|
Andrzej Olczyk, Linia życia III |
Ten obraz mógł namalować
Judasz. Zamiast gniazda kołyszącego się na fałdach udrapowanego materiału,
mogła – tak jak na obrazie Harmena Steenwijcka – pojawić się czaszka. Znak
śmierci umysłu z dawnych barokowych realizacji Olczyk zastępuje pół-znakiem:
przedwczesnych godów, pozornych narodzin śpiewu, niespiesznym okresem adwentu
odwlekającego pustkę przełomów. Zbyt
wiele tu bowiem powodów do smutku i niepokoju: podwieszone na fałdzie gniazdo
wydaje się zbyt drobne w porównaniu z masywnym
kształtem butelki, a układ gałązek je wyściełających jawi się jako
odrealniony: pajęczynowy i koncentryczny. Ciężar realno-metafizyczny przedmiotu
został na obrazie Olczyka wyraźnie przesunięty: o ile na płótnie Steenwijcka
czaszka ułożona na księdze utożsamiona zostaje z muszlą leżącą na blacie, w
„Linii życia III” dwóm poplamionym pędzlom wciśniętym niedbale do słoju-flakona
odpowiada rozrośnięta i okorowana gałąź. Dualizm pędzla i gałęzi z obrazu malarza
nie tylko uosabia przejścia między czaszką a muszlą z obrazu Steenwijcka, lecz
także – sam w sobie – uwypukla ściśle trangresywny charakter martwych natur:
podwójność kuropatwy i żelaznych rękawiczek na dziele de Barbariego, a także
jabłek i rośliny doniczkowej na płótnie Cezanne’a.
|
Harmen Steenwijck, Vanitas |
|
|
Por. także:
|
Krzysztof Schodowski, Naumann Ideal |
|
|
|
|
Ten obraz mógł namalować Jan Ewangelista.
Niejednolita, pierzasta faktura tła uprawdopodobnia upływ czasu kosmicznego i
jego wymiar absolutny. Czerń wydobywająca się zza popiersia zyskuje niedocieczony
w pełni kształt odwróconej kurtyny i tworzy wraz z ornamentami trzeciego planu –
zalążkującymi prefiguratami pnączów i wodorostów – obraz przeciętego estuarium.
Podobnie jak Olczyk, Schodowski ośrodkiem wewnętrznym obrazu czyni nie znak, lecz
jego fatamorganę, substytut, placebo. U tego pierwszego rozrośnięta gałąź, u
tego drugiego – owalna, napuchnięta gałka oczna umieszczona na postumencie:
symbol groteski wywyższonego widzenia – doprowadzają siłę studium do implozji
ram przedstawiania. Ikona z „Naumann Idealu” ma w sobie coś z umowności kodu
portretów Arcimboldiego. W dziwnym humanoidzie Schodowskiego, w rozrytym uosobieniu
maszyny piszącej, tkwi jakaś pierwotna nieikoniczność – bliska ekstrawaganckiemu
stylowi portretowania głów włoskiego manierysty. Schodowski, twórca cyklu „Twarze”,
artykułuje transgresywną naturę portretu, reikonizując jego ramy – niejako mierząc
się z czasem zastygłym: „przed ostatecznym podziałem na zgrzytających zębami i
śpiewających psalmy” (Z. Herbert).
|
Giuseppe Arcimboldi, Vertumnus |
2 comments:
Prawdziwa sztuka jest sub rosa dla przważającej większości ogółu. Stąd tak niewielu jest w stanie ją zrozumieć. Może też dlatego potrafi być tak bezcenna.
Krzysztof Schodowski jest według mnie Artystą Wibrującym..
Jego obrazy wwiercają się w każdą komórkę wsystkich nerwów duszy człowieka.. Podobnie jego słowa, ale obrazem również można przemówić.. Fakt nieikoniczności tego dziwnego portretu Schodowskiego powoduje, że głębiej przemawia on do patrzącego, nakazując mu własną interpretacje, ale też niejako biorąc za rękę i mówiąc: "Chodź, pokażę Ci.."
Schodowski zachwyca i fascynuje..
Pójdę za nim.. Zobaczę..
Post a Comment