Lepszy dla ciebie byłby
świt zimowy.
I sznur i gałąź pod
ciężarem zgięta.
Cz. Miłosz
Panie, który nie miałeś granic
i granic mieć nie będziesz,
przebacz poetom planktonu
poezję kamienia kosmicznego,
przebacz poetom kamienia
plankton zimnych laptopów.
Planktós znaczyło w grece:
błąkający się. Kto tak widział
planktós, zobaczył już go
realnie, w konfrontacji
ze sobą w naturalnej skali.
Iran wiesza swoich poetów.
Gdzieś jest więc i sznur, jest
określona, teherańska gałąź
schylona, Panie, w ciężarze
planktósu. Możemy nawet
mówić o pchniętym rulonie
pośmiertnej erekcji. Biegną,
Panie, za Tobą, wszystkie
gruzy miłości. Nieznane
szerzej znaki. Niewdrożone
marki biologicznej tęsknoty.
A Iran wiesza swoich poetów.
Na trzech poetów planktonu
wypada poeta kamienia.
Nie wiemy, szczerze
nie wiemy, do kogo
mógłby należeć
ten wydalony
welon.
17.05.2015
No comments:
Post a Comment