„Nikt nie wiedział, czy jest mężatką, wdową
czy rozwódką. W rozmowach towarzyskich nie odnosiła się też do swojego
pochodzenia”[1]
– ograniczała się do spraw zawodowych (to przede wszystkim), następnie dopiero
– sięgała po broń ironii. Z rozmów z Tadeuszem Błażejewskim wyłania się obraz
Karczewskiej sokratycznej, milkliwej, z jednej strony celującej w ironii wobec
literackiego kolektywu, z drugiej – będącej żywym zaprzeczeniem polemicznej otwartości
Sokratesa na człowieka – Karczewskiej kreślącej wizerunek głębokiej pisarskiej
i intelektualnej autoalienacji. Wyprawiała się na pustynię, czy – jak stwierdzaliby
nieżyczliwi – tworzyła nowy, wyższy rodzaj zaścianka, najpierw – wykreowawszy
atmosferę osaczenia? „Wydaje się, że [szczegółowa] znajomość jej twórczości
była w środowisku łódzkim powierzchowna. W końcówce lat siedemdziesiątych
wiadome wszak było, że Gomolicki, Karczewska, Sztajnert to w Łodzi czołówka
prozy” – tak sprawę ostatecznie oceniał Błażejewski. Ten stan rzeczy nie dawał
się jednak długo utrzymywać: koniec „fazy centralnej” tego pokolenia przypadł w
chwili wybuchu stanu wojennego oraz rozwiązania Związku Literatów Polskich. To
także moment wyczuty przez Karczewską – w planie jej kariery najsilniej
świadomością zejścia z ramp literatury przesycony został tom Ułaskawienie świata, ostatni zbiór
opowiadań pisarki (1982) będący zarówno wymownym, a pod pewnymi względami nawet
– porażającym pożegnaniem Karczewskiej z „małą formą prozatorską”, jak i
rozbratem z „marzeniem o prozie pojemnej” urzeczywistnionym dotąd jedynie raz –
w powieści Głębokie źródła. Wymiary
tego „marzenia” Karczewska zdradzała jeszcze przed wojną, debiutując książką
lat młodości – conradowskimi Ludźmi spod
żagli. Pod pewnymi względami przewrotnym powrotem do tego, co „pojemne”
stało się napisanie Spaceru w alei
parkowej. Był to jednakże powrót na prawach wyłącznych – niejako post mortem – glosa do dawnego
„marzenia”. „Glosa” w cieniu śmierci, a zatem… testament.
W
ostatnich miesiącach życia Karczewskiej – tj. latem 1995 roku – najbliżej pisarki
pozostawały jej dwie przyjaciółki, Lucyna Skompska, poetka odkryta przez
autorkę Wizerunku otwartego w 1976
roku, a następnie – „zaadoptowana” przez nią i Grażyna Pułaska, redaktorka
Wydawnictwa Łódzkiego, pracująca również nad utworami Karczewskiej. Ostatnie
tygodnie spędziła z nią Pułaska. „Zadzwoniła do mnie (była wtedy jej opiekunką)
– relacjonuje Skompska – by powiedzieć, że
Karczewska miała wypadek”. „Upadła w małym, ciasnym przedpokoju przy drzwiach,
tarasując je swoim ciałem i łamiąc kość udową”. „Wołała, krzyczała, aż usłyszała
ją sąsiadka”[2]
– Skompska objaśnia dalej przebieg zdarzeń. Służby ratunkowe weszły do
mieszkania na pierwszym piętrze oknem, zabezpieczyły Karczewską, a następnie
przewiozły ją do szpitala w Łodzi na Milionowej 14 (III Szpital Miejski im. dr.
Karola Jonschera). Działo się to jeszcze na trzy tygodnie przed śmiercią
pisarki 29 września 1995 roku. Z ordynatorem szpitala kontaktowała się w
sprawie Karczewskiej Pułaska – operacja biodra, którą autorka Odejścia miała przejść, była notorycznie
odkładana przez personel medyczny. „Karczewska leżała unieruchomiona, zaczynały
się odleżyny” – zaświadcza Skompska – „na nie jej daleki kuzyn [osoby nie udało
się zidentyfikować – dop. K.S.] przywiózł specjalną przeciwodleżynową poduszkę”.
Jeszcze przed właściwą operacją znalazła się w stanie zagrażającym jej życiu,
prawdopodobnie – z powodu ostrej niedrożności jelit. Zmarła na stole
operacyjnym podczas operacji przewodu pokarmowego (ósmej z kolei w jej życiu),
której nie przeżyła. Przygotowaniami i organizacją pogrzebu zajęły się Skompska
i Pułaska. Ta pierwsza o śmierci Karczewskiej powiadomiła pisma literackie –
„Pojechaliśmy do mieszkania, aby wziąć jakieś ubrania na pogrzeb. Usiadłam przy
biurku i zadzwoniłam do redakcji pism. » – To niech mi Pani coś powie o zmarłej…
– Niech Pani sama znajdzie! Przecież to jest pisarka!«”.
„Czas ułaskawienia”
Okres
1981-1985 to jeden z najgorzej udokumentowanych okresów działalności Wandy
Karczewskiej w Łodzi. Pisarka zrywa wówczas wiele kontaktów zarówno tych
towarzyskich, jak i – korespondencyjnych, m.in. ucina znajomość z Lucyną
Skompską (odnowi ją dopiero w 1992 roku, szukając u niej otuchy i wsparcia jako
ofiara rozdmuchanych antysemickich pomówień na swój temat[3]).
Jubileusz pięćdziesięciolecia pracy twórczej Karczewskiej w 1981 roku nie tyle
przebrzmiewa (zostaje przecież wydany nakładem Wydawnictwa Łódzkiego ostatni
tom opowiadań pisarki pt. Ułaskawienie
świata), co nie znajduje w prasie literackiej należytego rezonansu. A nie
jest to jedyna z okrągłych rocznic świętowanych w tamtym czasie przez
Karczewską. Na ten sam rok przypada czterdziesta piąta rocznica pierwszego
wydania Ludzi spod żagli,
debiutanckiej powieści pisarki, na rok 1983 z kolei – jubileusz jej
siedemdziesiątych urodzin (specjalnie na tę okazję swoje studium o Ludziach spod żagli przedstawi w
„Odgłosach” Tadeusz Błażejewski[4]).
Trudno
oprzeć się wrażeniu, że rozciągający się na całe lata osiemdziesiąte czas
jubileuszy Karczewskiej (kolejną rocznicą wyróżnioną przez prasę literacką jest
pięćdziesięciopięciolecie pracy twórczej – jubileusz, który wykorzystała sama
Karczewska, zamieszczając w związku z tym w „Odgłosach” rodzaj „małego
podsumowania twórczości” – studium zatytułowane Świat pierwszych doznań[5])
jest jednocześnie czasem przewrotnego jej „ułaskawiania”, czy raczej:
odprawiania. Niewątpliwie, nie obowiązuje już hegemoniczny porządek, na który w
końcu lat siedemdziesiątych wskazywał Błażejewski, kładąc nacisk na istotność łódzkiej
„trójcy prozy”, faworyzowanej także przez Wydawnictwo Łódzkie – Sztajnerta,
Gomolickiego i Karczewską. Jakkolwiek niezależnie od postępującego rozpadu
Związku – można w tym wypadku mówić o błyskawicznej neutralizacji ich pozycji.
Dokonuje się ona specyficznie – i z pewnością po części za przyzwoleniem samej
Karczewskiej, która pod tym względem upodabnia się do pani Meres, bohaterki
opowiadania Ułaskawienie, tytułowego
utworu ze zbioru Ułaskawienie świata,
która – co udobitnia sama autorka – „pełna samoobronnej autoironii i zarazem
urazów do świata, zaczyna po pewnych przejściach rozumieć, że właściwie prawie
wszyscy są w jakiś właściwy sobie sposób nieszczęśliwi w tym świecie, który sam
trzeszczy w szwach”[6].
Swoistą, narastającą dyskrecję Karczewskiej najprawdopodobniej wykorzystuje
środowisko, dokonując znamiennego przesunięcia. Czas jubileuszy, a więc „czas
pisarskiego ułaskawienia” staje się iskrą aktywującą zjawisko mające odmienić
dotychczasowe status quo. W tym samym
czasie, w którym wciąż jeszcze pojawiają się omówienia eksperymentalnych i
przełomowych Głębokich źródeł, pisze
się o Karczewskiej uhonorowanej, senioryzuje się jej wizerunek, sumuje dorobek
literacki. Jedno z filarów „trójcy łódzkiej” ma więc stać się faktem
historycznym, nie zaś – pozostawać elementem literackiej teraźniejszości.
Gwoli
prawdy – pisarka tych zabiegów nie podważa ani nie kwestionuje. Można zresztą Ułaskawienie świata odczytywać jako
Karczewskiej „pożegnanie z prozą”. „Pożegnanie” w wymiarach trwałych i ostatecznych.
Potęguje to odczucie wymowny ślad-gest rezygnacji, który napotykamy w pierwszym
liście do Klemensa Górskiego z 6 grudnia 1982 roku. Karczewska deklaruje w nim
swą niezdolność do wywiązania się z dawnej umowy z „Czytelnikiem” na napisanie Drogi do Pensylwanii (umowa na powieść
została sporządzona 10 lat wcześniej – w 1972 roku, poprzedzała tym samym dwa
najważniejsze wydania autorki Odejścia
w latach 70.: Głębokie źródła i Fugę z tematem miłosnym[7]).
Wraz z finałem „ery prozy” lektury Karczewskiej ulegają znamiennemu
przemianowaniu – poza powieściami Wiesława Myśliwskiego: Nagim sadem, Pałacem oraz
późniejszym Kamieniem na kamieniu, które
obdarzyła szczególną estymą (z czym zdradza się współpracującemu z pisarzem nad
redakcją „Regionów” i „Sycyny” Górskiemu[8]),
niegdysiejsza autorka Wizerunku otwartego
niemal w żadnym stopniu nie poświęca uwagi przemianom współczesnej powieści
(wyjątkiem jest tu zainteresowanie Karczewskiej twórczością Umberto Eco,
zwłaszcza Imieniem róży dostępnym w
polskim przekładzie od 1987 roku[9]).
Zwraca się miast tego – w znacznej mierze dzięki zapoznawczym studiom Klemensa
Górskiego w „Regionach” – w kierunku Konstandinosa Kawafisa (1986) i Edgara Lee
Mastersa (1988)[10].
Z kolei opowiadania z tomu Ułaskawienie
świata – jak Karczewska zaświadcza o tym Górskiemu – „spisane zostały w
latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych”, a „dwa z nich (Ułaskawienie świata z 1968 roku oraz Historia Arcydzieła Mysikrólika) nigdy
nie mogły być drukowane”[11].
Ostateczny
cios dla powieści Karczewskiej przyniosła końcówka lat osiemdziesiątych. Mimo
wyróżnienia pisarki w 1988 roku Honorowym Obywatelstwem Miasta Kalisza, rok
później zaś – nagrodą pierwszego stopnia Ministra Kultury i Sztuki za
całokształt pracy twórczej „Czytelnik” rezygnuje z planów związanych z
czterotomowym wydaniem jej dzieł, nawet pomimo – jak rekapituluje to Karczewska
– „zmniejszenia wyboru o 2/3 objętości”[12]
(sic!). W liście do Klemensa Górskiego z 12 czerwca 1989 roku kobieta zwierza
się swojemu adresatowi z wielu niefortunnych wyborów związanych z tą edycją: „z
Łódzkim [Wydawnictwem Łódzkim – K.S.] miałam wcześniej zawartą umowę na wydanie
czterotomowego wyboru, a gdy ja tę umowę z WŁ zerwałam, przyjęłam obietnicę
»Czytelnika« (…) – ten w ubiegłym roku zerwał ze mną umowę, jestem więc spalona
w WŁ”[13].
„Pożegnanie” Karczewskiej z prozą pozbawione więc zostało możliwości
podsumowania i kwintesencji, czy może: sama Karczewska odmówiła sobie tych
przywilejów, udręczona zapewne niezrozumiałą dlań i nieprzyjazną polityką
wydawniczą „Czytelnika”.
Nagrody i choroby
Szesnasty
z czterdziestu trzech listów wysłanych przez Karczewską do Klemensa Górskiego
zapisany został na rewersie pocztówki artystycznej: przedstawiała ona obraz
Paula Gauguina, Der Arme Fischer.
„Ten biedny rybak to chyba ja” – pisała swojemu korespondentowi Karczewska w
kilku skreślonych naprędce słowach z 30 czerwca 1991. Kontynuowała tę myśl,
rozwijając zapewne i ją samą zaskakujące spostrzeżenie: „człowiek staje nagi
wobec wieczności, bo nic nie znaczy wobec (…) śmierci to, co złowił w życiu”[14].
Sercem nagości pojętej w ten sposób w jej wypadku stały się choroby, które po
1988 zaatakowały Karczewską ze wzmożoną siłą. Zapis zmagania zawarł list
pisarki do Władysława Strzeleckiego z 3 marca 1988, w którym Karczewska
usiłowała doradzić mężczyźnie, jak sprowadzić do Polski medykamenty z zagranicy
oraz ominąć Wydział Zdrowia. Tłumaczyła m.in., że „»Pewex« ma ograniczoną listę
leków (…) i nieludzko to u nich drogie”, że „trzeba kupować dolary lub marki”[15],
sugerowała zabiegi, którym sama się poddawała – z malejącą z czasem skutecznością:
fizykoterapie, masaże, lampy, ultradźwięki i dyadynamie. Artretyzm i
odwapnienie kości zwalczała zastrzykami „Rumenolu”, „Feloranem”, przyjmowała
„Proxican” i salicylanty – je też polecała Strzeleckiemu[16].
Jeszcze
w czerwcu 1989 roku zapadła na wirusowe zapalenie płuc: „wpakowano we mnie tyle
antybiotyków, sulfamidów i innych paskudztw, że w rezultacie rozklekotał mi się
cały organizm”, „słuch osłabł”[17].
Uskarżała się wówczas Górskiemu, że jest „więźniem w czterech ścianach swej
pustelni”, Sewerynowi Pollakowi pisała z kolei o „kręgosłupie, zrostach
jelitowych, zaburzeniach we wnętrzu i cholernej nerwicy”[18].
W wigilię świąt Bożego Narodzenia 1992 roku Karczewska rozpoczyna pracę nad
„wierszem-poematem” (którym mógł okazać się – uważa Mikołaj Głowa, edytor listów
Wandy Karczewskiej do Klemensa Górskiego – brudnopis późniejszego Spaceru w alei parkowej[19]).
Przerywa jednak tworzenie, tłumacząc, że nie ma skąd czerpać sił do pisania
maszynowego: „każde stuknięcie w klawisz odzywa się w głowie, w kręgosłupie,
doszczętnie zmarniałam”[20].
Ostatnie święta Bożego Narodzenia w swoim życiu pisarka przepędza w strachu,
bezskutecznie usiłując wyrównać szalejące ciśnienie krwi: „250/130, 260/135”.
„Walczyłam z pogotowiem, które chciało mnie zabrać do szpitala, zapowiadając,
że to się skończy wylewem (…), paraliżem lub po prostu śmiercią. Musiałam podpisać,
że zostaję w domu na własną odpowiedzialność”[21].
Humor
wobec własnej cielesności (z villonowską łzą) krzyżuje się w ostatnich
miesiącach życia Karczewskiej z kolejnymi patetycznymi precedensami w
korespondencji. W liście z 20 marca 1995 pisze do Górskiego niejako w
uzasadnieniu odmowy przybycia na jubileusz swoich osiemdziesiątych urodzin: „Na
takim występie mogłabym się zwinąć z katedry pod stół, jak kiedyś Przyboś w
czasie przemówienia w sali ZLP w Warszawie”[22].
Niecały rok wcześniej – 22 sierpnia 1994 domyka korespondencję z tym samym
mężczyzną wymownym odsyłającym incipitem „Na odwrocie mój portret”[23].
To dwudziesty dziewiąty z czterdziestu trzech listów do Górskiego. Rewers pocztówki
przedstawia Monument Ossipa Zadkine’a
– rzeźbę humanoidalnego mężczyzny z wyciągniętymi w niebo rękami i wytrzebionym
tułowiem. Jedna z dłoni postaci – dłoń prawa – wygięta została w nienaturalnym,
spastycznym skręcie.
Po
Głębokich źródłach nagrody – symboliczne,
rozczarowujące, zastępcze lub przedatowane – przychodziły za późno i pogłębiały
pisarskie rozgoryczenie. Owszem, Karczewska rozdrażniona niewykarmionymi
aspiracjami z pewnością okazywała niewdzięczność swoim darczyńcom. Lata 80-te
przyniosły jednak wyróżnienia znaczące z zupełnie innych powodów. Jedną z nich
(najważniejszą pod wieloma względami) była „literacka nagroda mojego rodzinnego
miasta z wyboru – Kalisza”[24],
a wraz z nią honorowe kaliskie obywatelstwo. Gdy po ukazaniu się Słownika polskich pisarzy współczesnych
Lesława Bartelskiego pisarka odkryła, że autor leksykonu zamieścił jej życiorys
w wersji nieuaktualnionej, długo utyskiwała na jego poczynania prywatnie –
przede wszystkim w listach do Klemensa Górskiego, szeroką listę skarg na Bartelskiego
poczynając od słów o „skurtyzowanym dorobku”, a także dodając do tego „brak
noty o nagrodzie pierwszego stopnia Ministerstwa Kultury za całokształt
twórczości”[25].
Otrzymała ją w 1989 roku w istotnie znamienitym kręgu współotrzymujących: wraz
z Zygmuntem Kubiakiem, Władysławem Terleckim, Tadeuszem Konwickim i Józefem
Henem.
Sama
również miała ambicje nie tylko nagradzać, lecz także – nade wszystko – zgromadzić
wokół siebie nagrodzone talenty. Spotkało się to zresztą ze sceptyczną reakcją
łódzkiego środowiska literackiego. Karczewska ufundowała specjalne stypendium
dzięki honorarium za książkę dla dzieci z ilustracjami Ewy Salamon Niezwykłe przygody arcypsa Puka-Burego (pozycję
wydało Wydawnictwo Łódzkie już w 1985 roku). Trafiło ono na ręce Łukasza, nieprzeciętnie
uzdolnionego syna Grażyny Pułaskiej opiekującej się pisarką w ostatnich latach
jej życia. Na temat tego epizodu i całego „nieszczęśliwego” trójkąta pisał w
krótkim, zjadliwym aforyzmie Roman Gorzelski: „Pomnik sobie stworzyła trudem
rąk ciosany, / w pobliżu alejki i cmentarnej bramy… / Okiem sowy patrzy, laską
głośno stuka: / Co napisze, to drukują na schedę dla »wnuka«. / Jego matce z
paru mężów nic nie pozostało: / Uciekli, bo pyskate ciało – to za mało!”.
Strofa początkowo miała zostać przedrukowana obok karykatury Sławomira
Arabskiego w jednym z numerów „Odgłosów” (jak zeznawał na ten temat Henryk
Pustkowski). Ostatecznie jednak za życia Wandy opublikowana nie została[26].
W kręgu lektur
Być
może sama Karczewska zapoczątkowała okres „ułaskawienia”, który był w
rzeczywistości nie „ułaskawieniem świata”, lecz „samoułaskawieniem”. Należałoby
je rozumieć realnie, dosłownie, wymiernie – zawodowo i warsztatowo – jako
zdjęcie z siebie obowiązków reprezentacji, które nakładała na pisarkę prerogatywa
„trójcy łódzkiej” (głęboko ambiwalentna jako nominacja, obciążająca, a zarazem
awansująca ją, przynosząca twórcze zadowolenie). Znamion owego
„samoułaskawiania” można dopatrzeć się zaskakująco wcześnie, już w 1975 roku na
łamach „Odgłosów” publikuje Karczewska rodzaj literackiego solilokwium (Słowiki też są określone historią),
które jest świadectwem świadomej recesji, a także zapowiedzią dalszego
wycofywania się z pola tzw. trójcy. Toteż choć „właśnie pisarze związani blisko
z życiem społeczno-politycznym stworzyli dzięki rozczarowaniom i goryczom swoje
popioły i diamenty, matki królów, obrony Grenady i poematy dla dorosłych”, pisarka
mówi o sobie: „nie jestem członkiem partii, moje książki nie są utworami
politycznymi”, lecz „psychologizującą prozą, która żywi się pełnią ludzkiego
żywota, i musi się nią żywić”[27].
Stąd
właśnie (choć jest to jeszcze deklaracja z lat siedemdziesiątych) należy
wyprowadzić wybory lekturowe Karczewskiej w ostatnich latach jej życia. Zgodnie
z linią wyznaczoną w Słowikach…
determinuje je kierunek anty-intelektualistyczny, przesycony na dodatek
lokalizmem (ks. Jan Twardowski, Anna Świrszczyńska, Anna Kamieńska[28],
Wiesław Myśliwski, pisma literackie: „Regiony” i „Sycyna”). Wybór poezji jako
formy senilnej (formy na – nazwijmy to – „ostatnie lata życia”) oraz odrzucenie
prozy, co więcej – wypowiedzenie własnego literackiego testamentu (Spaceru w alei parkowej) w klauzuli
poematu, a tym samym – ostateczna, finalna rezygnacja z przywilejów powieści
wielostrumieniowej w stylu Głębokich
źródeł (w tym: rezygnacja z przywileju bezpośredniego stosowania głębi
psychologicznej, operowania nią w sposób naturalny, wyzwalany niejako
programowo przez gatunek prozatorski) – także znamionują przejście Karczewskiej
ku „ziemi słowików”, na stronę prostoty. Poświadcza to prima facie – w sposób najbardziej namacalny – korespondencja do
Górskiego złożona w epistolograficzną opowieść o ostatnich fascynacjach
pisarki, lekturach, które mogły mieć wpływ na kształt ostatniego jej –
kaliskiego – dzieła.
Anty-intelektualizm
w ostatnich latach życia Karczewskiej potwierdzają też negatywne oceny pisarki,
m.in. chłodne przyjęcie tomiku Rovigo
Zbigniewa Herberta („nie zagustowałam w całości, owszem – kilka wierszy
nakazało mi się skupić nad tekstem”[29];
list z 2 kwietnia 1993 roku). Kobieta rzadko jednak manifestuje niechęć,
częściej – pochwala, afirmuje bądź też wyraża zasadnicze niezdecydowanie w
ocenie – jak w wypadku sądu Karczewskiej o Władysławie Hasiorze (tu zdaje się
cenić przede wszystkim niekonwencjonalny sposób prezentacji Hasiora przez
Górskiego w jego studium pisanym dla „Regionów”, o wiele bardziej niż samą osobowość
artysty: podziwia więc sposób ujęcia „w konwencji pato-psychologicznej gonitwy
myśli” – „inaczej byłyby to niestrawne eksplikacje dramatu intelektualisty z
grzechów politycznych okresu stalinowskiego”[30];
3 stycznia 1995 roku). Pomyliłby się jednak ten, kto uznałby na gruncie tych
przesłanek, że starzejąca się pisarka nie reagowała na sytuację historyczną,
polityczną i społeczną, w której przyszło jej dożyć swoich dni[31]
– także na tę światową. Dla przykładu w wierszu Cicha noc’92 (opublikowanym pośmiertnie w tomie Wiersze ze snów miłości i rozpaczy) „cała
ta otoczka wsparta jest aktualnymi konkretami (Bośnia, Hercegowina)”[32].
Nieco dalej w tym samym liście (z 1995 roku) Karczewska jakby zaświadczała o
swoich szczególnych dyspozycjach – zarazem o rozwiniętym zmyśle historycznym i
wzmożonej empatii: „Ja jestem bardziej poruszona i więcej cierpień mi
przysparza każde echo męki ludzkiej – potoki krwi, gwałty współczesnych wojen,
zdjęcia w prasie z wojny w Czeczenii – (…) to wołanie do Boga, który podobno
jest miłością, dobrocią i wszechmocą”[33].
Pociechy
teodycei Karczewska nie odnajduje w jednym kroku. Lekcja Twardowskiego nie
wystarcza, podobnie jak istotne dla niej Kamieńska i Świrszczyńska (jak pisze
Górskiemu, Miłosz tę drugą „najwyżej cenił ze współczesnych poetek i odgrażał
się, że doprowadzi do tego, że zostanie jej wystawiony pomnik”[34];
7 lipca 1995). W heterodoksji pisarki poszukującej sankcji dla ludzkiego
cierpienia w świecie globalnego kataklizmu równie ważny co Jan Twardowski
(któremu w zbiorze Jeszcze jedna godzina
poświęciła wiersz Hosanna) okazuje
się Wiesław Myśliwski, wielokrotnie przywoływany przez Karczewską i wspominany
przezeń z admiracją – także jako autor formatu „Regionów” i „Sycyny” („Bardzo
podziwiam, co robi Wiesław Myśliwski – twórczość, działalność wydawniczą. To
jest jakiś cudowny układ danych, który pozwala wydawać »Regiony« i »Sycynę«. A
ja smakowałam bardzo kiedyś Nagi sad
i Pałac”[35];
list z 18 grudnia 1994 roku; dalej w liście do Górskiego z 18 maja 1995 roku
Karczewska uzupełniła tę listę lektur o dużo późniejszy Kamień na kamieniu – powieść z 1984 roku[36]).
Do
samej śmierci autorka Odejścia nie
ustawała także w obserwacji działań środowiska literackiego (choć jego
poczynaniom przyglądała się nieprzerwanie z bezpiecznego dystansu – zarazem
alienując się i chętnie poddając się zabiegom alienacji, cierpiąc z powodu
osamotnienia i – jakby w wymiarze bliżej niezrozumiałego „heroimasochizmu” –
wybierając samotność[37]).
Karczewska lat dziewięćdziesiątych uosabia zatem dosyć częsty, choć
nieodmiennie fascynujący paradoks. Wymazana z pamięci – jeszcze w lipcu 1995
roku rekomendowała do druku „Sycynie” i „Regionom” łódzkich twórców: Ziemowita
Skibińskiego oraz Marię Siwińską[38],
miesiąc wcześniej zaś – poszukiwała świeżo wydanego tomu poezji Kazimierza
Nowosielskiego, upraszając o jego zakup Górskiego[39].
W tym nastroju ogólnej aktywizacji, skupienia sił, zgromadzenia całej energii kończyła
zapewne pracę nad Spacerem w alei parkowej:
swoim „dramatem o nieprzeniknioności ludzkiego istnienia”[40].
Ostrołęka, 3 października 2014 roku,
Mazowiecki Szpital Specjalistyczny
im. dr. J. Psarskiego
[1] Studium jest owocem kwerend na
temat ostatnich lat życia Wandy Karczewskiej w Łodzi (od momentu wydania Ułaskawienia świata w 1981 roku do
śmierci w 1995 roku). Z kwerend mówionych, które posłużyły za materiał dla
niniejszego tekstu, należy wymienić: 1. rozmowę z Lucyną Skompską przeprowadzoną
w Łodzi 5 lipca 2014 roku, 2. rozmowę z Tadeuszem Błażejewskim przeprowadzoną w
okolicach Łodzi 16 lipca 2014 roku oraz 3. rozmowę z Henrykiem Pustkowskim przeprowadzoną
w Łodzi 5 września 2014 roku. W tym wypadku przywołuję fragmenty rozmowy z T.
Błażejewskim. Na ten aspekt życia Karczewskiej, na jej skrytość (chociaż ze sporą
dozą nieżyczliwości) zwraca uwagę także Tadeusz Chróścielewski: „Obracała się
raczej w sferach teatralnych, pisywała recenzje z premier, ale o niej jako o
towarzyszce życia znanego aktora poznańskiego Stefana Drewicza mało komu było
wiadome. Przyjaźnią wyróżniała raczej warszawskich pisarzy wpływowych [tu
Chróścielewski wymienia Sewerynę Szmaglewską i Annę Kamieńską – K.S.]”. T.
Chróścielewski, Podzwonne. Pamięci
dawnych pisarzy łódzkich, Łódź 2004, s. 153-154.
[2] Przywołuję fragmenty rozmowy z
L. Skompską.
[3] O prześladowaniu Karczewskiej i
sytuacji nagonki na autorkę Dzbanka mleka,
którą – jej własnym zdaniem – „podniecała zawiść o kaliskie splendory”, wiemy z
relacji Lucyny Skompskiej i niedatowanego listu samej poszkodowanej do Bożeny
Szal-Truszkowskiej i Macieja Kozłowskiego (1994/95?): „(…) przypomnę aferę z rozpuszczaniem
wieści o mojej rzekomej żydowskości. Miałam nawet wytoczyć proces, bo dostałam
anonimowy list z naklejoną na kopercie fotografią moją, wyciętą z Twojego
artykułu, Macieju, zamieszczonym po moim jubileuszu i nagrodach Kalisza w
»Dzienniku Łódzkim«. Na fotografii dorobiono mi pejsy, a na piersi gwiazdę
Dawidową. Kiedy część kolegów wyraziła protest, że znają mojego ojca jako
»aryjczyka«, to jeszcze Pani Honorata Chróścielewska przyszła do Tadzia
Pniewskiego i dopytywała się o pochodzenie mej matki, jej zdaniem (ich zdaniem)
Żydówki”. Kogo rzeczywiście należy obwiniać za to pomówienie? Zdaniem
Karczewskiej – Romana Gorzelskiego wykluczonego z łódzkiego ZLP, który –
usłyszawszy o postanowieniu ofiary, aby skierować sprawę na drogę sądową –
„zaczął rozgłaszać, że mu ani ja, ani Sąd nic nie zrobi, bo ma papiery
wariackie”.
[4] Błażejewski w paru treściwych
zdaniach skreśla kształt fabuły utworu Karczewskiej: „Brutalny i gwałtowny
Hopkins przyczynia się do śmierci młodziutkiego marynarza Svena Olafsona.
Spotyka go za to zemsta starszego brata Svena – Larsa. Ten z kolei adoptuje
maleńką córkę Hopkinsa. Łańcuch zamyka się. Poczucie sprawiedliwości
triumfuje”. T. Błażejewski, Navigare
necesse est…, „Odgłosy” 1984 nr 1.
[5] Tekst posłużył później autorce
za posłowie do tomu Powrót do Kalińca.
W. Karczewska, Świat pierwszych doznań,
[w:] tejże, Powrót do Kalińca, Kalisz
1988.
[6] Tamże.
[7] Listy Wandy Karczewskiej do
Klemensa Górskiego cytuję za ich edytorem Mikołajem Głową, który przygotował je
do edycji w ramach pracy magisterskiej napisanej pod opieką prof. Jerzego
Poradeckiego w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Łódzkiego w 2006
roku, a następnie – złożył przygotowany zbiór w Czytelni Zbiorów Regionalnych
Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. J. Piłsudskiego w Łodzi. W. Karczewska, Do K. Górskiego 6.12.1982, Łódź [list nr
1], [w:] Listy W. Karczewskiej do K.
Górskiego, edycja i komentarze: M. Głowa [praca w maszynopisie napisana pod
opieką prof. J. Poradeckiego w Katedrze Literatury Romantyzmu i Literatury
Współczesnej, Łódź 2006].
[8] Tejże, Do K. Górskiego 18.05.1995, Łódź [list nr 40], [w:] tamże.
[9] O tym, że Karczewska była
twórczością Eco zainteresowana, wiemy dzięki korespondencji z Sewerynem Pollakiem.
„Może masz możliwości zdobycia gdzieś Imienia
róży Umberto Ecco [!]?”. W. Karczewska, Do
S. Pollaka 8.11.1987 [list nr 123], [w:] tejże, Listy do Seweryna, zebrał, wprowadzeniem i komentarzami opatrzył K.
Samsel, Szczecin 2012, s. 167.
[10] „Przeczytałam od deski do deski
Pańskie eseje – ten o poezji Mastersa i ten o Kawafisie”. W. Karczewska, Do K. Górskiego 12.03.1988, Łódź [list
nr 5], [w:] Listy W. Karczewskiej do K.
Górskiego… dz. cyt. Mowa tu o tekstach: K. Górski, Edgar Lee Masters. Metropolia: nekropolia, „Regiony” 1985 nr 1-4,
s. 162-169 oraz tegoż, Konstandinos
Kawafis. Mądrość zamiast pocieszenia, „Regiony” 1986 nr 1-4, s. 180-186.
[11] W. Karczewska, Do K. Górskiego 6.12.1982, Łódź [list nr
1]… dz. cyt.
[12] Tejże, Do K. Górskiego 12.06.1989, Łódź [list nr 9], [w:] tamże.
[13] Tamże.
[14] W. Karczewska, Do K. Górskiego 30.06.1991, Łódź [list
nr 16], [w:] tamże.
[15] Tejże, Do W. Strzeleckiego 3.03.1988 [aneks], [w:] tamże.
[16] Tamże.
[17] W. Karczewska, Do K. Górskiego 12.06.1989, Łódź [list
nr 9]… dz. cyt.
[18] Tejże, Do S. Pollaka 8.11.1987 [list nr 123].
[19] M. Głowa [w:] W. Karczewska, Do K. Górskiego 24.12.1992, Łódź [list
nr 21]. Warto przypomnieć, że Skompska przyjęła zupełnie inny czas powstania Spaceru w alei parkowej. Był on krótszy
i – rozciągnięty na zaledwie dwa-trzy miesiące przed śmiercią pisarki – musiał znamionować
proces spontaniczny, a także głębinowo emocjonalny. L. Skompska [w:] W.
Karczewska, Spacer w alei parkowej, „Tygiel
Kultury” 1996 nr 3-4.
[20] W. Karczewska, Do K. Górskiego 24.12.1992, Łódź [list
nr 21].
[21] Tejże, Do K. Górskiego 3.01.1995, Łódź [list nr 31].
[22] W. Karczewska, Do K. Górskiego 20.03.1995 [list nr 36].
[23] Tejże, Do K. Górskiego 22.08.1994, Łódź [list nr 29].
[24] W. Karczewska, Do K. Górskiego 2.07.1991, Łódź [list nr
17].
[25] Tamże. Zob. też osiem listów
Karczewskiej do Bartelskiego z lat 1986-1990: W. Karczewska, Listy do Seweryna. Aneks, dz. cyt., s.
188-197.
[26] Przywołuję fragmenty rozmowy z
H. Pustkowskim, dziękując zarazem za podarowany mi materiał, w tym: karykaturę
S. Arabskiego z włączoną w charakterze komentarza pod portretem strofą R. Gorzelskiego.
[27] W. Karczewska, Słowiki też są określone historią, „Odgłosy”
1975 nr 46.
[28] Na temat Twardowskiego i
Kamieńskiej w porównującym zestawieniu pisze Karczewska w liście do Górskiego,
że: „pod wpływem Pana eseju o Twardowskim trochę jakbym »odkochała się« od jego
poezji i pozostaję przy Annie Kamieńskiej, która też jak wielu rówieśników
opuściła mnie. A byłyśmy długoletnimi przyjaciółkami”. Tejże, Do K. Górskiego 30.06.1991, Łódź [list
nr 16].
[29] W. Karczewska, Do K. Górskiego 2.04.1993, Łódź [list nr
23].
[30] Tejże, Do K. Górskiego 3.01.1995, Łódź [list nr 31].
[31] Odbierając od Górskiego
gratulacje z powodu Nagrody Ministra Kultury, Karczewska mitygowała się w typowy
dla siebie sposób: „laury to nie takie duże i opóźnione o dwadzieścia lat,
którymi się trudno dziś cieszyć, gdy rzeczywistość wrze jak wulkan” – miała zapewne
na myśli obrady Okrągłego Stołu, mogła też mieć w pamięci słynny artykuł Adama
Michnika pt. Wasz prezydent, nasz premier
drukowany 3 lipca 1989 roku w „Gazecie Wyborczej”. W. Karczewska, Do K. Górskiego 3.08.1989, Łódź [list nr
11 z komentarzem M. Głowy].
[32] Tejże, Do K. Górskiego 7.04.1995, Łódź [list nr 38].
[33] Tamże.
[34] W. Karczewska, Do K. Górskiego 7.07.1995, Łódź [list nr 43].
[35] Tejże, Do K. Górskiego 18.12.1994, Łódź [list nr 30].
[36] W. Karczewska, Do K. Górskiego 18.05.1995, Łódź [list
nr 40].
[37] I to nie jest do końca prawdą,
czy może raczej – i to pozostało po śmierci Karczewskiej elementem jej kreacji lub
gry pozorów. Jak wskazuje M. Głowa, pisarkę „w jej mieszkaniu przy ul. Staszica
odwiedzali m.in. Lucyna Skompska, Henryk Pustkowski, Grażyna Pułaska, Tadeusz
Błażejewski, Andrzej Wanat, Feliks Fornalczyk i Jerzy Poradecki”. M. Głowa [w:]
tejże, Do K. Górskiego 24.12.1992, Łódź
[list nr 21].
[38] W. Karczewska, Do K. Górskiego 7.07.1995, Łódź [list nr
43].
[39] Tejże, Do K. Górskiego 11.06.1995, Łódź [list nr 41].
[40] „Ten rozgrywający się tu i teraz dramat cieni
przeszłości zaświadcza o nieprzeniknioności ludzkiego istnienia, wyraża
zadziwienie jednostkowym losem, nieodgadnionym dla nas samych, zamkniętym dla
innych, nawet dla najbliższych, wciąż odsłaniającym swe nowe oblicza”. L.
Skompska, dz. cyt.
No comments:
Post a Comment