krótko trwała moja rozpacz.
przyzwyczaiłem się do małych
gruzełków pozostawianych
na rzeczach przez wszystko,
co utraciliśmy, ojcze. buduję
teraz ogród i łączę ziemię
z pędem. wierzę, że w końcu
narodzi się ciało, nie zaś jego
przetoka. nie boję się zarazy
ani ryku ulewy. drżę jedynie
na myśl o pałeczce cholery
wielkości szpilki. boże, ona
odwróci nasze skóry do piasku,
a wówczas nic dla nas, ojcze.
może kwiaty na poplamionej
ligninie. może resztki ampułki
wbite w naszą twarz. według
starych wiar w czasie choroby
przez ziemię przetacza się
zaklęcie. nie mów go, ojcze.
rozprosz ciemność nocy.
4.12.2011Krzysztof Schodowski, "Ulotność refleksji"
2 comments:
Czekam na tomik, czekam...
Wiem, Małgosiu. Wszystkie siły teraz wkładam w Abiectum. Niedługo koniec.
Dziś doszedłem do wniosku, że epilog mógłby być napisany w formie poematu trzynastozgłoskowcem.
Muszę to sobie dokładnie wyobrazić.
Ściskam Cię i dziękuję, że czytasz to teraz - kiedy się rodzi.
Post a Comment