. Na ten sam rok przypada czterdziesta piąta rocznica pierwszego wydania Ludzi spod żagli, debiutanckiej powieści pisarki, na rok 1983 z kolei – jubileusz jej siedemdziesiątych urodzin (specjalnie na tę okazję swoje studium o Ludziach spod żagli przedstawi w „Odgłosach” Tadeusz Błażejewski[4]).
Trudno oprzeć się wrażeniu, że rozciągający się na całe lata osiemdziesiąte czas jubileuszy Karczewskiej (kolejną rocznicą wyróżnioną przez prasę literacką jest pięćdziesięciopięciolecie pracy twórczej – jubileusz, który wykorzystała sama Karczewska, zamieszczając w związku z tym w „Odgłosach” rodzaj „małego podsumowania twórczości” – studium zatytułowane Świat pierwszych doznań[5]) jest jednocześnie czasem przewrotnego jej „ułaskawiania”, czy raczej: odprawiania. Niewątpliwie, nie obowiązuje już hegemoniczny porządek, na który w końcu lat siedemdziesiątych wskazywał Błażejewski, kładąc nacisk na istotność łódzkiej „trójcy prozy”, faworyzowanej także przez Wydawnictwo Łódzkie – Sztajnerta, Gomolickiego i Karczewską. Jakkolwiek niezależnie od postępującego rozpadu Związku – można w tym wypadku mówić o błyskawicznej neutralizacji ich pozycji. Dokonuje się ona specyficznie – i z pewnością po części za przyzwoleniem samej Karczewskiej, która pod tym względem upodabnia się do pani Meres, bohaterki opowiadania Ułaskawienie, tytułowego utworu ze zbioru Ułaskawienie świata, która – co udobitnia sama autorka – „pełna samoobronnej autoironii i zarazem urazów do świata, zaczyna po pewnych przejściach rozumieć, że właściwie prawie wszyscy są w jakiś właściwy sobie sposób nieszczęśliwi w tym świecie, który sam trzeszczy w szwach”[6]. Swoistą, narastającą dyskrecję Karczewskiej najprawdopodobniej wykorzystuje środowisko, dokonując znamiennego przesunięcia. Czas jubileuszy, a więc „czas pisarskiego ułaskawienia” staje się iskrą aktywującą zjawisko mające odmienić dotychczasowe status quo. W tym samym czasie, w którym wciąż jeszcze pojawiają się omówienia eksperymentalnych i przełomowych Głębokich źródeł, pisze się o Karczewskiej uhonorowanej, senioryzuje się jej wizerunek, sumuje dorobek literacki. Jedno z filarów „trójcy łódzkiej” ma więc stać się faktem historycznym, nie zaś – pozostawać elementem literackiej teraźniejszości.
Gwoli prawdy – pisarka tych zabiegów nie podważa ani nie kwestionuje. Można zresztą Ułaskawienie świata odczytywać jako Karczewskiej „pożegnanie z prozą”. „Pożegnanie” w wymiarach trwałych i ostatecznych. Potęguje to odczucie wymowny ślad-gest rezygnacji, który napotykamy w pierwszym liście do Klemensa Górskiego z 6 grudnia 1982 roku. Karczewska deklaruje w nim swą niezdolność do wywiązania się z dawnej umowy z „Czytelnikiem” na napisanie Drogi do Pensylwanii (umowa na powieść została sporządzona 10 lat wcześniej – w 1972 roku, poprzedzała tym samym dwa najważniejsze wydania autorki Odejścia w latach 70.: Głębokie źródła i Fugę z tematem miłosnym[7]). Wraz z finałem „ery prozy” lektury Karczewskiej ulegają znamiennemu przemianowaniu – poza powieściami Wiesława Myśliwskiego: Nagim sadem, Pałacem oraz późniejszym Kamieniem na kamieniu, które obdarzyła szczególną estymą (z czym zdradza się współpracującemu z pisarzem nad redakcją „Regionów” i „Sycyny” Górskiemu[8]), niegdysiejsza autorka Wizerunku otwartego niemal w żadnym stopniu nie poświęca uwagi przemianom współczesnej powieści (wyjątkiem jest tu zainteresowanie Karczewskiej twórczością Umberto Eco, zwłaszcza Imieniem róży dostępnym w polskim przekładzie od 1987 roku[9]). Zwraca się miast tego – w znacznej mierze dzięki zapoznawczym studiom Klemensa Górskiego w „Regionach” – w kierunku Konstandinosa Kawafisa (1986) i Edgara Lee Mastersa (1988)[10]. Z kolei opowiadania z tomu Ułaskawienie świata – jak Karczewska zaświadcza o tym Górskiemu – „spisane zostały w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych”, a „dwa z nich (Ułaskawienie świata z 1968 roku oraz Historia Arcydzieła Mysikrólika) nigdy nie mogły być drukowane”[11].
Ostateczny cios dla powieści Karczewskiej przyniosła końcówka lat osiemdziesiątych. Mimo wyróżnienia pisarki w 1988 roku Honorowym Obywatelstwem Miasta Kalisza, rok później zaś – nagrodą pierwszego stopnia Ministra Kultury i Sztuki za całokształt pracy twórczej „Czytelnik” rezygnuje z planów związanych z czterotomowym wydaniem jej dzieł, nawet pomimo – jak rekapituluje to Karczewska – „zmniejszenia wyboru o 2/3 objętości”[12] (sic!). W liście do Klemensa Górskiego z 12 czerwca 1989 roku kobieta zwierza się swojemu adresatowi z wielu niefortunnych wyborów związanych z tą edycją: „z Łódzkim [Wydawnictwem Łódzkim – K.S.] miałam wcześniej zawartą umowę na wydanie czterotomowego wyboru, a gdy ja tę umowę z WŁ zerwałam, przyjęłam obietnicę »Czytelnika« (…) – ten w ubiegłym roku zerwał ze mną umowę, jestem więc spalona w WŁ”[13]. „Pożegnanie” Karczewskiej z prozą pozbawione więc zostało możliwości podsumowania i kwintesencji, czy może: sama Karczewska odmówiła sobie tych przywilejów, udręczona zapewne niezrozumiałą dlań i nieprzyjazną polityką wydawniczą „Czytelnika”.

Nagrody i choroby  

Szesnasty z czterdziestu trzech listów wysłanych przez Karczewską do Klemensa Górskiego zapisany został na rewersie pocztówki artystycznej: przedstawiała ona obraz Paula Gauguina, Der Arme Fischer. „Ten biedny rybak to chyba ja” – pisała swojemu korespondentowi Karczewska w kilku skreślonych naprędce słowach z 30 czerwca 1991. Kontynuowała tę myśl, rozwijając zapewne i ją samą zaskakujące spostrzeżenie: „człowiek staje nagi wobec wieczności, bo nic nie znaczy wobec (…) śmierci to, co złowił w życiu”[14]. Sercem nagości pojętej w ten sposób w jej wypadku stały się choroby, które po 1988 zaatakowały Karczewską ze wzmożoną siłą. Zapis zmagania zawarł list pisarki do Władysława Strzeleckiego z 3 marca 1988, w którym Karczewska usiłowała doradzić mężczyźnie, jak sprowadzić do Polski medykamenty z zagranicy oraz ominąć Wydział Zdrowia. Tłumaczyła m.in., że „»Pewex« ma ograniczoną listę leków (…) i nieludzko to u nich drogie”, że „trzeba kupować dolary lub marki”[15], sugerowała zabiegi, którym sama się poddawała – z malejącą z czasem skutecznością: fizykoterapie, masaże, lampy, ultradźwięki i dyadynamie. Artretyzm i odwapnienie kości zwalczała zastrzykami „Rumenolu”, „Feloranem”, przyjmowała „Proxican” i salicylanty – je też polecała Strzeleckiemu[16].
Jeszcze w czerwcu 1989 roku zapadła na wirusowe zapalenie płuc: „wpakowano we mnie tyle antybiotyków, sulfamidów i innych paskudztw, że w rezultacie rozklekotał mi się cały organizm”, „słuch osłabł”[17]. Uskarżała się wówczas Górskiemu, że jest „więźniem w czterech ścianach swej pustelni”, Sewerynowi Pollakowi pisała z kolei o „kręgosłupie, zrostach jelitowych, zaburzeniach we wnętrzu i cholernej nerwicy”[18]. W wigilię świąt Bożego Narodzenia 1992 roku Karczewska rozpoczyna pracę nad „wierszem-poematem” (którym mógł okazać się – uważa Mikołaj Głowa, edytor listów Wandy Karczewskiej do Klemensa Górskiego – brudnopis późniejszego Spaceru w alei parkowej[19]). Przerywa jednak tworzenie, tłumacząc, że nie ma skąd czerpać sił do pisania maszynowego: „każde stuknięcie w klawisz odzywa się w głowie, w kręgosłupie, doszczętnie zmarniałam”[20]. Ostatnie święta Bożego Narodzenia w swoim życiu pisarka przepędza w strachu, bezskutecznie usiłując wyrównać szalejące ciśnienie krwi: „250/130, 260/135”. „Walczyłam z pogotowiem, które chciało mnie zabrać do szpitala, zapowiadając, że to się skończy wylewem (…), paraliżem lub po prostu śmiercią. Musiałam podpisać, że zostaję w domu na własną odpowiedzialność”[21].
Humor wobec własnej cielesności (z villonowską łzą) krzyżuje się w ostatnich miesiącach życia Karczewskiej z kolejnymi patetycznymi precedensami w korespondencji. W liście z 20 marca 1995 pisze do Górskiego niejako w uzasadnieniu odmowy przybycia na jubileusz swoich osiemdziesiątych urodzin: „Na takim występie mogłabym się zwinąć z katedry pod stół, jak kiedyś Przyboś w czasie przemówienia w sali ZLP w Warszawie”[22]. Niecały rok wcześniej – 22 sierpnia 1994 domyka korespondencję z tym samym mężczyzną wymownym odsyłającym incipitem „Na odwrocie mój portret”[23]. To dwudziesty dziewiąty z czterdziestu trzech listów do Górskiego. Rewers pocztówki przedstawia Monument Ossipa Zadkine’a – rzeźbę humanoidalnego mężczyzny z wyciągniętymi w niebo rękami i wytrzebionym tułowiem. Jedna z dłoni postaci – dłoń prawa – wygięta została w nienaturalnym, spastycznym skręcie.
Po Głębokich źródłach nagrody – symboliczne, rozczarowujące, zastępcze lub przedatowane – przychodziły za późno i pogłębiały pisarskie rozgoryczenie. Owszem, Karczewska rozdrażniona niewykarmionymi aspiracjami z pewnością okazywała niewdzięczność swoim darczyńcom. Lata 80-te przyniosły jednak wyróżnienia znaczące z zupełnie innych powodów. Jedną z nich (najważniejszą pod wieloma względami) była „literacka nagroda mojego rodzinnego miasta z wyboru – Kalisza”[24], a wraz z nią honorowe kaliskie obywatelstwo. Gdy po ukazaniu się Słownika polskich pisarzy współczesnych Lesława Bartelskiego pisarka odkryła, że autor leksykonu zamieścił jej życiorys w wersji nieuaktualnionej, długo utyskiwała na jego poczynania prywatnie – przede wszystkim w listach do Klemensa Górskiego, szeroką listę skarg na Bartelskiego poczynając od słów o „skurtyzowanym dorobku”, a także dodając do tego „brak noty o nagrodzie pierwszego stopnia Ministerstwa Kultury za całokształt twórczości”[25]. Otrzymała ją w 1989 roku w istotnie znamienitym kręgu współotrzymujących: wraz z Zygmuntem Kubiakiem, Władysławem Terleckim, Tadeuszem Konwickim i Józefem Henem.
Sama również miała ambicje nie tylko nagradzać, lecz także – nade wszystko – zgromadzić wokół siebie nagrodzone talenty. Spotkało się to zresztą ze sceptyczną reakcją łódzkiego środowiska literackiego. Karczewska ufundowała specjalne stypendium dzięki honorarium za książkę dla dzieci z ilustracjami Ewy Salamon Niezwykłe przygody arcypsa Puka-Burego (pozycję wydało Wydawnictwo Łódzkie już w 1985 roku). Trafiło ono na ręce Łukasza, nieprzeciętnie uzdolnionego syna Grażyny Pułaskiej opiekującej się pisarką w ostatnich latach jej życia. Na temat tego epizodu i całego „nieszczęśliwego” trójkąta pisał w krótkim, zjadliwym aforyzmie Roman Gorzelski: „Pomnik sobie stworzyła trudem rąk ciosany, / w pobliżu alejki i cmentarnej bramy… / Okiem sowy patrzy, laską głośno stuka: / Co napisze, to drukują na schedę dla »wnuka«. / Jego matce z paru mężów nic nie pozostało: / Uciekli, bo pyskate ciało – to za mało!”. Strofa początkowo miała zostać przedrukowana obok karykatury Sławomira Arabskiego w jednym z numerów „Odgłosów” (jak zeznawał na ten temat Henryk Pustkowski). Ostatecznie jednak za życia Wandy opublikowana nie została[26].

W kręgu lektur

Być może sama Karczewska zapoczątkowała okres „ułaskawienia”, który był w rzeczywistości nie „ułaskawieniem świata”, lecz „samoułaskawieniem”. Należałoby je rozumieć realnie, dosłownie, wymiernie – zawodowo i warsztatowo – jako zdjęcie z siebie obowiązków reprezentacji, które nakładała na pisarkę prerogatywa „trójcy łódzkiej” (głęboko ambiwalentna jako nominacja, obciążająca, a zarazem awansująca ją, przynosząca twórcze zadowolenie). Znamion owego „samoułaskawiania” można dopatrzeć się zaskakująco wcześnie, już w 1975 roku na łamach „Odgłosów” publikuje Karczewska rodzaj literackiego solilokwium (Słowiki też są określone historią), które jest świadectwem świadomej recesji, a także zapowiedzią dalszego wycofywania się z pola tzw. trójcy. Toteż choć „właśnie pisarze związani blisko z życiem społeczno-politycznym stworzyli dzięki rozczarowaniom i goryczom swoje popioły i diamenty, matki królów, obrony Grenady i poematy dla dorosłych”, pisarka mówi o sobie: „nie jestem członkiem partii, moje książki nie są utworami politycznymi”, lecz „psychologizującą prozą, która żywi się pełnią ludzkiego żywota, i musi się nią żywić”[27].
Stąd właśnie (choć jest to jeszcze deklaracja z lat siedemdziesiątych) należy wyprowadzić wybory lekturowe Karczewskiej w ostatnich latach jej życia. Zgodnie z linią wyznaczoną w Słowikach… determinuje je kierunek anty-intelektualistyczny, przesycony na dodatek lokalizmem (ks. Jan Twardowski, Anna Świrszczyńska, Anna Kamieńska[28], Wiesław Myśliwski, pisma literackie: „Regiony” i „Sycyna”). Wybór poezji jako formy senilnej (formy na – nazwijmy to – „ostatnie lata życia”) oraz odrzucenie prozy, co więcej – wypowiedzenie własnego literackiego testamentu (Spaceru w alei parkowej) w klauzuli poematu, a tym samym – ostateczna, finalna rezygnacja z przywilejów powieści wielostrumieniowej w stylu Głębokich źródeł (w tym: rezygnacja z przywileju bezpośredniego stosowania głębi psychologicznej, operowania nią w sposób naturalny, wyzwalany niejako programowo przez gatunek prozatorski) – także znamionują przejście Karczewskiej ku „ziemi słowików”, na stronę prostoty. Poświadcza to prima facie – w sposób najbardziej namacalny – korespondencja do Górskiego złożona w epistolograficzną opowieść o ostatnich fascynacjach pisarki, lekturach, które mogły mieć wpływ na kształt ostatniego jej – kaliskiego – dzieła.    
Anty-intelektualizm w ostatnich latach życia Karczewskiej potwierdzają też negatywne oceny pisarki, m.in. chłodne przyjęcie tomiku Rovigo Zbigniewa Herberta („nie zagustowałam w całości, owszem – kilka wierszy nakazało mi się skupić nad tekstem”[29]; list z 2 kwietnia 1993 roku). Kobieta rzadko jednak manifestuje niechęć, częściej – pochwala, afirmuje bądź też wyraża zasadnicze niezdecydowanie w ocenie – jak w wypadku sądu Karczewskiej o Władysławie Hasiorze (tu zdaje się cenić przede wszystkim niekonwencjonalny sposób prezentacji Hasiora przez Górskiego w jego studium pisanym dla „Regionów”, o wiele bardziej niż samą osobowość artysty: podziwia więc sposób ujęcia „w konwencji pato-psychologicznej gonitwy myśli” – „inaczej byłyby to niestrawne eksplikacje dramatu intelektualisty z grzechów politycznych okresu stalinowskiego”[30]; 3 stycznia 1995 roku). Pomyliłby się jednak ten, kto uznałby na gruncie tych przesłanek, że starzejąca się pisarka nie reagowała na sytuację historyczną, polityczną i społeczną, w której przyszło jej dożyć swoich dni[31] – także na tę światową. Dla przykładu w wierszu Cicha noc’92 (opublikowanym pośmiertnie w tomie Wiersze ze snów miłości i rozpaczy) „cała ta otoczka wsparta jest aktualnymi konkretami (Bośnia, Hercegowina)”[32]. Nieco dalej w tym samym liście (z 1995 roku) Karczewska jakby zaświadczała o swoich szczególnych dyspozycjach – zarazem o rozwiniętym zmyśle historycznym i wzmożonej empatii: „Ja jestem bardziej poruszona i więcej cierpień mi przysparza każde echo męki ludzkiej – potoki krwi, gwałty współczesnych wojen, zdjęcia w prasie z wojny w Czeczenii – (…) to wołanie do Boga, który podobno jest miłością, dobrocią i wszechmocą”[33].
Pociechy teodycei Karczewska nie odnajduje w jednym kroku. Lekcja Twardowskiego nie wystarcza, podobnie jak istotne dla niej Kamieńska i Świrszczyńska (jak pisze Górskiemu, Miłosz tę drugą „najwyżej cenił ze współczesnych poetek i odgrażał się, że doprowadzi do tego, że zostanie jej wystawiony pomnik”[34]; 7 lipca 1995). W heterodoksji pisarki poszukującej sankcji dla ludzkiego cierpienia w świecie globalnego kataklizmu równie ważny co Jan Twardowski (któremu w zbiorze Jeszcze jedna godzina poświęciła wiersz Hosanna) okazuje się Wiesław Myśliwski, wielokrotnie przywoływany przez Karczewską i wspominany przezeń z admiracją – także jako autor formatu „Regionów” i „Sycyny” („Bardzo podziwiam, co robi Wiesław Myśliwski – twórczość, działalność wydawniczą. To jest jakiś cudowny układ danych, który pozwala wydawać »Regiony« i »Sycynę«. A ja smakowałam bardzo kiedyś Nagi sad i Pałac[35]; list z 18 grudnia 1994 roku; dalej w liście do Górskiego z 18 maja 1995 roku Karczewska uzupełniła tę listę lektur o dużo późniejszy Kamień na kamieniu – powieść z 1984 roku[36]).
Do samej śmierci autorka Odejścia nie ustawała także w obserwacji działań środowiska literackiego (choć jego poczynaniom przyglądała się nieprzerwanie z bezpiecznego dystansu – zarazem alienując się i chętnie poddając się zabiegom alienacji, cierpiąc z powodu osamotnienia i – jakby w wymiarze bliżej niezrozumiałego „heroimasochizmu” – wybierając samotność[37]). Karczewska lat dziewięćdziesiątych uosabia zatem dosyć częsty, choć nieodmiennie fascynujący paradoks. Wymazana z pamięci – jeszcze w lipcu 1995 roku rekomendowała do druku „Sycynie” i „Regionom” łódzkich twórców: Ziemowita Skibińskiego oraz Marię Siwińską[38], miesiąc wcześniej zaś – poszukiwała świeżo wydanego tomu poezji Kazimierza Nowosielskiego, upraszając o jego zakup Górskiego[39]. W tym nastroju ogólnej aktywizacji, skupienia sił, zgromadzenia całej energii kończyła zapewne pracę nad Spacerem w alei parkowej: swoim „dramatem o nieprzeniknioności ludzkiego istnienia”[40]. 


Ostrołęka, 3 października 2014 roku,
Mazowiecki Szpital Specjalistyczny
 im. dr. J. Psarskiego



[1] Studium jest owocem kwerend na temat ostatnich lat życia Wandy Karczewskiej w Łodzi (od momentu wydania Ułaskawienia świata w 1981 roku do śmierci w 1995 roku). Z kwerend mówionych, które posłużyły za materiał dla niniejszego tekstu, należy wymienić: 1. rozmowę z Lucyną Skompską przeprowadzoną w Łodzi 5 lipca 2014 roku, 2. rozmowę z Tadeuszem Błażejewskim przeprowadzoną w okolicach Łodzi 16 lipca 2014 roku oraz 3. rozmowę z Henrykiem Pustkowskim przeprowadzoną w Łodzi 5 września 2014 roku. W tym wypadku przywołuję fragmenty rozmowy z T. Błażejewskim. Na ten aspekt życia Karczewskiej, na jej skrytość (chociaż ze sporą dozą nieżyczliwości) zwraca uwagę także Tadeusz Chróścielewski: „Obracała się raczej w sferach teatralnych, pisywała recenzje z premier, ale o niej jako o towarzyszce życia znanego aktora poznańskiego Stefana Drewicza mało komu było wiadome. Przyjaźnią wyróżniała raczej warszawskich pisarzy wpływowych [tu Chróścielewski wymienia Sewerynę Szmaglewską i Annę Kamieńską – K.S.]”. T. Chróścielewski, Podzwonne. Pamięci dawnych pisarzy łódzkich, Łódź 2004, s. 153-154.  
[2] Przywołuję fragmenty rozmowy z L. Skompską.
[3] O prześladowaniu Karczewskiej i sytuacji nagonki na autorkę Dzbanka mleka, którą – jej własnym zdaniem – „podniecała zawiść o kaliskie splendory”, wiemy z relacji Lucyny Skompskiej i niedatowanego listu samej poszkodowanej do Bożeny Szal-Truszkowskiej i Macieja Kozłowskiego (1994/95?): „(…) przypomnę aferę z rozpuszczaniem wieści o mojej rzekomej żydowskości. Miałam nawet wytoczyć proces, bo dostałam anonimowy list z naklejoną na kopercie fotografią moją, wyciętą z Twojego artykułu, Macieju, zamieszczonym po moim jubileuszu i nagrodach Kalisza w »Dzienniku Łódzkim«. Na fotografii dorobiono mi pejsy, a na piersi gwiazdę Dawidową. Kiedy część kolegów wyraziła protest, że znają mojego ojca jako »aryjczyka«, to jeszcze Pani Honorata Chróścielewska przyszła do Tadzia Pniewskiego i dopytywała się o pochodzenie mej matki, jej zdaniem (ich zdaniem) Żydówki”. Kogo rzeczywiście należy obwiniać za to pomówienie? Zdaniem Karczewskiej – Romana Gorzelskiego wykluczonego z łódzkiego ZLP, który – usłyszawszy o postanowieniu ofiary, aby skierować sprawę na drogę sądową – „zaczął rozgłaszać, że mu ani ja, ani Sąd nic nie zrobi, bo ma papiery wariackie”.
[4] Błażejewski w paru treściwych zdaniach skreśla kształt fabuły utworu Karczewskiej: „Brutalny i gwałtowny Hopkins przyczynia się do śmierci młodziutkiego marynarza Svena Olafsona. Spotyka go za to zemsta starszego brata Svena – Larsa. Ten z kolei adoptuje maleńką córkę Hopkinsa. Łańcuch zamyka się. Poczucie sprawiedliwości triumfuje”. T. Błażejewski, Navigare necesse est…, „Odgłosy” 1984 nr 1. 
[5] Tekst posłużył później autorce za posłowie do tomu Powrót do Kalińca. W. Karczewska, Świat pierwszych doznań, [w:] tejże, Powrót do Kalińca, Kalisz 1988.
[6] Tamże.
[7] Listy Wandy Karczewskiej do Klemensa Górskiego cytuję za ich edytorem Mikołajem Głową, który przygotował je do edycji w ramach pracy magisterskiej napisanej pod opieką prof. Jerzego Poradeckiego w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Łódzkiego w 2006 roku, a następnie – złożył przygotowany zbiór w Czytelni Zbiorów Regionalnych Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. J. Piłsudskiego w Łodzi. W. Karczewska, Do K. Górskiego 6.12.1982, Łódź [list nr 1], [w:] Listy W. Karczewskiej do K. Górskiego, edycja i komentarze: M. Głowa [praca w maszynopisie napisana pod opieką prof. J. Poradeckiego w Katedrze Literatury Romantyzmu i Literatury Współczesnej, Łódź 2006].
[8] Tejże, Do K. Górskiego 18.05.1995, Łódź [list nr 40], [w:] tamże.
[9] O tym, że Karczewska była twórczością Eco zainteresowana, wiemy dzięki korespondencji z Sewerynem Pollakiem. „Może masz możliwości zdobycia gdzieś Imienia róży Umberto Ecco [!]?”. W. Karczewska, Do S. Pollaka 8.11.1987 [list nr 123], [w:] tejże, Listy do Seweryna, zebrał, wprowadzeniem i komentarzami opatrzył K. Samsel, Szczecin 2012, s. 167.
[10] „Przeczytałam od deski do deski Pańskie eseje – ten o poezji Mastersa i ten o Kawafisie”. W. Karczewska, Do K. Górskiego 12.03.1988, Łódź [list nr 5], [w:] Listy W. Karczewskiej do K. Górskiego… dz. cyt. Mowa tu o tekstach: K. Górski, Edgar Lee Masters. Metropolia: nekropolia, „Regiony” 1985 nr 1-4, s. 162-169 oraz tegoż, Konstandinos Kawafis. Mądrość zamiast pocieszenia, „Regiony” 1986 nr 1-4, s. 180-186.
[11] W. Karczewska, Do K. Górskiego 6.12.1982, Łódź [list nr 1]… dz. cyt.
[12] Tejże, Do K. Górskiego 12.06.1989, Łódź [list nr 9], [w:] tamże.
[13] Tamże.
[14] W. Karczewska, Do K. Górskiego 30.06.1991, Łódź [list nr 16], [w:] tamże.  
[15] Tejże, Do W. Strzeleckiego 3.03.1988 [aneks], [w:] tamże.
[16] Tamże.
[17] W. Karczewska, Do K. Górskiego 12.06.1989, Łódź [list nr 9]… dz. cyt.
[18] Tejże, Do S. Pollaka 8.11.1987 [list nr 123].
[19] M. Głowa [w:] W. Karczewska, Do K. Górskiego 24.12.1992, Łódź [list nr 21]. Warto przypomnieć, że Skompska przyjęła zupełnie inny czas powstania Spaceru w alei parkowej. Był on krótszy i – rozciągnięty na zaledwie dwa-trzy miesiące przed śmiercią pisarki – musiał znamionować proces spontaniczny, a także głębinowo emocjonalny. L. Skompska [w:] W. Karczewska, Spacer w alei parkowej, „Tygiel Kultury” 1996 nr 3-4.
[20] W. Karczewska, Do K. Górskiego 24.12.1992, Łódź [list nr 21].
[21] Tejże, Do K. Górskiego 3.01.1995, Łódź [list nr 31].
[22] W. Karczewska, Do K. Górskiego 20.03.1995 [list nr 36].
[23] Tejże, Do K. Górskiego 22.08.1994, Łódź [list nr 29].
[24] W. Karczewska, Do K. Górskiego 2.07.1991, Łódź [list nr 17].
[25] Tamże. Zob. też osiem listów Karczewskiej do Bartelskiego z lat 1986-1990: W. Karczewska, Listy do Seweryna. Aneks, dz. cyt., s. 188-197.
[26] Przywołuję fragmenty rozmowy z H. Pustkowskim, dziękując zarazem za podarowany mi materiał, w tym: karykaturę S. Arabskiego z włączoną w charakterze komentarza pod portretem strofą R. Gorzelskiego.
[27] W. Karczewska, Słowiki też są określone historią, „Odgłosy” 1975 nr 46.
[28] Na temat Twardowskiego i Kamieńskiej w porównującym zestawieniu pisze Karczewska w liście do Górskiego, że: „pod wpływem Pana eseju o Twardowskim trochę jakbym »odkochała się« od jego poezji i pozostaję przy Annie Kamieńskiej, która też jak wielu rówieśników opuściła mnie. A byłyśmy długoletnimi przyjaciółkami”. Tejże, Do K. Górskiego 30.06.1991, Łódź [list nr 16].
[29] W. Karczewska, Do K. Górskiego 2.04.1993, Łódź [list nr 23].
[30] Tejże, Do K. Górskiego 3.01.1995, Łódź [list nr 31].
[31] Odbierając od Górskiego gratulacje z powodu Nagrody Ministra Kultury, Karczewska mitygowała się w typowy dla siebie sposób: „laury to nie takie duże i opóźnione o dwadzieścia lat, którymi się trudno dziś cieszyć, gdy rzeczywistość wrze jak wulkan” – miała zapewne na myśli obrady Okrągłego Stołu, mogła też mieć w pamięci słynny artykuł Adama Michnika pt. Wasz prezydent, nasz premier drukowany 3 lipca 1989 roku w „Gazecie Wyborczej”. W. Karczewska, Do K. Górskiego 3.08.1989, Łódź [list nr 11 z komentarzem M. Głowy].
[32] Tejże, Do K. Górskiego 7.04.1995, Łódź [list nr 38].
[33] Tamże.
[34] W. Karczewska, Do K. Górskiego 7.07.1995, Łódź [list nr 43].
[35] Tejże, Do K. Górskiego 18.12.1994, Łódź [list nr 30].
[36] W. Karczewska, Do K. Górskiego 18.05.1995, Łódź [list nr 40].
[37] I to nie jest do końca prawdą, czy może raczej – i to pozostało po śmierci Karczewskiej elementem jej kreacji lub gry pozorów. Jak wskazuje M. Głowa, pisarkę „w jej mieszkaniu przy ul. Staszica odwiedzali m.in. Lucyna Skompska, Henryk Pustkowski, Grażyna Pułaska, Tadeusz Błażejewski, Andrzej Wanat, Feliks Fornalczyk i Jerzy Poradecki”. M. Głowa [w:] tejże, Do K. Górskiego 24.12.1992, Łódź [list nr 21].
[38] W. Karczewska, Do K. Górskiego 7.07.1995, Łódź [list nr 43].
[39] Tejże, Do K. Górskiego 11.06.1995, Łódź [list nr 41].
[40] „Ten rozgrywający się tu i teraz dramat cieni przeszłości zaświadcza o nieprzeniknioności ludzkiego istnienia, wyraża zadziwienie jednostkowym losem, nieodgadnionym dla nas samych, zamkniętym dla innych, nawet dla najbliższych, wciąż odsłaniającym swe nowe oblicza”. L. Skompska, dz. cyt.

No comments: