56
A może tak
właśnie powinno być i tak jest najlepiej.
Na statku – pod dostatkiem,
przy statku – w niedos-
tatku. Kiedy ruszasz
w głąb sklepu: z żywnością, w
pierwszym
spożywczym korytarzu na pewno odnaj-
dziesz pieczywo –
krok po kroku wzdłuż ściany bu-
dynku wreszcie
chleb pod niewywłosionymi opusz-
kami palców – jak
po deszczu słońce, i jak po burej
suce bardzo rudy
rydz. Po czarnej Waris Dirie biała
Waris Dirie, po mrocznej
zagrodzie Natalii – rozpo-
godzona nagroda
Emmy herbu – zielona pietruszka.
57
Sztuka w tym, Panie, tkwi, aby tak: podmajstrować,
by pokiełbasić cokolwiek, lecz nie skaszanić wszys-
tkiego. Tak aby z całego obrazu: urny z sercem sios-
trzeńca – przy łożu zmęczonego, masturbującego się
wuja wyłonić wyłącznie wyrywek: stawianą na bacz-
ność drzazgę, nie całe skrwawione drewno – z woalu
wywikłane formy przeezji przedmiotów: slipki z Bal-
cerowiczem, bokserki z napisem „Pochłaniacz” z Ka-
tarzyną Bondą. Konkurs poetycki o Laur Zakrwawio-
nego Dobermana „Co dla zmysłów niepojęte”. Pamię-
58
tajcie o nagrodach, przecież stamtąd przyszliście. Ja o
nich także – nawet na samym spodzie grafomańskiego
kopca – nie potrafię zapomnieć, wierny doberman Ma-
ryi, groźny dla ludzi – ogłuszony ostatecznie: polanem
przez jej matkę, świętą Annę i odstrzelony dzięki ojcu,
świętemu Joachimowi z rusznicy. Co za noc (wszelkie-
go trwania, lecz bez świateł mijania) i co za podróż, w
niej psy padają jak muchy, a koty tracą zęby. Wszelkie
dysonans i fałsz w Autodafe. Ich przyczyną jest moja
nowa sztuczna szczęka („wicher” pierwszej części po-
59
ematu wyłamał i wywiał mi zęby). Abyście mnie usły-
szeli, jeszcze raz zaufali, rzężę starym, zepsutym klak-
sonem inwokacji: w rzęsistej ulewie – z półdźwięków.
Moja doświadczona emisariuszka, najbardziej typowa
pchła rymu plącze się po t-shirtach waszych mniemań
i przekonań, swetrach wiary, wślizguje się nawet pod
stringi energii życiowej, zwłaszcza jeżeli nie rozstaje-
cie się (nawet podczas snu) z czarnymi okularami mi-
tu o sobie samych. Olszewo Borki łobuzerstwa – zak-
rzykną jedni, Peloponez bandytyzmu – zagryzą ząbki
60
drudzy, dopiero trzeci – zabiją. Do trzech razy sztuka
polska, i prawdopodobnie: tak samo – do trzech razy
sztuka europejska, i sztuka amerykańska. Chciałbym
swoją drogą mieć nazwisko, które – wypowiedziane
na głos, natychmiast ulega biodegradacji – mógłbym
w białych rękawiczkach (słowami) wyzwalać Oświę-
cim. Rozwiedziony z wieloma formami rzeczywistoś-
ci, nie stałbym się nałogowym rozwodnikiem w szpo-
nach pór roku, z rozsądnej oceny łez. Surykatka: z la-
tarką świeci mi ogniem w twarz. Ucieka z piskiem na
*
*
* nocy
* w moich oczach.
6.08.2018
No comments:
Post a Comment