Sunday, August 12, 2018

Autodafe 2 (13)


61

Błagam, psiknij mi w twarz chociaż paroma kroplami
wiary. A jeśli możesz, nie wahaj się, posłuż się nawet
żelastwem – wtryskiwaczem. Powróć mnie na ojczyz-
ny łono, proszę, nie zawracaj w stronę – sierści, futra,
łapek hejczyzny. Niezły ze mnie cymbał, Panie. Lecz
bądźmy szczerzy, Ty też nie jesteś Jankielem. Byłem
głodny jak wilk, a nie dałeś mi jeść. Wysuszony, wy-
su-szo-ny jak hiena jaskiniowa na solniskach pustyni
Atacama, a nie dałeś mi pić. Czym jest ból o imieniu
bulimia, skoro jednym tknięciem zwala go na ziemię 

62

przerażenimia. Może tak właśnie powinienem czytać
sobie samemu z dłoni: straszne wczoraj – jezioro ma-
rzeń ścięte mrozem koszmaru, niezłe dzisiaj – gorzał-
ka złej perspektywy nareszcie w dobrych rękach, lep-
sze jutro – Księga dżungli mojego życia: w twardych
okładkach śmierci. To frazes ograny jak kaloryfer na
męskim brzuchu, ale pomimo wszystko – jest małym
cudem: wiersz o konsystencji kremu do opalania roz-
wiązuje się słońcem nad moim grobem: zabłyśnie jak
neon nad burdelem, czy spłonie jak burdel od neonu?

63

Proszę, wylej na mnie całą skrzynię wodną benzodia-
zepiny, wyślij za moim utrudzonym toksykomanią u-
mysłem list gończy tabletek nasennych. Znów chciał-
bym usłyszeć nutę człowieczą Czechowicza, nie prog-
ramowalny automat perkusyjny jego znacznie ograni-
czonych kuzynów z odległej przyszłości. I jeśli – tak
modli się sprzedawca chińszczyzny, to gotów jestem
umrzeć za Chiny w – niewypowiadalnych w żadnym
europejskim języku – mękach. Czytelne niebo ponad
poczytnym miastem, które nie uznało – nigdy nie uz-

64

na – mojego honorowego obywatelstwa, przewracam
do góry dnem tak, by złapać pszczołę świetnego best-
selleru – i unieruchomić. Nie jestem godzien: rozpiąć
ci rzepa u sandału, mogę jednak tak skłębić powietrze
nad Twoją stopą, że rzep odstrzeli jak korek od szam-
pana. Myślę, że ostatecznie powinienem stąd zniknąć.
Może przyjąć kulę przeznaczoną dla swojego studen-
ta? Wyczołgać się z uniwersytetu, charcząc, że odda-
łem życie za dużo młodszego od siebie. A zresztą na-
wet nie koniem – powozić mógłbym: gołębiem z ery

65

przedtelegrafowej. Mam w sobie tak wyrazisty: szós-
ty zmysł samozatraty, że wiem. Zrobiłbym prawo jaz-
dy i w ciągu pierwszych dwóch lat umyślnie: zboczył
z pasa, wjechał królowi szos w drogę: po szczerbiec z
tylnych siedzeń. Jakbym czytając cokolwiek, Boguro-
dzicę, Słowackiego, „Miłujcie się”, Muzykę w świecie
starożytnym Curta Sachsa, Szaloną miłość Boga Paula
Evdokimova, „Rycerza Niepokalanej”, żuł obrok nasą-
czony psychoaminą. Ktoś powie, a ktoś to zagada, pej-
zaż jak z Chełmońskiego. Znów we wszystko uwierzę.

*

Wyrównam niwelator, wy-
sunę ukradkiem libellę na 
(niewidzialnym) statywie.
 
11-12.08.2018

No comments: