Wednesday, December 29, 2010
Kommos
on nas opuścił aleksy.
dziś nocą po charkowie
spacerowały dziewczyny
z przestrzelonymi piersiami.
na placu swobody
zabito starą nikołajewną
zasypali ją śniegiem
jak nierozciętą księgę.
mógłbym podnieść kamień
i wepchnąć go w usta -
tyle nam zostało
z bólu mitologów
z krwi oszołomionych.
myślę o wandzie.
co dziś mógłbym zrobić
z chlebem na jej oczach?
z kostką świętej łucji
w szkatule rodziców?
to właśnie jest hańba:
skraj śmierci i miłości
ręka przepalona
pożarami lasów.
wyszedł nazajutrz
i kazał tu umrzeć.
w soborze uspieńskim
rozkruszył różańce
jak brzytwy pełne
gnijącego światła.
29.12.2010r.
Friday, December 24, 2010
Śmierć Michała Archanioła
Dusze jednodniowe,
oto początek nowej wędrówki okrężnej rodu śmiertelnego,
wędrówki kończącej się śmiercią.
Platon, Państwo
o, nieprzemijający:
dziś przezroczyste
mówi do mnie
najczystszym spośród
języków rzeki.
to co najważniejsze
zostawiam między żaglami
oddaję niezaślubione
morzu północnemu.
zostanę napomniany
wszyscy święci pańscy
przyjdą do mnie martwego
i zwiążą światłem lunety.
na belce twardej jak kość
piszę o moim poczęciu
alfabetami pomyłki.
o, nieprzemijający:
dziś przezroczyste
już mnie nie okłamie
źródło fałszu pełne
spłonie na południu.
jak drzewo.
jak łachman.
24.12.2010r.
Tuesday, December 21, 2010
Zeszyty Poetyckie/Literacje: Oszukani
Hańba, nierealność, tkwienie poza linią fortuny losu. Trylogia poetycka Krzysztofa Szymoniaka jest walką przeciwko nostalgicznemu oszustwu. Z tej właśnie walki zdaje on relację i po jej odbyciu formułuje dramatyczny wniosek: jesteśmy cywilizacją oszustwa, ci, którzy zabijają mit nostalgii, zostają wydziedziczeni z własnego utożsamienia. Właśnie ich najbardziej tłum nienawidzi. Stąd nieustanne powroty, wędrowania, odejścia z oszustwa w oszustwo nawet tych, którzy kłamstwu się sprzeniewierzyli. Dzieje ludzkości są dziejami samooszukiwań – w rzeczywistość to nie homo faber, ale homo fallax jest w planie ludzkim ideałem stratega.
Solilokwium oszukanego. O oszukaniu przez nostalgię w trylogii poetyckiej Krzysztofa Szymoniaka.
Saturday, December 18, 2010
wszystko owocuje
pochłonąłeś nas.
co mam powiedzieć
tym których zabijesz
w samym sercu arki?
pochłonąłeś nas.
na jasnym placu
murowałeś źródło
zsuwałeś zasłony.
pochłonąłeś nas:
tu muszę mówić -
miłość nie ustaje
wszystko przetrzyma
pochłonąłeś nas:
gniew może być ciszą
poznałem traktaty
pełne gróźb i cieni.
wiem.
o własnych siłach
noszę w sobie światło
palących się żywcem.
18.12.2010r.
Saturday, December 4, 2010
zakończ mnie proszę
A zostawszy sam Anhelli, zawołał smutnym głosem.
Cóż robiłem na ziemi? Byłże to sen?
J. Słowacki, Anhelli
mogłem przysiąc
i nie byłaby to przysięga
rzucona morzu
z płonącego okna.
ich w niczym by
to nie zmieniło -
nie zmienia ciała
owocujący ugór
ani przebity rewers.
mój czas się cofnie
twój nie przepłynie:
nieufni byliśmy
całą zimę życia -
jedliśmy posiłki
zatrute ogrodem.
-
anioł osadników
to tylko opowieść
snuta z białej krwi.
złota linia woli.
4.12.2010r.
Sunday, October 31, 2010
Literacje
W umysłach młodych historyków literatury istnieje wiele gier teoretycznych, które chcieliby załączyć jako innowację do metody swoich badań nad autorem. Podczas pewnego z popołudni spędzonych w Instytucie Filozofii i Socjologii UW na Krakowskim Przedmieściu pomyślałem o jednej z nich właśnie w kontekście fenomenu głosu twórczego Zbigniewa Herberta. Chodziło mianowicie o projekt badania wyznaczników dzieła autorskiego i próbę podjęcia opisu jego dalszych losów w sytuacji, w której nie zostałoby ono przerwane śmiercią twórcy. Czy – skrupulatnie badając dynamikę rozwoju literackiego pisarza (analizując chociażby ewolucję idei etyczno-estetycznych w Studium przedmiotu, Raporcie z oblężonego Miasta, Elegii na odejście etc.) - zdolni bylibyśmy prognozować intencje zawarte w jego kolejnych książkach? Czy drobiazgowo wyznaczywszy sinusoidę głosu Zbigniewa Herberta, moglibyśmy antycypować, z jakich komponentów tworzyłby on publikacje po Epilogu burzy?
Komu tobie na imię? O heteronomii głosu poetyckiego we wczesnym dziele Zbigniewa Herberta
Sunday, October 24, 2010
Kamienie - Pieśni na pożegnanie (koncert)
Dziękuję Państwu za obecność podczas wieczoru i wysłuchanie pieśni na pożegnanie. Dziękuję kawiarni Retrospekcja za wyjątkową aurę spotkania i ciepłe przyjęcie. Dziękuję Magdzie Harasimowicz za "doskonałe dopełnienie". Zdjęcia autorstwa Mariusza Bobera i Pawła Łęczuka. Więcej fotografii i słowo o koncercie na blogu Paweł Luis. Żegnajcie nieznajomi.
Friday, October 15, 2010
Biuro Literackie: Przystań!
W kapsule "złotniejącego świata" Marii Konopnickiej niepełnosprawny Bóg Ojciec Jarosława Marka Rymkiewicza zdaje się jakby nieco bardziej władny. Szczątki Pantokratora ciągle w nim muszą tkwić i ulegać świętej przemianie, skoro nieszczęsny Robert Emmet z "Pocałunku Roberta Emmeta" właśnie przez wzgląd "na rany Chrystusowe" całuje policzek zadającego mu śmierć kata. Jednak Demiurg Konopnickiej, podobnie jak Pomylony Starzec Rymkiewicza, jest tak samo zdruzgotany od środka. Jakby w jego centrum trwał potężny ośrodek nicości, z każdą chwilą przyrastający na swej niszczycielskiej sile.
W złotej kapsule
Myślę, że w serię "44" warto również - oczywiście, tak jak dotychczas, na zasadzie podobieństw formalnych lub treściowych - włączać pracę redakcyjną średniego i młodego pokolenia poetów. Poza autorami powojennymi retrospekcyjnego wglądu wymagają poeci dwudziestolecia międzywojennego, m.in.: Julian Przyboś i Władysław Sebyła, jak uważam - wpływowi we współczesnej literaturze. Warto także zastanowić się nad tertium comparationis, za pomocą którego łączono by klasyka z jego współczesnym redaktorem - istnieje wiele propozycji-kluczy, które uwzględniałyby również poetyckich redaktorów pokoleń młodszych. Choćby (przywołam kilka godnych uwagi): Julian Przyboś - Miłosz Biedrzycki, Władysław Sebyła (dla przykładu legendarna Pieśń szczurołapa) - Szczepan Kopyt, Maria Komornicka - Marta Podgórnik, Jerzy Liebert - Tadeusz Dąbrowski, Aleksander Wat - Paweł Kozioł.
Tertium comparationis
Friday, October 1, 2010
Kamienie - Pieśni na pożegnanie
Zapraszam na koncert poetycki promujący "Kamienie - Pieśni na pożegnanie", który odbędzie się 17 października 2010 roku (niedziela) o godz. 17.00 w kawiarni "Retrospekcja" na ul. Bednarskiej 28/30 w Warszawie. Gitara i pianino: Magdalena Harasimowicz (Kraków), słowo: Karol Samsel. Przed spotkaniem i po nim będzie można zakupić książkę w cenie promocyjnej.
Tuesday, September 21, 2010
Nokturn op. 30 nr 9
Bolesławowi Małkowskiemu
dobranoc matko.
nie wniosłem twojego głosu pod koszulę.
nie pozwoliłem koralom pełzać po przedsionkach.
jestem już sam i mogę powiedzieć z całą pewnością:
na ścieżkach nie było niczego
czego byś nie zauważyła pierwsza.
na co komu umysł pełen krwawiącej nieobecności.
mówili mi że serce mędrca mieszka w domu żałoby
a ja im nie wierzyłem.
poszedłem dalej.
i dalej.
spode mnie wysypuje się człowiek.
wylewają ze mnie ojca.
zdejmują w pralni jego powłokę
i parzą oczy żelazkiem.
pod ziemią śmieje się bóg.
z mojego medalionu się śmieje.
z belek matko. z dwóch belek.
dobranoc grzana w ciepłej kuli.
w poranionych piersiach
w parujących cieniach.
pierś na cieniach:
świat jest czułą zabawką.
dziś mógłbym umrzeć.
ktoś trzyma mnie nad gniazdem
i wiem że zwolni obręcz.
bo dobra jest ta noc.
jej cena rośnie
jak dziecięca pascha
na przekór rodzicom.
z belek matko. z dwóch belek.
w poranionych piersiach.
wylewają ojca.
dobranoc.
wrzesień 1989 - wrzesień 2010
Biuro Literackie: Przystań!
Czym zatem byłaś, Stratygrafio, zanim stałaś się "startą grafią"? Czemu to, co kiedyś było "Startem", dziś uczyniono "stratum"? W Nostalgii, przedostatnim filmie wyreżyserowanym przez Andrieja Tarkowskiego przed jego śmiercią na raka płuc w Paryżu w 1986 r., szaleniec Domenico dokonuje w Rzymie na oczach tłumu, w trakcie wykonywania 9. symfonii Beethovena, samospalenia. Eugenia, jego piękna przyjaciółka, podbiega do mężczyzny zbyt późno, aby go powstrzymać. W tym samym momencie melancholijny Rosjanin, Andrei Gortchakov dopełnia misję podpalacza, niosąc przez basen św. Katarzyny w jednej z włoskich wiosek palącą się świecę. Świat zrasta się w tragiczno-komiczną ikonę, w poiesis. Ten obraz - uszkodzonego, okaleczonego zrostu - reżyser dedykuje pamięci swojej matki, swojego Punktu Alef, opowiadając się tym samym po stronie swojego imiennika, zanurzonego z palącą się świecą w rytualnym zbiorniku. Po której stronie opowiedzą się muellerowscy stratygrafowie dnia dzisiejszego: po stronie Domenica czy Andreia? Innymi słowy, co czeka nas samych w nadchodzących proroctwach literatury: pożoga czy "niebo gwiaździste"?
Kontinuum w piekle. Studium po stratygrafii
Monday, September 13, 2010
Przeźrocza cz. 11
Sunday, September 12, 2010
Wakat On-Line
Mimo fantastyczności pomysłu, warto już dziś przedłożyć współczesnej literaturze ogólnoliteracki projekt powrotu do źródeł epiczności. Wytworzenie w latach 2010 – 2020 zwartej szkoły poetyckiej o korzeniach post-epickich równałoby bowiem proporcje dykcyjne i nadawało literaturze jej pierwotny, agoniczny i konfrontacyjny charakter. Wierzę głęboko, że wskutek tego rodzaju konkurencji w poezji: rywalizacji post-epiki z negatywizmem, pojęcie dykcji literackiej uległoby znaczącym przekształceniom, udostępniając czytelnikowi wgląd w twórczy pełnogłos generacji, a zarazem precyzując i systematyzując opinię krytyczną o pokoleniach kolejnych dziesięcioleci, począwszy od demonstracyjnego „otwarcia” z lat 90. Od slamu zatem ku agonowi – zgodnie z zasadą kulturowej retrospektywy. Od determinacji do konsternacji – zgodnie z zasadą miłoszowskiej ars poetica.
Śmierć i zaświaty eposu. Próba panoramy poetyckiej post mortem
Ostatni dzień Pompei
byliśmy wulkanem, przyjacielu.
to przez nas tamta libijka
leży z piersią pełną
wysypującej się biżuterii
obok chłopca, który zrozumiał,
że świat jest zderzaniem
bicza i ornatu.
nie jest mi już przykro –
śnieg najwyraźniej
i o nas się upomniał:
świetlówki w salach zajęć
jak w domu chorych na febrę
płynęły za nas dwóch
sprawiedliwym odblaskiem
białych godzin ubrań.
gdybym wierzył w dybuka
lub w odwrotność losów,
przyniósłbym ci wtedy
coś bardzo prostego –
składanego na słowach
niesionych donikąd.
twój dziennik już
dawno spaliliśmy;
na czarnej podłodze
tkwi wciąż moje imię:
obraz karla briułłowa
ostatni dzień pompei.
ściana parteru
szkoły podstawowej.
12-13.09.2010r.
Saturday, September 4, 2010
Statki
vladimir dojedzie na drugi dzień –
jego stary ojciec zaczął majaczyć:
kolejna oszczędność obietnic
w jego nogach zrasta się już na powrót.
i doprawdy nie wiem, czy ślubowaliśmy
donieść ten matecznik do gmachu ogrodów
(moja przyjaciółka waleria nie wierzyła,
że gaje się palą tak jak skaleczenia),
czy tylko zamknęliśmy archipelag
w grubym rodzicielskim kapturze
pełnym kłębków wapnia i sarkofagów –
zapytam vladimira, dokąd dziś pójdziemy,
ale na razie południe. matecznik
na brzegu sanu. modlę się do infanta
z ceuty, martwej natury mężczyzny.
jego alby są szorstkie. głos bujny,
nieprzejednany. dla kogo ta jasna trwoga?
statki z ludźmi, zwierzyną i prosem?
vladimir odwiedzi mnie jutro.
ty czołgasz szkaplerz liczb pierwszych
już dziś:
po posadzce.
w termach.
przed izbą.
Warszawa, 5.09.2010r.
Thursday, September 2, 2010
Wieczornica
nazwiemy cię marek.
ostatni syn apostaty,
zwany zasłoną i salamandrą.
marek od księgi. marek u wejścia.
wszystko, co przyniosłeś ze sobą:
obrączkę córki, płótno renoire’a,
torbę z peruką na ogoloną głowę,
spalimy rano w kuchence za domem.
moja piękna żona rebeka -
rebeka promienna:
całun pocałunku
i łuska rozwielitki -
zaśpiewa dla ciebie
wiersz o ścięciu kirke.
rozpali oleje rozlane na patio.
twoje słowo złożono
w zimnej gramatyce:
to, czego doświadczyłeś,
jest pyłem słabości,
odłamkiem wahadła
na skalistej plaży.
i tylko luminarze
wracają na twą ziemię.
semafor z monstrancji
rozjaśnia gwiazdę karłów
jak punkt na zachodzie
ściągnięty ku podłożu.
przyjdzie służba, marku.
gorączka eremitów
zagna nas pod dęby
i podsunie dłonie
pełne martwych zatok.
pewnie się uśmiejesz
serdeczniej niż wymowniej -
nie pamiętam, chłopcze,
kto paraliżował.
Ostrołęka-Warszawa, 2-3.09.2010r.
__________________________________________
Zofia Rydet, z cyklu "Oczekiwania"
Wednesday, September 1, 2010
Pryzmat
a jeśli mój bóg i pan
dotrze nad tę rzekę
i zapuka zimnym
kaduceuszem
w świecące gardło
miasteczka?
gdzie podzieję
wzrok i głowę
ukołyszę?
czy będę parakletem,
czy tylko drzazgą
z arki?
prowadź,
ktokolwiek,
ciemną trzciną
klekotu.
w wiotkim
znadkolwiek
namaść wody
ciała.
jeśli zemrę
w spoiwie,
źródle
ścian i wyjścia,
daj
ścięty szałas -
ani szczątku.
Miejsca.
1.09.2010r.
Saturday, July 31, 2010
Hellespont. Heban - Żelazo
Już mamy to za sobą, szepcą
upojone radością siostry. Za sobą, za sobą,
kochane, mówi matka, jej zniszczona,
ciężka ręka głaszcze mnie po głowie.
P. Esterházy, Wozacy
czy mnie potępiasz demeter?
w składnicach cedru
nie ma już ani jednej jętki,
ani jednego hologramu
w drzewie ciepłych języków.
wysłuchaj spowiedzi
mężczyzny o kościach
w odcieniu murzyńskiej
pieśni narodzin.
demeter, zawrzyj pakt.
powierzchnia, którą wskazujesz
nocą, nie jest pokładem pełnym
przerwanych kontynentów.
nikt nie nadpływa. ojciec nie żyje.
statki są tylko plamą układową.
podnieś garsonkę, demeter.
na wschód od hipodromu
spalają właśnie kolonię
chciałabyś umrzeć w klinice?
demeter, podnieś to,
(ciało jest
naszym domem)
czym chcesz umrzeć.
Hotel Continental KM, 30 lipca 2010r.
Friday, July 30, 2010
Eugeniusz
Z cyklu: TRENY
Być świadkiem przeniesienia, nieść w rzeczach frontalność,
wszystko to, Eugeniuszu, wsunąć aż do środka
kapsuły manuskryptu, wypchnąć na dno spotkań:
musisz zawrzeć przymierze – w kadr odprysku, w marność.
A jeśli tło preparatem, jeżeli – teksturą?
Boże mój, gdzie jest profil? Kto go tak ograbił?
Które ciało pasażem? Czy już kogoś strawił
skrzep ziem i pożywienia, zwany żyzną kulą?
Eugeniuszu, dzień pierwszy będzie dniem ostatnim,
nie wiem, kto nam napełnił śmierć arkami zdumień,
nie potrafię wyliczyć tych, którzy przepadli
i których potopiono jak opera mundi
po finale wszystkiego, końcu, który spadnie
na głowę, Eugeniuszu, w suche tory trumien.
Krynica Morska, 29.07.2010r.
*Eugeniusz Nikodem (5 IX 1930 – 17 IV 1986), cmentarz w Krynicy Morskiej.
Magdalena
Z cyklu: TRENY
Z rozpadu, Magdaleno, z torfowisk wróć do mnie,
spłonęła pieśń mieszkalna, przestrzenie wytruto,
jestem bardzo zmęczony, jakby czarną grudą
powietrza rozniecono we mnie starty promień.
Gdzież śmierci jest twój oścień, gdzie twoje kolczyki?
Kolczyki, Magdaleno? Te koloru białka?
Ktoś wyniósł ci je z domu, a dom z katafalku;
skórą zagniótł wnętrzności, rozstawiając wnyki?
Jest jeszcze pewien opór, oszczędność granicy,
w którejś z cieplarń na rogu śpi kość barwy ciała,
nikt nas tu, Magdaleno, łamiąc, nie przeliczy,
zostawią nas na słońcu, pod zdrobnieniem pary,
wysuszonych oprawią nożami leśnicy,
nie znikniesz, Magdaleno: będziesz dogasała.
Krynica Morska, 28.07.2010r.
*Magdalena Paraszko (18 III 1910 – 9 V 1984), cmentarz w Krynicy Morskiej.
Wednesday, July 28, 2010
Bernard
Z cyklu: TRENY
Keine, keine, keine…
KL Stutthof
Chciałbym pomóc, Bernardzie, donieść cię cielistym
do skrawka, w którym zaczną budować tobie ląd,
ale coś cię przesłania, strzaskuje w mokry strąk,
Bernardzie, woda skomli – trwa nadprzezroczystość.
Jeśli spłyniesz w dorzecze, wiedz, że są już obok
ciała zwarte, skrzypiące, futra miękkie od farb,
chciałbym pomóc, najdroższy: wypalę się jak dar,
rozsypię się po strunach, rozcieńczę strzęp sobą.
Biada nam niesłyszącym, na pniach z żelaza sen,
w domach, w oknach z fenolu pierwszy wylew granic,
śmiejesz się najserdeczniej, a śmiech twój: niebo, pręt;
twoja skóra rozkwita, jakby rozgwieżdżanie
było dziełem zarodka, otuliną z piętr –
– iluminuj, Bernardzie, władaj przenikaniem.
Krynica Morska, 27.07.2010r.
*Bernard Krawczyk (5 V 1884 – 22 III 1940), KL Stutthof.
_______________________________________________________
Fot. Arthur Tress, Last Portrait of My Father
Sunday, July 25, 2010
Leszek
Z cyklu: TRENY
Co z nami będzie, Leszku? – Folia na chodniku
powoli matowieje w żółcień lub w elegię.
Niedorzeczność znad rzeczy: modlitewnik, grzebień;
wszystko śpiewa psalm stopni, hymn do celowników.
Zostawiono nas samych, twardych od miłości,
jeżeli umrze z nami, zanim nas rozbiorą,
zasypią łzą pryszniców, oddadzą upiorom,
Leszku, co im zwrócimy, kochając najprościej?
Na tamtym zdjęciu stoisz jeszcze w środku gestu,
popołudnie w Radomiu, kawiarnia "Zimowa",
masz w sobie coś z wilczycy, obumierasz w przestrzeń,
ocean na twych rękach – lepkość wyładowań.
Boję się śmierci, Leszku, chyba nie czas jeszcze,
by wyjąć nas spod ziemi. By tobą całować.
Krynica Morska, 25.07.2010r.
*Leszek Pieczyński (1947 - 19 V 1990), cmentarz parafialny w Ostrołęce.
Thursday, July 15, 2010
Maria
Z cyklu: TRENY
Mam uwierzyć w Boga
Jak mam wierzyć w Boga
jeśli nie mogę wierzyć w zmarłych
Dariusz Dziurzyński, Treny dla Magdy
Porozmawiajmy, Mario, zimne akwarele
pod maską samochodu palą się od krwi,
pomódlmy się do ciała – ciała jest niewiele,
co więcej: obumiera. Jak monada z rdzy.
Nicość klątwy fragmentu, nicość penicylin,
jesteś, Mario, granicą, smugą elektryczną
w domu, którego włókna tkacze już przeszyli,
rzecz z osobą skrawając: odłamek wzdłuż stycznej.
Coś zostanie, Mario, w pustych torach strzału,
podobnego do ciebie – sen na stacji dializ?
martwa światłość świata? drugi spływ udaru?
Będę płakał na wylot, bo czym jest paraliż,
jeśli nie karnawałem, śpiączką w Kafarnaum?
Jeśli nie śmiechem matki, pchniętej do oddali?
15.07.2010r.
*Maria Dreszel (8 XII 1950 – 4 II 1985), Cmentarz Parafialny w Ostrołęce.
Sunday, July 4, 2010
Przeźrocza cz. 10
Wednesday, June 30, 2010
Przeźrocza cz. 9
Wednesday, June 23, 2010
Tuesday, June 22, 2010
Przeźrocza cz. 7
Friday, June 18, 2010
Przeźrocza cz. 6
Wednesday, June 16, 2010
Puszka Pandory
pytałeś o martę. nie żyje.
wyśpiewała hallel ku czci
spalonej ziemi i zasłoniła się
przepołowioną iskrą jabłoni.
michał wyjechał do madrytu.
przed odejściem zabrał żonę
na bal a kiedy zadławiła się
resztką złotego środka odwiózł
ją do szpitala świętej zofii
na sygnale o trzeciej nad ranem.
michał nie pamięta marty. ciągle
powtarza: obdarto mnie z powietrza.
myśli o córce zabitej pod placem
zabaw w sześćdziesiątym trzecim
i słucha the doors. marta miała syna
ciepłego jak nabój. nigdy nie wystrzelił.
pamiętasz tamtą jesień pod cytadelą?
marta zgubiła perłowe kolczyki.
gdy michał podniósł pierwszy z nich
z ziemi w mieście od gorączki
umarło jedno dziecko.
17.06.2010r.
Sunday, May 16, 2010
Winkelried
Zacząłem się uczyć
nowych słów i praw
umiałem już rozróżniać
wszystkie barwy wroga
T. Śliwiak, Poemat o miejskiej rzeźni
rok osiemdziesiąty czwarty.
powiedziałem krystynie
że w składzie żelaza na wschód
od katowic wystawiają kordiana.
że z wyszehradu przyjechały
aktorki w strojach koronczarek
i aktorzy w kitlach cyrulików.
kto zostanie z mateuszem? –
- zapytała o nasze dziecko
jak o płonące astrolabium
lub o przekwitły ogród.
powiedziałem krystynie
że zostawimy go u rodziny
w rudzie. że mu się spodoba.
w trakcie jazdy czytała poemat
o miejskiej rzeźni. podkreślała
fragmenty ołówkiem cynowym.
czy boisz się acedii tak jak się boisz
śmierci w samochodzie? – zapytałem
jakbym pytał o rondo vivace w sonacie
beethovena. wiatr uderzył w bagażnik.
rok osiemdziesiąty czwarty.
powiedziałem krystynie
że niczego już nie mamy
prócz skórzanej pochewki
od relikwiarza z arezzo.
że nie została matką
chociaż nią została.
w składzie żelaza na wschód
od katowic wystawiają kordiana.
krystyna poprosiła o paczkę kul
plus papieros. nabiła pistolet i
zaczął padać grad. myślałem:
winkelried kim miał być winkelried
winkelried zmiażdżony tłokiem od gaśnicy.
16.05.2010r.
Thursday, April 29, 2010
Minotaur/labirynt
jesteś zmorą tego miasta
na spiralach rynku wieszasz
stare zwiedzione westalki
i śpiewasz im makbet makbet
dawano ci już znaki
nawet tutejsze spichlerze
nie zmieściłyby omenów
zwanych salwami z pałacu
jeśli spojrzysz na naszą agorę
zrozumiesz czym jest żegluga
krążki blizn pod włosami
i lazarety na plażach
(wstawiaj się za nami
żałobo morskich słupów)
nie będzie to miało znaczenia
ostatnim słowem skazańca
szlifuje się posągi
w grotach italskich nałożnic
bez końca trwaliśmy w drodze
w tobie początku nie było
ruch noża w krakowskim kościele
to tylko spis paru zaćmień
29.04.2010r.
________________________________________
labirynt - autor: albi tutaj
w państwie labiryntu nie ma światła
jest półcień
którzy wchodzą obnażają swoje miecze
ubrani zagłębiają się w nocy
wchodzę
za mną inne cienie
po nitce błądzimy do światła
nagie pod ścianą czeka
omen jasnowłosy
przez jego uśmiech
powiększamy cień minotaura
Monday, April 12, 2010
W domu bez zasłon
środkiem miasta z pośpiechem ubogich pogrzebów
po rzece płynie barka naładowana gruzem
Z. Herbert, Pożegnanie miasta
matko boża smoleńska
na tej ziemi nawet trzmieli
nie sposób pominąć
wszystko zliczone
w rachunku rogatek
a ja parzę herbatę
z miejskiego popiołu
zorzą telewizora
zapięty w pokrowiec
stroję śmierć w żywioł
matko boża smoleńska
na tej ziemi nawet berła
tłucze się o nogi
nie sposób nie słyszeć
wypalania trawy
a ja z parapetu
zbieram resztki sadzy
i śpiewy kościołów
rozebrana pamięć
śni w domu bez zasłon
11.04.2010 r.
Saturday, April 10, 2010
Paweł Kozioł o Manetekefar
Na temat gwałtowności m.in. w Manetekefar artykuł Pawła Kozioła pt. Kiczowata zupa niepotrzebnych uczuć.
Por. Paweł Kozioł, Kiczowata zupa niepotrzebnych uczuć [w:] Lampa 1-3/2010.
Friday, April 9, 2010
Modlitwa po posiłku
zjadłem cię dobry człowieku
a galilejczyk nie zstąpił z nieba
aby rąbkiem swej sukni porazić
światło które dziś połknąłem
jakże miękko mogłem w tobie zakosztować
jeden dzień żałoby wart jest więcej
niż wszystkie tancerki globe theatre
niż glina tańcząca dla pigmaliona
tak jakbym spalał pół papierosa
lub rósł jak strzałka wysokościomierza
płonę jak noc z cudzą gwiazdą w trzewiach
na fotografiach odrywam się od reszty
dziwne że sztukmistrz jeszcze nie przybył
w oknie wciąż leży jego garderoba
tunika znad jordanu parę śladów ciała
niech bóg mu przebaczy jego obojętność
nas już nie rozłączą nawet serafiny
cóż mogą duszyczki przeciwko zrostowi
zjadłem cię dobry zjadłem cię najlepszy
odszedłem od stołu i myślę o tobie
Warszawa, 9.04.2010 r.
Saturday, March 27, 2010
Na ożywienie zmarłej matki
Parę słów o czułości, niewiele, ślepy traf,
białym szlakiem odbarwień, ziemią tęcz i śniegu,
zakrył wszystkim ramiona, a potem cień ze szkła
obiecał, że nikogo nie zbraknie u brzegów.
Ale łódź się zatrzęsła, camera obscura
wypadła z rąk mateczce, splątując się z płaszczem,
popłynęła pokornie jak krew z ran po kulach,
na samo dno przypadku mateczka-drobiażdżek.
Choć słońce całopalne nie świeci już w jej tiul,
a ogary nie pomkną, by strzec jej portretu,
na przedmieściach tej skóry mały oszust, ból,
rozbije wnet namioty bogów z Nazaretu.
Parę słów o czułości, choć trochę, głuchy płacz,
matuchna będzie nimfą albo anielicą,
w strugach wody i ciała obmyje moją twarz
nad zbiornikiem, którego nie spalą ni spłycą.
27.03.2010r.
Saturday, February 27, 2010
Sonata petersburska
w cerkwi kosmy i damiana
stara petra wołodkinowa
(kobieta o rękach samobójcy
i ustach rosyjskiej tancerki)
z ikoną matki opiekuńczej
wsuniętą w rozdarty szynel
opłakuje swojego małżonka.
ciało dymitra jest już rozdzielone
na wiele promieni i stężeń.
biodra dymitra przypominają lato
w sankt-petersburgu (trudno w to
uwierzyć, ale wciąż są w nim
te wszystkie apteki oddalone
od newy na długość lekarstwa).
petra zmęczyła się długim grzebaniem:
marzy o dalekich wyspach sachalinu
i o mężczyźnie (piersi jak dwie hostie
rozpuszczone w krzyżmo), o którym
będzie mówić adonai intonując ruskie
hosanna. który nie umrze od razu
ani z pierwszym porażeniem wiatru.
dusza dymitra jest już oddana
rzece zdrajców i oskarżycieli.
głowa dymitra myśli o aktorkach
z teatru maryjskiego (jak wdzięcznie
tańczyłyby w wodzie przejrzałe niczym
liście herbaty lub kłącza serpentyny).
o śmierci, tak bardzo niefrasobliwa.
módlmy się za petrę,
gdy nicość ją pochłania
czarnym dymem korzenia
kosteczka po kosteczce.
módlmy się za dymitra,
gdy zaczyna płakać
z nogami splątanymi
trawą apokryfów.
27.02.2010r.
Słowo do Edypa
opowiedz nam o tym
nad czym tracisz kontrolę
i o tym do którego
mówisz asperges me
zdradź jak każdego dnia
zasłaniasz dłońmi okna
i kradniesz matce ciało
tkanina za tkaniną
wyobraź sobie chłopca
galopującego na koniu
który lewą ręką przyciska
do boku modlitewnik
kiedyś zatrzyma się
pod twoim domem
i krzyknie że przybył
bo musi cię ukarać
przypomnij sobie helenę
trojańską lub którąś z kobiet
z filmów viscontiego
ją przekonaj o niewinności
oczywiście twoja krew
przewyższy naszą krew
razem z twoim bogiem
my z dala i na deszczu
luty 2010r.
Saturday, January 30, 2010
Wołyń - porwanie Sabinek
nie należałyśmy do pokolenia
potomstwo nasze lżejsze od eteru
tym bardziej się cieszymy że tutaj dotarłeś
że pełen nadziei czytasz tę linijkę
słowo się czerwieni prawie tak jak łono
i nie ma różnicy między śmiercią znaku
a śmiercią oznaki tak było zawsze
naturą rzeczy życie w dormitoriach
chciałybyśmy prosić abyś nas pokochał
kiedy na planetach zabraknie już kochanek
chciałybyśmy prosić abyś nam przebaczył
jeśli nas zabiją zbyt mocno lub na zawsze
30.01.2010r.
Monday, January 18, 2010
Empire State Building
widzisz, jaki śliski materiał, córeczko?
założę się, że nosi się go jak powłokę.
albo jak zapach mszy, rozdarty między
spódnicą a futrem baranków pańskich.
no ale przejdźmy do sedna sprawy.
doskonale wiemy, po co tu przyszłaś.
będę mówić wieloma językami i proszę,
byś mnie zabiła tym oto mauserem.
moje ciało nie zasługuje na zesłanie
do chłodni, córeczko. przenieś mnie
zatem do szpitalnej jadalni i postaw
krzyż z gazet lub z piszczeli. szybko.
uwiniemy się z tym w pięć dni.
kiedy przyjdzie mesjasz, nie włączaj
muzyki, powiedz, że mama pojechała
znaleźć broń i trochę ciepłych kwiatów.
że pozdrawia z kościoła na przedmieściu.
że nim powie cokolwiek, mówi dobranoc.
Warszawa, 18.01.2010r.
Sunday, January 17, 2010
List do kusiciela
Zdzisławowi T. Łączkowskiemu
wydawało by się że nic
cię nie powstrzyma mon pere
i nawet karta tego wiersza
ukłoni się tobie z rozpaczą
i spójrz tylko na ten uśmiech losu
nie tak wszak bywa ze śmiercią papieru
przypomnij sobie jak płacze robotnica
w przędzalni którą właśnie detonują
nie faust nie był moim kuzynem
to tylko lichy dramat charakterów
nic nieznaczący z perspektywy tego
co w imię twoje czyniono mi na przekór
nie mam już czasu na rzeczy ciemne
wart będę tylko salw na pamiątkę
starzeję się jak rybak nie jak poeta
zostaną medaliki kupione na kalwarii
pora uśmiercić resztę uczynków
nim przyjdzie posucha i oczyszczenie
obyś miał rację że jak pisał błok
przetrwa mnie świat który stworzyłem
gdy kiedyś będę wołał o wodę
przysyp mnie studnią jakuba
16.01.2010r.
Subscribe to:
Posts (Atom)