Myślę o powracaniu miast, Anno.
O zimnym, alpejskim powietrzu
i zaciekłej dumie arktycznego wyżu.
Mogę zaintonować oresteję.
Jestem gotów odwiązać krtań
od pieśni pełznącego języka.
Ach, chłodna ręko Ateny.
Fleszu naczyń krwionośnych.
Sterownio statków pełnotliwych.
Podnoszę słoik pełen octówek.
Nad rzeką trwa święto
dzienników pokładowych.
14.04.2012
2 comments:
I mnie potrzeba alpejskiego powietrza, świeżości i melancholii poranka. Chodziłabym boso po rosie i szeptała dzienniki pokładowe do ucha nieznanego lasu. Wielki dąb znałby moje myśli i dał siłę by trwać...
W tym wszystkim jest jeszcze czas na Taszlich. Nie tylko na alpejski poranek, ale na wartką rzekę taką, jak ta z finału "Austerii"...
Post a Comment