Jakubowi
poprzedzającemu
Jakuba
Pydę, a nawet mnie
96
Z jakiego to
materiału są brzmienia, które składają się na: nazwis-
ko „Dietrich
Bonhoeffer” i – brzmienia, które składają się na naz-
wisko „Janusz
Korczak”? To znaczy: gdybym ustawił obok siebie
piętnaście osób,
każdą – odpowiedzialną za bezbłędną artykulację
dokładnie w tym
samym czasie innego fonemu imienia „Dietrich”
i nazwiska „Bonhoeffer”,
jakie współbrzmienie bym uzyskał: był-
by to magiczny akord?
Każdy, kto oglądał w życiu filmy Disneya,
wie wszelako, że
tutaj: piętnastka dalmatyńczyków nie wystarczy:
i naprzeciw
piętnastu „bonhoefferantów” warto wystawić jedenas-
tu „korczakowców”
i kazać im mówić ich polskie fonemy: równo-
97
cześnie. A że
Polacy są narodem zdradliwym i nielojalnym, warto
czuwać, aby się
nie zmówili i nie powiedzieli naraz innego – choć
podobnego jedenastoallofonowca,
dla przykładu: „Józefa Tischne-
ra” („Józef
Tischner” tak, jak „Janusz Korczak” to całe jedenaście
fonemów). Nie
chcę historii polskiej metafizyki, w której Tischner
ginie zagazowany
z dziećmi w Treblince, Korczak zaś dożywa no-
wego wieku w
Krakowie z Jerzym Stuhrem i Janem Kantym Paw-
luśkiewiczem do
ruchomej, modernistyczno-katolickiej niby-pary.
Tym jedenastu
Polakom współartykułującym „Janusza Korczaka”
należy ufać
bardziej niż wymarzonej jedenastce z dalekiej przysz-
98
łości, która na
dobrym wietrze może współwyartykułuje: „Karola
Samsela”. „Cieszę
się, że idziesz przez tę dolinę”, mówi cicho Ja-
kub Pyda tak, ażeby
nikt: wścibski niepotrzebnie nas nie usłyszał.
„Ważne, Kubo, by
nie usłyszało Cię Twe dziewięć osób – zapew-
ne dziewięciu
młodych, oczytanych Polaków, których okaleczyło-
by trwale: skojarzanie
siebie z dalmatyńczykami. „A jak katem?”,
pytasz.
Kalamburowo odpowiadam: „Lateks latem”, wybacz, lecz
widzę, że:
podsłuchuje nas któryś: z piętnastu „bonhoefferantów”,
jeszcze tego by
brakowało, aby zaczął mówić: Korczakiem, bawić
się naszymi
jarzmami porodowymi – meksyk – bałagan w potoku.
99
Pod jakim
adresem umrę? Pod adresem felicitationes: i aby moje
felicitationes mieściło
się na Wybrzeżu Kościuszkowskim 2, nie:
na Radzymińskiej
34 lub Łęczysku 23, muszę dopuścić się mata-
czenia: wpuścić
kilku odłączonych „tischnerowców” gdzieś – aż
do siebie, by
nauczyli się mówić „s”, „m”, „s”, „l” i aby nie była:
to sikająca
ultradźwiękiem przedniojęzykowość. „Karol Samsel”
brzmiący jak „Józef
Tischner” to prawie jak „Balladyna” brzmią-
ca jak „Alina” (i
oby nie słuchał nas żaden Kirkor, oby pod adre-
sem
felicitationes nie było Jakuba w ożywionym, karaceńskim o-
kuciu, który
zada mi etyczne pytanie, co mogłem z sobą począć).
100
„A jak katem?”,
pytasz. „A jak katem, to wyparuję rozsianą spół-
głoską stwardniałego
alfabetu” – wiem, czym się różni (Jakubie):
stos od
kilkugodzinnej przepustki do Muzeum Sztuki Nowoczes-
nej. Jestem tym
pierwszym, miewam to drugie. Czy uważasz, że
naprawdę poplątałbym
Tischnera z Korczakiem i ze sobą? Ja nie
jestem Danielem
Rycharskim, chociaż: go respektuję – wszelako
nie za Różańce, Ku-Klux-Klan ani Walentynki/Środę
popielcową.
Tischner to
Tischner, a Korczak to Korczak, pomiędzy nimi mur
berliński z
literackich liczb Fibonacciego, za nimi mur milczenia
narodowego i dopiero
ja duszący sekret, aż skurczy się i zsinieje:
*
do – powierz-
chni: siekletu.
Doktorowi Vijoo Ratansiemu,
kanclerzowi Uniwersytetu Wschodniej Afryki
101
Wydaje mi się,
że możesz nie znać kategorii perdurantyzmu – to
podstawowe pojęcie
ontologii trwania charakterystyczne: tak dla
eternalizmu, jak
i prezentyzmu. Jestem antyperdurantystą, co jest
widoczne od 71. ogniwa:
1) piękno urzeczywistnia się w trwaniu;
2) jak
stwierdziłem, nie szukam i nie odnajduję piękna; 3) nie mo-
gę tym samym
szukać i odnajdywać trwania; 4) litery nazw włas-
nych, nazwisk,
wszelkich słów takich, jak „Józef Tischner”, albo
„Karol Samsel”
nie brzmią jedna po drugiej, lecz w pozornej, ka-
kofonicznej wskutek
jednoczesności całości; 5) a jednak – ludzie
się jednoczą, nieważne,
że czynności jedenastoosobowego chóru
102
wypowiadającego
litery „Józefa Tischnera” nie zostają: zrobione
jedna po drugiej
w trwaniu; 6) tak samo jednoczyłoby się: stu sie-
demnastu
pianistów, bo załóżmy, że Etiuda
rewolucyjna Chopina
ma 117 taktów i
stawiamy 117 fortepianów, do których angażuje-
my 117 mężczyzn
grających równocześnie inny takt utworu (jest
to i tak spory
skrót symboliczny, mężczyzn powinno być – około
sześciuset – każdy
zaangażowany do innej nuty); 8) nie twierdzę,
że nie istnieje
gdzieś perdurantystyczne Nairobi, nie szukam Nai-
robi, to
wszystko i muszę się z tego wytłumaczyć. Inaczej aniżeli
w świetle
postestetycznego antyperdurantyzmu nikt nie zrozumie
*
ważnych ogniw
96.-100. tłumaczących
powoli: istnieje
świat-świat po Nairobi.
1.04.2019