Królestwo Niebieskie
w Przestrzeń Okołoziemską
81
Chałwa
nadchodzącej zagłady przynosi wpierw delikatną
słodycz pojedynczych
śmierci. Tłumaczyłem – dla siebie:
ostrożnie, wchodząc
powoli z niższego stołpu na wyższy,
idąc z długimi
przerwami, jakby z daleka, rozkwilę w ca-
łości baszty
waszych umysłów, aż odparuje spod gruzów
cały cukier
puder waszych myśli samobójczych. Niepra-
wości, przeniewierstwa,
nieszpory sycylijskie: wszelkiej
szkarady
zostawimy daleko za sobą. Jak gdyby wszeliki
ślad po nas
zaginął, nie wrócimy – na dywaniki polskich
melchizedeków, pod
nadzwyczaj tajemnicze, jasne krys-
82
towo oblicze. Do
was należy wybór: Jan z Dukli, Karol z
Bredni, a może czekanie
na jeszcze kogoś innego, listy w
butelce
filtrującej Dafi, listy miłosne, wyborcze, listy goń-
czo-samobójcze –
na Berdyczów do Godota. Ja: wkładam
płatek
śniadaniowy między ostatnich żyjących bohaterów
Operetki
Gombrowicza.
Zjadają swoje ogony, wymiotują
cieniami,
zjadają swoje cienie, ale posileni, pijani: wsiądą
na koń husarze. Nie,
nie penis tym razem, odwalona skiba
napuchnięta deszczem
w moich spodniach. Pługi w moich
dłoniach rwące
się do niewyskibionych ról: z mojej piersi.
83
Chałwa
nadchodzącej zagłady przynosi wpierw delikatną
słodycz pojedynczych
śmierci. Świat matowieje: a gaśnie,
aż wreszcie przybiera
na wadze jakby pod naporem niewi-
dzialnej zasłony
z gumy do żucia. Dobrzy ludzie – owiani
złą sławą –
czernieją na wietrze. Źli – skąpani w pianie ko-
rzystnych
fluidów – mamroczą meszkiem znanego wiersza
w fatycznej
mgle. Nie dasz wiary, ale dałem całą nadzieję;
w zamian w
żelatynie cnót znalazłem śmiercionośny prion
miłości i zanurzony
w przezroczystym półpłynie prion pra-
zawierzenia.
Cyt, cyt, już można się zabić. W „półświatku”
84
Wiecznych Łowów odszukać
rozległe uniwersum Biesów
Dostojewskiego i
przecisnąć się: przez dziurkę od klucza
(z własnym
pojemnym pendrive’em) do twardego dysku
symbolizmu kosmologicznego.
Informacje, idee, przeczu-
cia. W zaślubinach
Wschodu z Zachodem mógłbym być
świadkiem pana
młodego, a nawet: dalekim przyjacielem
panny młodej.
Powinno starczyć mi wiedzy, co najmniej
na te
czterdzieści intensywnych minut ceremonii. A kim
moglibyście być
wy? Pyłkiem mrówki wspinającym się
po nogawce
drużby? Dzieckiem organisty odliczającym
85
w sznurze
przelatujących nad kościołem ptaków sowy,
puchacze i
kruki? Będąc we wszystkim, czym chcecie,
bądźcie wszystkim,
co chcecie. Do was należy wybór,
a Karol z Bredni
to tylko Karol z Bredni – więcej nie
znaczy niż
Fiodor z Pogłoski czy Joseph z Przeświad-
czenia. I nie
będzie już znaczył. Falują stare redakcje,
spadają zamki z
furtek broniących przejść do ogrodu,
fury genialnych
tekstów zjeżdżają nam – po karkach
na głowy naszych
dzieci, skłaniając ich łyse czaszki:
z wielką pokorą
do ziemi, późnymi porami do ziemi.
*
Jestem wrzecionem krwawej Wandy.
Wyszywam Wioletcie niekrwawą ko-
szulę na jej pierwszą tak białą sobotę.
*
Jestem wrzecionem krwawej Wandy.
Wyszywam Wioletcie niekrwawą ko-
szulę na jej pierwszą tak białą sobotę.
29.08.2018
No comments:
Post a Comment