Jakubowi
Pydzie
91
Myślałem, że
jestem katyńskim oficerem. Myślałem, że to śmierć,
a nie twardy sen
po długim dniu czytania: Tolkiena oraz Barriego.
Myślałem, że
jestem akademikiem w samym jądrze Sonderaktion
Krakau.
Myślałem, że to napisane ostatkiem własnych sił – nowe
Milczenie
Norwida, a nie zgrywne Brzuchomówstwo.
Byłem pew-
ny swego: to opus, to nie szmira magnum, jestem: i mohikaninem,
i dyletantem,
ale bardziej mohikaninem. Naprawdę dzień po dniu
upewniałem
siebie coraz bardziej w przekonaniu, że – tak, jestem
wielkim
katyńskim wojskowym – nie losowym mózgoroztrzepem
do dobicia. I
jak Boga kocham – gdzie jak gdzie – lecz w Katyniu
92
nie ma miejsca
na pryszczycę, tylko na – udałą, zatlenowaną krew
(jeśliby krótko
mówiąc – Drakula żył, byłby transylwańskim enka-
wudzistą). A
jednak buchnąłem czarny jak świnia, uparty jak osioł
po całym
szarodrobiowym wybrzeżu – Rosji Północno-Zachodniej
(zmumifikowanym
prosiętom, które spowiłem, nie pomogło nawet
staranne
cesarskie cięcie: odpakowałem się prawie tak, jak wysoka
funkcja
reprezentowania realności w poezji Miłosza: w 1987 roku).
A jednak
strzyknąłem starym powietrzem jak podziurawiony wore-
czek na
przysięgi i obietnice, który uwierzył, że serce człowieka to
puszystość, nie
przeschnięty trzpień w pomidorze drgającym mimo
93
jesieni. Czosnek
stosunku zgnił, tracąc do końca resztkę swoich cu-
downych
właściwości naturalnego antybiotyku. Jeszcze do wczoraj
nieśmiała
studentka pierwszego roku – poparta moim wsłuchaniem,
zachęcona
dandyzmem sądów w NKWD – mądrze zauważa, że nie
mam już
nietypowego brzucha katyńskiego Kartezjusza, a: zwykły,
przejrzały
kałdun, wyrastające pod piersiami zatrute jabłko wrzoso-
wisk dotknięte
wodą starczego kosmacenia się. I obyś zamarzł nad
tą czekoladową
rzeką, Katynniaku – mówi, rejestrując się nieuważ-
nie na zajęcia,
które będą tylko kuligiem, sankadą metempsychozy.
94
Szmirusy,
symbolodłuby, dramato- i poematokopy nie mają: duszy
nieśmiertelnej,
lecz wyjący na pełnej głośności teatr telewizji z Jus-
tyną Sobolewską
w roli Aldony Sekuły i Karolem Samselem w roli
bezimiennego
„pryszczatego” starożytności. Aldona nie zna „prysz-
czatej” Hellady
i wierzy, że można zobaczyć w Moskwie: Dwanaś-
cie
prac Putina i nie spóźnić się: na własne nawrócenie
we wszyst-
kich stu
czternastu kościołach rzymskokatolickich – Winnicczyzny.
Karol widział
nie tylko: „pryszczatą” Helladę, lecz także – Winnic-
czyznę
„pryszczatą”, jego problem polega jednak na tym, że rozeg-
zaltowany aż po
granicę dnia i nocy, cynicznie nie dowierza: temu,
95
co zobaczył. Trudny
arkusz maturalny, czy: sympatyczna rozmowa
z Nicolas’em Boileau
o sztuce w głębi zawiei elektromagnetycznej:
pomylona
korepetycja przy ćmiącej lampie, co nie goreje. W słusz-
nej wielkości
paragwajskim kościele w Suadrelii znajduje się – tra-
westacja Corpus Hypercubus Salvadora Dali:
mężczyzna jest: nagi
i odwrócony do
góry dnem; kości proroków – przewieszone: przez
obraz są trzy,
cztery razy większe od zwykłego szkieletu, aby – po-
większyć
wrażenie, zmieszane bowiem zostały z poprzedzielanymi
kośćmi koni. Nie
nazwiesz tego rozwielitką, a skoro Katynia także:
nie chcesz nazywać
rozwielitką, Katyń musi stawać się – Suadrellą.
*
[
To (wszystko)
moja wina. Mnie, mnie
zarzygano od
stóp do głowy: światłem,
które gdyby do
nich dotarło, pokrzyżo-
* *
wało ich
zmęczone chimney sweeping,
w Krakowie,
Poznaniu, Łodzi – nie na-
prawialiby
zegarka siekierą, napisaliby
* *
*
wielką pompejańską
Suadrellę,
nie niby-kartagińskie
Autodafe.
]
30.03.2019
No comments:
Post a Comment