92
Z
czasów prabóstw nieubóstwialni, z czasów prawiar nie-
powielalni
– ach wy marni, wy marni jak pożar w przeob-
rażalni.
Z drzew melancholii podziemi, daltonizmem pół-
cieni
– ach wy zgwałceni, zgwałceni: zerżnięci u łowców
jeleni.
Jak mąż żył przy mnie, trzask w blask, lecz – mąż
mi
odumarł – na płask. Zaniedbałem jałmużnę, obrosłem
krzyżem
i kurzem, wyniosłem daleko pod górę – swe dło-
nie
czerwonoskóre: z kalendarzy i znaczków w martwole
rozdartych
kubraczków. Spójrz, Sielpio na sojusz w gąsz-
czu
– jak chleb marzę o miąższu. Spójrz, Sielpio w świer-
93
szcza
w kąpieli, a on cię rozniesie, rozbieli: z niemieli do
oniemieli.
Bo jęzor: jest cymbał-morderca – bez (Sielpio)
wierszy
bez serca. Więc spadnij i zimnym ruczajem, ude-
rzona
wierszajem. Z czasów wilgotnej niewsobni na pob-
rzęk
blach niełagodni – zbawili się rybą, podwodni i zba-
wią
się z pawiem u spodni. Ajch, ojch, wy marni, namar-
ni
jak lampka w przepowiadalni, gdy światło jak od bate-
rii
z podomek praminoderii. I na co mi domek chłodzący,
Konstanty
Promieniejący przezwany Niepojętym jak po-
stęp
w roku przestępnym? Jeżeli światło przygasa, jeżeli
94
ktoś
się ośmieli – proszę, by zawarł mi (oczy) – poparzył
mnie:
ukrop idei. To niewidzialna bolesność – na wir-wi-
rującej
wirampie – i matka mi oczu nie zamknie, i oj:ciec
mi
oczu nie zamknie. A z tymi hipergałami: zlękniony pa-
stuszek
nocy: nie chcę zobaczyć Boga: w poprzekręcanej
niemocy.
Zlitujcie się, wolni najmici, niespożyci hobbici,
podejdźcie,
seksoholicy do nieprzytomnej kotwicy – i za-
myszkujcie
od serca po gruzach i po wersach. Wturlajcie
ze
skroni do skroni patyczek przedbogobrewy z porażają-
cym
prześwitem w iluzoryczne przeziewy. Zostaniesz: tu
95
ze
mną na chwilę? Zostawisz matowe transfery? Dwóch
takich
jak ty podpaliłem, wlatując do stratosfery. I rozsy-
pali
się w mroku, wprawieni w seksie z cieniami – w ja-
kimś
ciemnym OIOM-ie, gdzie baśń trwa nad baśniami.
Mówię
z mniejszym przejęciem, gdyż – uzupełnia mnie
wycie:
wszędzie, gdziekolwiek się zbliżę: w zbliżeniu z
Czechowiczem.
Ach marni, ach wasze narowy: jesienią
wśród
opon deszczowych. Ach mierni, ach wasze start-
-głowy
w próg pisma jak z testem ciążowym – Sielpio,
*
ba znów – nie rozumiem:
ja mam tu zginąć, nie ty?
* *
*
Mogłaś nie dostrzec
przejść stylu:
florę licuje tu fauna –
dziecko łka
spazmatycznie – samo –
na placu
Downa.
31.08.2018
1 comment:
Ciekawy tekst.
Post a Comment