Tuesday, March 12, 2019

Autodafe 3 (16)


Jolancie Szafrańskiej

76

Mówię pełnym głosem. Moja płynna smółka wysycha: w pierw-
szy, twardy kał, ale mój utwór wcale nie znajduje się w postpro-
dukcji. Mój utwór znajduje się w grobie, na którym ( – za swoje
pieniądze – ) umieściłem napis: „polski test Turinga: na odcinku
literatury miał miejsce między 2017 a 2019 rokiem – Aż po dziś
dzień pozostaję w pełni odpowiedzialnym za niego: koordynato-
rem, profitentem, największą ofiarą – Karol – Scientia est nostra
vis”. Długi dzień kontra mordercza noc. Z szamba wyobraźni do
brodzika intelektu wiedzie nie tylko droga uzdolnionych hydrau-
lików, lecz i pielgrzymów: niezmotoryzowanych praplantatorów

77

dalekomorskiego domysłu. Jestem wśród nich – ale ciągle udaję,
że nikogo nie znam. Zdominowany przez tłum, lecz  nietykany,
przechodzę przez morze czerwone mojego autyzmu i przepatruję
nieścisłość bielizny w spragnionych, wodnych odmętach. Genial-
ny czeski hermetysta, Martin Mrskoš puka do przesuwnych i bez-
przylgowych drzwi filmu Climax Gaspara Noé, jednak: wcale nie
dostaje się do środka, podobnie jak nie przekracza półlistwowego
progu Domu, który zbudował Jack. Mrskoš w Autodafe? Może by
wytłumaczył lepiej niż ja sam, że nie jestem jedynie: estetycznym
mścicielem, który uparcie, pod żadnym warunkiem: nie chce pow-

78

rócić do Nairobi, bo w Nairobi dokona się jego błyskawiczna ekst-
radycja. Nairobijskie wydają mu się zarówno Powrót posła Juliana
Ursyna Niemcewicza, jak i Ikonoklazm Jana Rojewskiego: pastwis-
ko Szkoły Rycerskiej obrasta trawą ozdobną wydawnictwa a5 oraz
zbożem sportowym Biura Literackiego. Na nasze nieszczęście: po-
jawia się Atillâ İlhan, który na młodych kłosach odkrywa zarówno
zgorzel przedwschodową, jak i powschodową – i powstaje okolicz-
nościowa, pastewna świat-antologia, której żadną miarą nie można
wnieść na najkrótszy choćby obiad czwartkowy. Poniatowski – nie
może zobaczyć Pauliny Pidzik w tym stanie, przyjdzie wszelako ta-

79

ki dzień, w którym Paulina (całkiem zdrowa) wjedzie do Wilanowa
na rydwanie z łez, miażdżąc i odsyłając w ciemną niwecz Hymn do
miłości Ojczyzny. Wyczekuję tego dnia, ponieważ uważam, że cała
Polska potrzebuje takiej pół-skandynawskiej właśnie, historycznoli-
terackiej Matki Bożej, kacerki i heterodotki, która przyspieszy poe-
tycką schizmę między Polską Południa oraz Polską Północy. Uwie-
rzywszy we wzajemny sedewakantyzm, przyznamy równolegle, że
literaccy papieże: rządzą w Krakowie i w Warszawie – tym samym:
Kraków jest Awinionem Warszawy, Warszawa z kolei: Awinionem
Krakowa. Nikt mi nie uwierzy, uznam wszelako, że będzie to dzień,

80

w którym radość życia, pasja, dowcip, eutymia: ostatecznie zatrium-
fują – tak jak zatriumfowały w 1054 i 1378 roku. Pośród większości
sedewakantystów będę rzadkim sedeprywacjonistą. Jak wiele wypo-
wiem pełnym głosem, bo Nairobi będzie we mnie – współobezwład-
nione i przytwierdzone do serca, a nie ja – w Nairobi! W jakże wiele
sposobów na jakże wiele pytań finalnych odpowiem pseudometodo-
logicznie i pseudonaukowo, kopiąc gumowy, fizjologiczny kaganiec
światu w samą twarz! Oto próba Turinga, której poszukiwałem, pró-
ba ognia, niezmierzonego zaufania i miłości! Płoniesz-chwalisz nie-
informatyczną wielkość tak, jakby Hannah Arendt była Twoją kole-

                *

żanką z pracy, a Julia Kriste-
va dziewczyną z sąsiedztwa!   

2.03.2019

No comments: