Sunday, March 10, 2019

Autodafe 3 (14)


Krzysztofowi Schodowskiemu

66

Nie byłem bity do nieprzytomności kolbami sowieckich karabi-
nów, nie dość tego: nigdy nie będę po dwóch cesarkach, nie bę-
dę nawet po jednej. Czy to oznacza, że skale: mojego cierpienia
nie przekroczą pewnego zasadniczego progu, bo naturalnie: tak
właśnie narodzony, jestem gitarą o zablokowanym pręcie: regu-
lacji gryfu? W Autodafe liczyłem się oczywiście z tym, że zgril-
lowanie artysty nie będzie dla nikogo rozgrillowaniem w ogóle:
całego człowieka – pod śmierć. Nie będąc jednak: drugim Piot-
rem Szczęsnym, liczyłem, że nie upadnę całkiem w ziemię: jak
upadłem, wrzeszcząc z rozerwaną na strzępy: nadpodstrunnicą.

67

Boże, jak ja się sparszywiłem. Starszy – od kalendarzy z Janem
Pawłem Drugim spoglądam: na Wadowice – jak na Casablankę
polskiego katolicyzmu i myślę: o wierszu Hartwig: jasne niejas-
ne jasne niejasne. Przeciw takim, jak ja spisała zresztą Hartwig
całe bloki wierszy po dwutysięcznym roku – jej Uciekam, ucie-
kam albo też jej Klarysew są dla mnie, lecz nie o mnie – słodki
grafoman w śniadego barbarzyńcę: poznała mnie w końcu, mia-
łem szesnaście lat, płonęły wszystkie meble: wolne z wyprawo-
wymi. Przeczytaj najlepiej To mówią udokumentowane. Zobacz
to sam: jak donośnie potrafi mówić tłumaczka Ginsberga, Cend-

68

rarsa w pluralis maiestatis. Zdrętwiałem – kiedy zobaczyłem to
wszystko po raz pierwszy, zafaszerowany: smoliście mrocznym
zmierzchem w środku olimpiady literatury polskiej (późna Hart-
wig tematem dla młodych olimpijczyków?). „Fellini mówi: jes-
tem kłamcą / Miłosz mówi: jestem złym człowiekiem // kiedyś
nie dowierzano przechwałkom (los mój przesądzony – przynaj-
mniej w jej pokojowych, przyjaznych oczach: myślałem) teraz
powątpiewamy w prawdę samooskarżeń / wiemy że prawda (a
jeśli wynika z wieloletniego, autystycznego wpatrywania się w
ciemność?) niedostępna jest również w rejonie zwierzeń” – jak

69

ja się potwornie sparszywiłem: tęgie, w ogóle nieprzerzedzalne
bakenbardy zła zwinęły mi zawiesiście aż dwie długości głowy.
Z drugiej strony – może nie jestem dalekim ascendentem Samu-
ela Becketta, nie oznacza to jednak, że wyznaczam jedynie tyle,
co Pan Pompaliński literatury polskiej. Wyobraź sobie Hartwig
zresztą, lecz nie tak jak zazwyczaj – oddzielającą Settembrinich
od Pompalińskich spojrzeniem zamęczonej pantokratorki, a ma-
jącą wysterylizować (od brzegu po brzeg) cały rozwrzeszczany,
sierściaty kosmos i nie podruzgotać się własnymi nogami. Dob-
re kilka lat temu zapragnąłem wierzyć w to, że istnieje świat in-

70

ny pod każdym możliwym względem. Autorka Wierszy amery-
kańskich (nie kto inny) pisze tutaj (potrafi napisać!) Metafizykę
dwugłowego cielęcia, a mnie konającego, rozgniecionego wóz-
kiem do rozpoławiania traktorów nie znajdują przypadkiem: w
kapuście poematu – pośród tysięcy, tysięcy tysięcy: paraliterac-
kich odruzgów. Chciałbym rozpołowić się nie dlatego – by um-
rzeć, lecz ażeby schronić w sobie (przykładowo) swojego syna;
i jeszcze synów, córki innych bliskich mi poetów. Bo: to nie są
proste, dwuwymiarowe Autogilotynki Czachorowskiego. Zrobi-
łem nazbyt mało i Norwidowski tytan flegmy zmienił się w dzi-
siejszego karła ze spermy. Nie zaspokoję kilku najważniejszych

                *

pragnień niebem nad Płoskirowem. Nie
zaspokoję głodu – plackiem karaibskim.
Nie byłem bity kolbami karabinów: nie
zaspokoję diabła nad sobą – prasobą - -. 

10.03.2019

No comments: