Saturday, December 31, 2011
Abiectum (14)
wymowne. zastanawiam się,
jak mogłeś to zlekceważyć.
sonet usłyszeli wszyscy:
zima w calais. pierwsza
pieśń lidokainy. parodos.
uciekli, uderzając o siebie
paskami trenczy – taniec
skórek od chleba. nie:
nie nadaremnie gradient
stał się rozejściem. ulica
w mieście redliną. a oto
i noc interlinii. włączony
procesor tekstu, eliksir.
word new.
word miserere.
tak śpiewam tobie,
martwemu.
o pierwszym
miesiącu roku.
31.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Pożegnanie"
Wednesday, December 28, 2011
Abiectum (13)
nikt z was jeszcze nie rozpaczał.
nie widział obłoku ogolonej
głowy ludzkiej. nawet jeśli
zauważyłeś lirę w ustach
drapieżcy, milcz. nadal ktoś
woła za tobą, wciąż rozsuwa
ekran i rozciąga dysk
horyzontu.
śnieg, przelotny deszcz,
ballady geometrów.
powoli pęka kołyska
archipelagu:
przez dziecko
przesypuje się
kamień
tynk
i powróz.
27.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Pustka"
Sunday, December 25, 2011
Abiectum (12)
wystarczy więź. niewiele er
wypełni resztę naszego życia.
owszem, może odnajdziemy
przenośnię ludzkiego ciała:
kobiety stwierdzą, że są nią
nasiona storczyka. mężczyźni
dostrzegą rozbitą pasiekę.
jeśli jednak zbudzić bożka
małych zmartwień, biada.
wszystko znów skryje się
pod słupami cieczy i scali
ze sobą petitem jednej
tonacji. tego nie zmieni
już nic. scena pożegnalna:
między ojcem a synem
ideogram zmierzchu.
25.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Cisza II"
Wednesday, December 21, 2011
Abiectum (11)
opowiadałem o tobie,
relikwio.
głęboko
osunęło się oko antyfony,
którym zapragnąłem cię sławić
w miastach mojego kraju.
niezdolny do śpiewu
nie wiedziałem, co
ze sobą począć.
zaplanowałem
traktat.
to zrozumiałe:
zadać sobie ból,
mówiąc o chlebie
stającym się
wydmą.
po chwili
modlić się
do przesuniętego
dotyku.
20-21.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Twarz"
Sunday, December 18, 2011
Abiectum (10)
Friday, December 16, 2011
Abiectum (9)
najukochańszy. na szczytach gór
kończy się właśnie ziemski rok.
przyszedł wreszcie czas, w którym
zrozumiałeś, czym jest smutek
odrzutowców i potworny jęk
odlatującego oddechu. źdźbło,
liście konopne: rozsypują się
i okrwawiają tor tego pędu,
co dopiero serce. widziałam
obłęd w oczach chłopców.
dotykałam u znachora
ich przeciętych mięśni:
gdy ostrożnie wyjąć
wiotczejący język,
z ust wypływał kłąb
rudego powietrza.
16.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Powroty"
Szafa nr 41/2011: Karczewska
Dramat Wandy Karczewskiej nie jest wyłącznie dramatem utraconej narracji. Świadczy on również o porażce literatury głównego prądu, o jej niedostatecznej sile uogólniania polskich przemian literackich, zwłaszcza: przemian w centrum literatury regionalnej. Negacja literatur regionu doprowadziła do stanu swoistej afazji, rodzącej się zarówno wewnątrz krytyki literatury, jak i w obrębie metodologii badań literackich. Nie tylko czytelnik nie wie, w jaki sposób odnieść się do strategii pisarskich Karczewskiej. Nieświadomi poetyk regionalnych stają się również krytycy i historycy literatury. Brak metody rekonstrukcji intencji autorskiej doprowadza do zaniku systemu modelującego tekst literacki. Oznacza to dokładnie tyle – mówię tu w imieniu badaczy współczesnej literatury polskiej – że straciliśmy szansę pełnej filologicznej egzegezy dzieł takich, jak Głębokie źródła lub Wizerunek otwarty. Idiolekt pisarzy podobnych do Karczewskiej zróżnicował się bowiem do tego stopnia, że wytworzył metanarrację poza narracjami wiodącymi.
Matka na oświęcimskim obłoku. O nostalgii i sadyzmie w utworach Wandy Karczewskiej
Thursday, December 15, 2011
Szafa nr 41/2011
Trudno badać poetów fenomenologicznej pociechy. Z jednej strony są oni przecież świadkami śmierci tematu literackiego, z drugiej jednak pozostają w zagadkowy, niemniej jednak transcendentalny sposób, wpisani w literackość. Jak się wydaje, dobrze opisują ich kategorie filozoficznego witalizmu: najwyraźniej można mówić o nich jako o poetach odnowionych, zregenerowanych i odświeżonych. Pojęcie odrodzenia dotyczy w tym wypadku zarówno odnowy semantycznej, jak i językowej tekstu. Co jednak wymaga podkreślenia: witalność nie dotyka świata przedstawionego ich wierszy. Poeci fenomenologicznej pociechy pozostają lub mogą pozostawać pesymistami, a wręcz uchodzić w oczach interpretatorów za „tanatologów”. Do grona piszących w ten sposób skłonny byłbym zaliczyć wielu. Przedstawię jednak tylko dwóch: Jerzego Beniamina Zimnego, autora tomiku Dystans (2009) i Macieja Woźniaka, twórcę Ucieczki z Elei (2010).
Źródło i śmierć. Fenomenologia jako egzegeza literacka
Literackość jest dla Zimnego hekatombą – wyłanianie się semantyk poetyckich w Dystansie wydaje się jednocześnie nieść za sobą siłę porodu i smutek poronienia. Nie ma różnicy między źródłem a śmiercią, narodzinami a rzezią niewiniątek. Fenomenologia rodzi się w krwi i zaczyna swoją wyprawę od rany – to zdaje się przyznawać podmiot liryczny Zimnego. Woźniak patrzy dalej. Jeśli przywołać metaforykę Urszuli Kozioł, ruch rzeczy jest dla autora Iluzjonu ruchem naziemnym, powierzchniowym, oscylującym, ruch słowa zaś – krążeniem podziemnym, nagrobnym, zapadającym się ku dnu. Litera rodzi się w uniwersum Woźniaka ze szczątku rzeczy, żywi się ich synergią, literatura zaś, jak się wydaje, jest postfenomenologiczną rozprawą ze światem.
Tuesday, December 13, 2011
Abiectum (8)
spójrz proszę: dzień ma się
już ku zachodowi, a pustą
część mieszkania oświetla
wreszcie snop drżącego
światła. czas metamorfozy
jest bardzo krótki, ojcze.
wiedz, że zawstydziłbyś
mnie, ukazując mi swoją
przemianę. pomyślałbym:
oto nagość, nic jej nie
poruszy ani nie wzniesie.
wybiegłbym na ulicę,
plącząc języki świata.
mówiłbym rodzinom:
odrażające,
odrażające.
13.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Twarze: 6"
Saturday, December 10, 2011
Abiectum (7)
w hołdzie tobie,
który tu pozostałeś
najdłuższe rozmowy świata
i jego najciemniejsze noce.
– cały ten ferwor wokół sekretów:
parabole, refleksy, przewracanie
ciał –
nieszczęsne ochędóstwo.
liryczne hic est nihil.
będziesz łaknął i pragnął,
a ja wskażę studnię i pokarm.
kiedy się wzmocnisz, nazwę cię
swoim ojcem. już zrozumiałeś:
splendor umiera. któż może
wiedzieć, co żyje dłużej:
dolmen czy sprzączka
nad otokiem czapki.
stąd wielka wędrówka
tysięcy mężczyzn
przeprawiających się
przez zabite rzeki.
– zabij mnie ojcze.
bóg powiedział:
paroksyzm.
drzewo krzyknęło:
natychmiast –
10.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Przemijanie"
Sunday, December 4, 2011
Abiectum (6)
krótko trwała moja rozpacz.
przyzwyczaiłem się do małych
gruzełków pozostawianych
na rzeczach przez wszystko,
co utraciliśmy, ojcze. buduję
teraz ogród i łączę ziemię
z pędem. wierzę, że w końcu
narodzi się ciało, nie zaś jego
przetoka. nie boję się zarazy
ani ryku ulewy. drżę jedynie
na myśl o pałeczce cholery
wielkości szpilki. boże, ona
odwróci nasze skóry do piasku,
a wówczas nic dla nas, ojcze.
może kwiaty na poplamionej
ligninie. może resztki ampułki
wbite w naszą twarz. według
starych wiar w czasie choroby
przez ziemię przetacza się
zaklęcie. nie mów go, ojcze.
rozprosz ciemność nocy.
4.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Ulotność refleksji"
Saturday, December 3, 2011
Abiectum (5)
nadszedł czas łamliwości.
jeśli dziś lub jutro ostrożnie
dotkniesz styliska siekiery,
nie dotkniesz styliska, ale
pękającego ościenia. nikt
nie podpowie ci, czemu
na dnie starorzecza osad
zmienił się w proszek,
dlaczego ciało skręcone
w sennik nie znalazło
swojego miejsca pod
ziemią. to ty jesteś
galernikiem: kochasz,
ekshumujesz, żywisz
i dajesz nadzieję. jeśli
zatrzyma cię oko,
wyłupisz je gałązką.
jeśli wstrzyma skóra,
przebijesz ją żaglem.
3.12.2011
Krzysztof Schodowski, "Spotykamy się po tamtej stronie"
Subscribe to:
Posts (Atom)